DZIEŃ, W KTÓRYM ZATRZYMAŁA SIĘ ZIEMIA. Oryginał i remake
Mimo, że od premiery filmu Roberta Wise’a minęło 58 lat, jego antywojenne przesłanie wciąż pozostaje aktualne. Film znajduje się na liście najlepszych filmów wszechczasów w TOP 250 wg IMDb i uważany jest za jeden z najważniejszych obrazów SF w historii kina. Owszem, warstwa wizualna i zachowania bohaterów mogą dziś nieco razić naiwnością, historia uproszczeniami, a fabuła błędami merytorycznymi. Owszem, przebrany za robota człowiek wzbudza uśmieszek (ale sympatii!), podobnie jak skafander Klaatu i jego statek kosmiczny – ale u Wise’a najważniejsze jest przesłanie i właśnie dzięki niemu oryginalna wersja Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia do dziś pozostaje przykładem doskonałego połączenia formy z treścią, bo choć mówi o rzeczach oczywistych, to robi to z niezwykłym urokiem, wyczuciem i domieszką humoru. Nawet dziś lądowanie spodka w centrum Waszyngtonu robi wrażenie, a niektóre dialogi wciąż wydają się świeże i znakomicie pomyślane, bo za nimi kryje się mnóstwo obserwacji społeczno-socjologicznych. Film mówi wprost o nagonce na “obcego” i niechęci do podjęcia z nim rozmów. Co więcej, mówi wprost o niemożności nawiązania dialogu nawet między państwami świata, o niemożności odstawienia na bok problemów mikro, w świetle śmiertelnego zagrożenia w skali makro. Kosmita mówi: nie zniszczę Ziemi pod warunkiem, że zbierzecie w jednym miejscu przywódców wszystkich państw i wysłuchacie mnie. Władze USA zdają się odpowiadać: to niemożliwe, wolimy zginąć… albo zabić ciebie. Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia Roberta Wise’a to jednak przede wszystkim inteligentna satyra na konflikt między Stanami Zjednoczonymi a CCCP. Bardzo interesujące są sceny, w których widzimy jak Klaatu przysłuchuje się rozmowom zwykłych ludzi, którzy podejrzewają, że przybysz wcale nie przyleciał z kosmosu, tylko “wiadomo skąd”. Równie ciekawie spędzamy czas towarzysząc Klaatu i Bobby’emu podczas zwiedzania Waszyngtonu i poznawania “ludzkości” od kuchni. W pamięć zapada też scena, w której Klaatu i Bobby stoją wśród gapiów obserwujących spodek kosmiczny i Klaatu opowiada nieświadomemu chłopcu o różnych szczegółach technicznych statku. Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia Wise’a (twórca m.in. Dźwięków muzyki i współtwórca West Side Story), to naprawdę znakomicie skonstruowana, ponadczasowa historia z humorem, dreszczykiem i co najważniejsze z bardzo mądrym, ale nie infantylnym morałem. Powstały w roku 2008 remake w reżyserii Scotta Derricksona (twórcy niezłych Egzorcyzmów Emily Rose), który jest jednym z najmniej potrzebnych remake’ów w historii X muzy, nie dorównuje oryginałowi do pięt. Wydźwięk antywojenny zastąpiony został nieco enigmatycznym żądaniem zaprzestania niszczenia planety. Niestety, Klaatu nie precyzuje czy chodzi mu o wydobycie ropy, efekt cieplarniany, dziurę ozonową, genetyczne modyfikowanie żywności, czy też żebyśmy zaczęli wszyscy kupować torby ekologiczne. Tym razem więc, prawie nie dziwię się ludzkości, że zamiast wdać się z Klaatu w dialog, postanowiła z nim ostro powalczyć. Klaatu też nie daje sobie w kaszę dmuchać, bo w nowej wersji jest znacznie brutalniejszy od pierwowzoru z roku 1951. Nie cacka się ze stającymi mu na drodze żołnierzami i policjantami – to akurat ciekawa zmiana w charakterze postaci, a i drewniany Keanu Reeves całkiem nieźle wpasowuje się w rolę. Nowa wersja jest niestety znacznie mroczniejsza od oryginału, przez co brakuje jej lekkości, swoistego ciepła i spokoju bijącego z filmu Wise’a, który przecież też mówił o wiszącej nad nami zagładzie. Bardzo przeszkadzał mi w nowej wersji Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia, mały Jacob Benson (Jaden Smith), który zachowuje się w stosunku do matki i Klaatu w sposób tak odgórny i arogancki, jakby pozjadał wszystkie rozumy świata. Co więcej, po kilku minutach słuchania jego złośliwości oraz upierdliwych (i oczywiście diablo inteligentnych!) pytań kierowanych do dorosłych, miałem go po prostu dość. Wiecie, taki irytujący mały dorosły, zachowujący się jak ktoś o 10 lat starszy. Na szczęście w połowie filmu Jacob zaprzyjaźnia się z Klaatu i przestaje denerwować widzów, może dlatego, że do końca filmu już niewiele mówi. Skoro już powstał ten nieszczęsny remake, oczekiwałem od niego efektów specjalnych, od których zbieleje mi oko – wszak kręcony był m.in. z myślą o pokazach w kinach IMAX (ja oglądałem w normalnym kinie). Niestety, twórcy chcąc chyba oddać cześć oryginalnemu filmowi, stworzyli robota bardzo podobnego do tego z roku 1951, tylko animowanego komputerowo i wyższego o kilka pięter. O ile kula, w której przybył Klaatu wygląda dość przekonująco i niepokojąco (dzisiejsi widzowie raczej nie kupiliby spodka), tak wygląd robota jest nieco, że tak powiem: niesatysfakcjonujący. Okej – pomyślałem sobie – jest cholernie wielki robot, jest też cholernie wielki oddział wojska, a więc nic tylko czekać na cholernie widowiskową finałową nawalankę siły kosmicznej z siłami ziemskimi. I co? I gdy wydawało się, że za chwilę doświadczę niewiarygodnej feerii efektów specjalnych… robot zamienił się w chmurę złożoną z mikroskopijnej, kosmicznej szarańczy, która niczym biblijna plaga miała zakończyć egzystencję człowieka na planecie Ziemia. Szkoda, że w filmie, który nie zaoferował niczego odkrywczego w warstwie merytorycznej, zabrakło również porządnych scen batalistycznych, które mogły nieco podratować to skazane na niepowodzenie, remake’owe przedsięwzięcie. P.S. Słychać tu i ówdzie pogłoski, jakoby w nowej wersji Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia nie padały słowa: “Klaatu barada nikto”. Nic bardziej mylnego! Słowa te padają z ust Klaatu leżącego po postrzale, gdy Gort po unieruchomieniu i “ogłuszeniu” zebranych na placu żołnierzy i naukowców, zamierza zaatakować Helen. Po pierwsze: słychać, że Klaatu wypowiada trzy słowa – świadomie przez twórców zmiksowane tak, by brzmiały niewyraźnie, przez co “bardziej obco”. Po drugie, gdy padają te trzy słowa, Helen spogląda z zaskoczeniem w dół, na wypowiadającą je istotę. Po trzecie: Gort po tych trzech słowach przerywa atak. Oglądać uważnie, zamiast puszczać w eter ewidentne bzdury! |
|
Tekst z achiwum film.org.pl (22.01.2009)