search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

DZIEŃ, W KTÓRYM ZATRZYMAŁA SIĘ ZIEMIA (1951)

Jakub Piwoński

13 sierpnia 2016

REKLAMA

Spotkania z Obcymi to od zawsze jeden z wdzięczniejszych temat dla fantastów. Z uwagi na fakt, że motyw ten pokierowany był lękiem przed nieznanym, zazwyczaj mieszano go z odrobiną katastrofizmu. Idąc za myślą H. G. Wellsa i jego Wojny światów, perspektywa konfrontacji z przybyszami z kosmosu od początku kojarzyła się negatywnie, a wizje przybierały kształt inwazji, której założeniem było zniszczenie gatunku ludzkiego. W latach pięćdziesiątych, czyli w czasie eksplozji popularności kinowej fantastyki kontaktowej, pierwsze próby podejścia do tej tematyki poszły jednak nieco na przekór oczekiwaniom widowni. Tak powstał Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia z 1951, kiedy to Obcy przybywają na naszą planetę z wyjątkowo pokojowym nastawieniem. W ich postawie miało się bowiem kryć ważne przesłanie dla świata.

Reżyser filmu, Robert Wise, zapisał się w historii jako hollywoodzki rzemieślnik, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Potrafił poradzić sobie z niemal każdym materiałem. W wielu gatunkach próbował z powodzeniem swoich sił, na koncie ma westerny, melodramaty, dramaty historyczne i wojenne, a nawet musicale. Najsłynniejsze pozycje z jego filmografii to oczywiście West Side Story i Dźwięki muzyki. Są to obrazy, które przyniosły mu statuetki Oscara. Swoją karierę zaczynał z kolei jako montażysta – pracował z Orsonem Wellesem przy słynnym Obywatelu Kane’ie. Ale Robert Wise pamiętany jest także przez sympatyków filmowej fantastyki. Prócz recenzowanego tytułu dał światu horror Nawiedzony dom, wybitną Tajemnicę Andromedy ­ realistyczną, bo opartą o naukowe prawdopodobieństwo wizję ataku pozaziemskiego wirusa, oraz pierwszego, kinowego Star Treka. Podobno wyreżyserowaniem Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia, będącego jego pierwszym podejściem do SF, Wise zainteresował się z dwóch powodów: raz – wierzył w UFO, a dwa – podobał mu się pacyfistyczny wydźwięk fabuły. Z tego ostatniego uczynił leitmotiv filmu.

ziemia 3

Film zaczyna się od przybycia latającego spodka na Ziemię (na marginesie – to był pierwszy w historii tak zaprezentowany filmowy spodek). Wkrótce po lądowaniu ze statku wychodzi tajemniczy, humanoidalny osobnik, który oznajmia zgromadzonej na waszyngtońskim placu widowni, że przybył w pokoju (co ciekawe, efekt „obcości” dało się uzyskać dzięki obsadzeniu w roli najeźdźcy kompletnie nieznanego amerykańskiej widowni Brytyjczyka Michaela Rennie). W oczach żołnierzy ta deklaracja jest jednak niewystarczająca, przez co w momencie, gdy zbliża się do tłumu, kosmita zostaje postrzelony. W jego obronie staje przybyły wraz z nim robot, który topi broń żołnierzy promieniem lasera. Zraniony nieznajomy uspokaja go jednak, dobrowolnie oddając się w ręce lekarzy. W szpitalu przedstawia się jako Klaatu i oznajmia cele swojej misji. Przybył na Ziemię jako wysłannik obcej cywilizacji zaniepokojonej skutkami ludzkiej agresji. Pragnie spotkać się z przedstawicielstwem wszystkich narodów. Gdy jego prośba nie spotyka się z aprobatą, ucieka ze szpitala i, wtapiając się w tłum, znajduje schronienie u pewnej ziemskiej rodziny.

Nie ma przypadku w tym, że filmy o UFO zaczęły pojawiać się w kinach właśnie w latach pięćdziesiątych. Sprzyjała temu bowiem atmosfera zimnowojennego zagrożenia. Treść Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia zdaje się temu strachowi otwarcie sprzeciwiać. Przesłanie płynące z ust Klaatu mówi wprost, jakoby pokój pomiędzy wszystkimi narodami nie dość, że jest możliwy, to także pozostaje niezbędny do tego, by w przyszłości ludzkość mogła przetrwać. Jego działania i słowa są oczywistym nawiązaniem do chrześcijańskich nauk (albo raczej ich pobieżnych interpretacji), przez co sama postać jawi się jako nowy Mesjasz, ponownie zstępujący na Ziemię w celu zaprowadzenia porządku. I jest to analogia całkiem jawna. Nieprzypadkowo bowiem nazwisko, jakim posługuje się bohater podczas ukrywania swojej prawdziwej tożsamości, to Carpenter, czyli cieśla. I jako alegoria, z odpowiednią dozą umowności, film potrafi działać. Gorzej, gdy zaczniemy brać to wszystko na poważnie.

ziemia 1

Ja na przykład spieram się z ideą pokoju w momencie, gdy ma być to pokój osiągnięty za wszelką cenę. Osobiście daleko jest mi do takiej formy pacyfizmu. Zaproponowany w filmie sposób wdrożenia tej idei także pozostawia wiele do życzenia. W pewnym momencie cała elektryczność na Ziemi zostaje wyłączona, a planeta zamiera. Jest to jednoznaczne ostrzeżenie. Jeśli bowiem ludzkość nie zastosuje do zaleceń kosmity, może zostać unicestwiona. To trochę tak, jakby ktoś starał się uspokoić napastliwego osobnika silnym uderzeniem w twarz. A to, jak wiadomo, zamiast stłumić agresję, może ją tylko spotęgować. Wątpliwości przysparza także sama wywyższająca się postawa Obcego oraz jego ingerencja w interesy ludzkości – bo niby dlaczego ktoś stojący na równi z człowiekiem ma dyktować drugiemu, jak ma postępować? No chyba że – jak sugerują twórcy- tajemniczego Obcego zrówna się Bogiem, pragnącym zakorzenić w ludzkości pokój w imię miłości, a wypowiadaną przezeń groźbę potraktuje się jako formę nowego potopu.

ziemia 2

Szczerze przyznaję, że z trudem przychodzi mi zachwycenie się tym filmem, który dziś realizatorsko wyraźnie trąci myszką. Nauczyłem się jednak patrzeć na starsze widowiska głównie przez pryzmat tego, co po sobie zostawiły. A Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia należy docenić przede wszystkim za podwaliny, jakie podłożył dla kolejnych pokoleń filmowców. Nie bez powodu uznaje się go za jeden z najbardziej inspirujących filmów SF w historii. Echa pobytu Klaatu na Ziemi pobrzmiewają w kinie do dziś; to za jego sprawą otwarta została furtka do licznych trawestacji motywu spotkania z Obcym przybyszem. Ponadto słynna kwestia „Klaatu barada nikto” na trwale zakorzeniła się w popkulturze, z kolei sam film doczekał się nawet swego remake’u w 2008 roku (ale to już inna, nieco mniej chlubna historia).

Pamiętny obraz Wise’a może i zatrzymał Ziemię na dużym ekranie, ale poza nim na dobre rozkręcił cały nurt filmowej fantastyki kontaktowej, czym zapisał się w annałach historii. I tak chcę go postrzegać.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA