DUCH W MASZYNIE. O robotach w kinie
Zostały powołane do życia w pierwszej połowie lat 80. przez Hasbro, firmę produkującą zabawki. Potem zaadaptowała je popkultura tworząc komiksy oraz japoński serial rysunkowy, którego były one bohaterami. Transformersy znamy jednak najlepiej z filmów Michaela Baya – czwarta część ich walki w obronie życia na Ziemi właśnie wchodzi na ekrany kin, co zrecenzowaliśmy w tekście Szymona. Nie są to oczywiście pierwsze roboty, jakie gościły na ekranie, bo te pojawiły się niemal wraz z pierwszymi filmami. Oto krótki przegląd najważniejszych robotów w kinie.
Nim Optimus Prime wraz ze swoją potrafiącą przekształcać się w samochody świtą zadebiutował w 2007 roku w filmie fabularnym, kino poznało już setki innych obdarzonych inteligencją robotów. Niektóre z nich zyskały status ikon, często kradnąc swoim „występem” role nawet najbardziej znanym aktorom.
Jeden z pierwszych obrazów science fiction, a na pewno ten najbardziej znany, „Metropolis” (1927) Fritza Langa, oprócz bycia przykładem dzieła niemieckiego ekspresjonizmu prezentuje też pierwowzór filmowego robota. Jest nim Futura stworzona do niecnych celów, w tym wypadku do podburzania robotników. Mechaniczny twór został tu stworzony na podobieństwo człowieka, później jednak twórcy częściej wykorzystywali wizerunek „puszkowatych” robotów porozumiewających się za pomocą świecących lampek i niezrozumiałych dźwięków.
Taki był Robby z filmu Freda M. Wilcoxa „Zakazana Planeta” (1956). Choć jego wykonanie kosztowało studio Metro Goldwyn Mayer 125 tysięcy dolarów to efekt końcowy sprowadzał się do porównań do „wielkiej zabawki”. Robby, którego zadaniem była ochrona doktora Morbiusa i jego córki, to idealne wcielenie praw robotyki, których twórcą był amerykański pisarz Isaac Asimov. Ich założenia zawarte zostały w trzech punktach. I tak oto robot nie mógł skrzywdzić człowieka, musiał być mu posłuszny (chyba, że kłóciło się to z Pierwszym Prawem), bez naruszenia dwóch wcześniejszych wytycznych musiał też chronić samego siebie.
Dowcipnej reinterpretacji kinowej konwencji usłużnych robotów dokonał George Lucas w swoich „Gwiezdnych wojnach” (1977). Nadał im ludzkich przywar za sprawą wprowadzenia do swojej sagi zabawnej pary przyjaciół w postaci gadatliwego, posiadającego antropomorficzną sylwetkę C3PO (co ciekawe wzorowany na Futurze z „Metropolis”) i kojarzącego się z samobieżnym odkurzaczem R2D2. Ten pierwszy jest tchórzliwy i nieporadny przyjmuje wiele groteskowych ludzkich cech. Drugi zaś, mimo że nie potrafi porozumiewać się z ludźmi pełni w fabule rolę bardziej zaradnej i odważnej postaci. Maszyny potrafią żartować, cynicznie komentować wydarzenia i przede wszystkim, niczym klasyczny komediowy duet z filmów o Flipie i Flapie, generować masę iście slapstickowych gagów. To także, dzięki bardzo wyrazistym, zindywidualizowanym osobowościom, równorzędni partnerzy głównych bohaterów wszystkich sześciu filmów obu Trylogii. Najbardziej rozpoznawalna mechaniczna para.
Z czasem kino zaczęło oczywiście odchodzić od formatu przyjaznego, „beczułkowatego” robota wymyślając coraz to bardziej złożone i złowrogie ich formy. Pierwszymi w historii X muzy były postaci ze „Świata Dzikiego Zachodu” (1973). Jednak bardziej popularny był słynny T-800, znany szerzej jako Terminator z dzieł Jamesa Camerona (1984 i 1991), to maszyna zaprogramowana tylko na jeden cel: „znaleźć i zniszczyć”. Druga część filmu przynosi jednak jego odkupienie – musi on użyć całej mocy organizmu, aby ocalić ludzi, których ma pod opieką niczym starszy o 25 lat Robby. Postać, w którą wcielił się Arnold Schwarzenegger, nie jest jednak robotem, to cyborg łudząco podobny do człowieka. Odmian mechanicznych tworów było zresztą w historii kina dużo więcej, np: nieważący na ludzkie życie android Ash z „Obcy – 8. pasażer Nostromo” (1979) czy replikanci z „Łowcy Androidów” (1982) – wszyscy oni na pierwszy rzut oka mieli dużo więcej wspólnego z istotą ludzką niż maszyną.
Roboty-buntownicy, które ze sług stają się „klasą panującą” zostały również przedstawione w trylogii „Matrix”. Ludzie prowadzą wojnę z maszynami, które skazały ich na wieczną niewolę, wykorzystując ich ciała jako biologiczne źródło energii dla swoich potrzebujących prądu mechanicznych organizmów. Tak jak człowiek instrumentalnie traktuje maszyny, tak w „Matrixie” role się odwracają. Ludzie jako podstawowy składnik diety filmowych mecha-mątw są uprawiani na specjalnych polach.
Motyw pojawienia się w robocie emocji i chęć zrównania się na poziomie duchowym z człowiekiem obecny był w „Ja, robot” Aleksa Proyasa z 2004 roku. Podobny trend można było zaobserwować już wcześniej we wspomnianym „Łowcy Androidów” Ridleya Scotta, który poruszał problem granic człowieczeństwa. Oto grupa replikantów, owładniętych panicznym strachem przed nieuchronną śmiercią, przybywa na Ziemię, aby odnaleźć swoich twórców, by ci mogli przedłużyć ich życie. Maszyna z typowo ludzkimi problemami związanymi z przemijaniem, która nawet potrafi wybaczyć swojemu prześladowcy – tego wcześniej w kinie nie było.
Wątek duszy zamkniętej w mechanicznym ciele eksploatował też „RoboCop” (1987). Zamordowany policjant Alex J. Murphy zostaje wskrzeszony jako tytułowy robo-glina. Wkrótce zaczyna odzyskiwać fragmenty pamięci, które zostały wykasowane w momencie przeszczepu jego szczątków do „ciała” maszyny. Nabiera ludzkich cech, granica między technologicznym tworem a człowiekiem zaczyna się zacierać, cyborg staje do walki ze złem i wspomina swoją miłość do rodziny. Potrafiący kochać robot, tym razem zaklęty w ciele małego chłopca, pojawia się w dziele Stevena Spielberga „A.I. – Sztuczna inteligencja” z 2001 roku. Rodzice filmowego Davida, do których ten żywi miłość, pewnego dnia pozbywają się go z domu. Mechaniczny chłopiec zostaje porzucony w lesie, tam rozpoczyna swoją drogę, na końcu której ma nadzieję połączyć się ze swoją matką. Reżyser przedstawia nam mechaniczny byt, którego szczerość uczuć swoją prawdziwością przewyższa te należące do ludzi.
Lęk przed sztucznym człowiekiem okazuje się konwencją tak bardzo wyeksploatowaną, że nie trudno doszukać się w niej pokładów absurdu i komizmu. Przerażający charakter maszyn ośmieszają autorzy animowanego serialu „Futurama” (1999). Opowiada on o przygodach młodego chłopaka imieniem Fry, który pewnego dnia przez swoją niezdarność wysyła się w odległą o tysiąc lat przyszłość. Poznaje tam nowych znajomych, a jednym z nich jest robot Bender. Uzależniony od alkoholu, kłamliwy i cyniczny automat-kleptoman jest gwiazdą serialu i od lat bawi amerykańskich widzów swoimi przywarami.
*
Maszyna w popkulturowych narracjach potrafi kochać, cierpieć, odczuwa samotność. Stworzona na obraz i podobieństwo (mniej lub bardziej) człowieka, pragnie wejść z nim w relację, nawet być człowiekiem prawdziwym. W erze postępującego rozwoju technologii być może warto się zastanowić się na ile filmowe roboty są fikcyjne, a na ile stanowią wizję wcale już nie tak odległej przyszłości.