search
REKLAMA
Felietony

DOJRZEWANIE to serial jednego zdania, który grzeszy uproszczeniami

Mimo zachwytu krytyków, serial „Dojrzewanie” mija się z prawdą.

Krzysztof Żwirski

11 kwietnia 2025

REKLAMA

Fenomen Dojrzewania – brytyjskiego miniserialu, który wywołał lawinę komentarzy, recenzji i analiz – skłonił mnie do głębszej refleksji nad jego rzeczywistym przesłaniem. Po zapoznaniu się z kilkunastoma opiniami krytycznymi uderzył mnie pewien paradoks: żaden z recenzentów nie zwrócił uwagi na kluczowe zdanie wypowiedziane w produkcji, które w moim przekonaniu stanowi esencję całego przekazu. To znaczące przeoczenie wydaje się charakterystyczne zarówno dla środowiska krytycznego, jak i – co zaskakujące – dla samych twórców.

Nim jednak przejdę do sedna, warto docenić niekwestionowane walory warsztatowe serialu. Pod względem realizacyjnym Dojrzewanie imponuje precyzją i konsekwencją. Mistrzowska gra aktorska, perfekcyjna konstrukcja formalna oraz prowadzenie narracji w nieprzerwanych, długich ujęciach składają się na produkcję imponującą pod względem technicznym.

Powszechny entuzjazm mediów, kreujący wizerunek produkcji jako bezprecedensowego arcydzieła telewizyjnego, uśpił moją naturalną czujność krytyczną. Poddałem się zbiorowemu oczekiwaniu na doświadczenie głęboko poruszające i transformujące. Tymczasem rzeczywisty kontakt z serialem przyniósł odczucie znacznie skromniejsze – konfrontacja z miniserialem pozostawiła mnie z wyraźnym poczuciem niedosytu.

Państwowy oddźwięk

Zastanawiam się nad reakcjami, jakie wywołał serial w UK i możliwie w innych krajach. Z budżetu państwa zaplanowano finansowanie pokazów dla młodzieży szkolnej w całej Wielkiej Brytanii. Wobec takiego oddźwięku warto zadać pytanie o wiarygodność obrazu społecznego, jaki przedstawia ta produkcja.

Zjawisko masowej przemocy inspirowanej ideologią męskich ruchów internetowych po prostu nie istnieje w skali przedstawionej w serialu.

Scenariusz serialu można określić jako „możliwy”, jednak trzeba wyraźnie podkreślić: w rzeczywistości nie odnotowano przypadku odpowiadającego przedstawionej historii. Nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy trzynastoletni chłopiec o nienagannej przeszłości, z dobrymi wynikami w nauce i stabilnym środowiskiem rodzinnym dopuścił się brutalnego ataku na koleżankę wyłącznie pod wpływem tego, co zobaczył w sieci.

Dokument czy fikcja?

Szczególnie niepokojący jest fakt, że politycy czy influencerzy podczas publicznych wypowiedzi określają Dojrzewanie mianem dokumentu. To nie tylko błąd merytoryczny, ale symptom znacznie poważniejszego problemu. Obserwujemy niebezpieczne zjawisko, w którym dzieło fikcyjne zaczyna być traktowane przez opiniotwórcze środowiska jako zapis rzeczywistości. Im więcej osób będzie myliło kreację artystyczną z dokumentalnym świadectwem społecznym, tym poważniejsze konsekwencje może przynieść odbiór tego serialu. Prowadzi to do formułowania polityk edukacyjnych i społecznych na podstawie fikcyjnego, emocjonalnie nacechowanego obrazu, a nie rzeczywistych danych i analiz socjologicznych.

Zamieszanie w świecie pigułek

W serialu występuje również znaczące uproszczenie dotyczące internetowych ideologii. Twórcy wspominają o „niebieskiej pigułce”, która rzekomo oznacza niewidzenie świata w jego prawdziwej formie, oraz o „czerwonej pigułce”, która miałaby symbolizować dostrzeganie rzeczywistości taką, jaka jest. Uproszczenie to jest szczególnie rażące, ponieważ twórcy całkowicie pominęli „czarną pigułkę” – ideologię faktycznie wyznawaną przez środowiska incelskie, które miały być przecież głównym tematem serialu. Co istotne, wyznawcy „czarnej pigułki” odrzucają zarówno światopogląd „niebieskiej”, jak i „czerwonej pigułki”. Do tych pierwszych odnoszą się z politowaniem, postrzegając ich jako nieświadomych „przeciętniaków”. Natomiast do zwolenników „czerwonej pigułki” czują wręcz niechęć, uważając, że ci dostrzegli część prawdy o świecie, ale celowo odmawiają przyjęcia jej w pełni. Ta nieścisłość pokazuje, jak powierzchowne jest zrozumienie portretowanego środowiska przez twórców serialu, co dodatkowo podważa jego wiarygodność jako materiału edukacyjnego.

Scena, w której syn Bascombe’a tłumaczy, co oznaczają emotikony i różne „pigułki”, wypadła wyjątkowo nierealistycznie. Przedstawiono to tak, jakby chłopak przekazywał jakąś tajemną wiedzę dostępną wyłącznie wtajemniczonym, niemal na poziomie wiedzy ezoterycznej. Jest to kompletnie oderwane od rzeczywistości – przeciętny rodzic, który choć trochę interesuje się wychowaniem swojego dziecka i światem online, doskonale znałby znaczenie tych symboli. Ta scena to kolejny przykład sztucznego dramatyzowania i wyolbrzymiania problemu przez twórców serialu, którzy najwyraźniej zakładają całkowitą niewiedzę dorosłych na temat internetowej kultury młodzieżowej.

Zbędny epizod

Kilka słów o ostatnim odcinku Dojrzewania, który stanowi chyba najbardziej uderzający przykład niewykorzystanego potencjału całej produkcji. Seans tego finałowego epizodu okazał się doświadczeniem tak frustrującym, że wielokrotnie łapałem się na sprawdzaniu, ile jeszcze minut pozostało do końca. Z perspektywy krytycznej trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy zwyczajnie nie wiedzieli, jak domknąć rozpoczętą historię.

Pomimo solidnej realizacji odcinek nie wnosi praktycznie nic do zrozumienia przedstawionej tragedii ani nie pogłębia psychologicznych portretów bohaterów. Jedyną konkretną informacją, jaką otrzymujemy, jest enigmatyczny komunikat o nierozstrzygniętym jeszcze statusie sprawy Jamiego. Próba znalezienia artystycznego uzasadnienia dla takiego rozwiązania prowadzi do hipotezy, że scenarzyści celowo zrezygnowali z jednoznacznych odpowiedzi, sugerując wieloczynnikową naturę problemu – od toksycznych treści internetowych, przez kompleksy dojrzewania, po kwestie tożsamościowe.

Serial wyłamuje się wprawdzie z utartych schematów, unikając najprostszych wyjaśnień w rodzaju patologicznego środowiska domowego czy przemocy rodzinnej. Rezygnując z tych klisz, twórcy nie zaproponowali w zamian pogłębionej analizy społecznego zjawiska, które rzekomo stanowiło centralny temat produkcji. Wręcz przeciwnie – serial zatrzymuje się na powierzchni problemu, oferując w ostatecznym rozrachunku bardziej sensacyjną opowieść niż rzetelne studium społeczne.

Czy bohater był psychopatą?

Kiedy mówimy o wiarygodności przedstawionej historii, warto też zastanowić się nad konstrukcją psychologiczną głównego bohatera. W trzecim odcinku Jamie wykazuje cechy, które moim zdaniem jednoznacznie wskazują na dysocjacyjne zaburzenie tożsamości, potocznie nazywane rozdwojeniem jaźni lub osobowością mnogą. To zaburzenie charakteryzuje się występowaniem przynajmniej dwóch niezależnych od siebie osobowości w jednym człowieku. Oczywiście, nic takiego nie zostało oficjalnie potwierdzone przez twórców serialu, ale scena spotkania z psycholożką była w taki sposób przedstawiona i zagrana przez aktorów, że właśnie takie wrażenie się nasuwało. To z kolei znacząco komplikuje interpretację zachowania bohatera – nie jest on po prostu osobą z rysami psychopatycznymi, jak mogliby sugerować niektórzy, ale przypadkiem klinicznym o wiele bardziej złożonym psychologicznie. Sprawia to, że jego historia staje się jeszcze mniej reprezentatywna dla szerszego zjawiska społecznego, które serial próbuje portretować.

Mityczne zdanie

Dochodzimy wreszcie do kluczowego elementu serialu, który stał się inspiracją dla tego artykułu. W drugim odcinku podczas rozmowy między Bascombe’em a jego partnerką Frank pada zdanie, które powinno rezonować w umysłach rodziców, pedagogów, osób odpowiedzialnych za system edukacji oraz wszystkich zaangażowanych w kształtowanie przyszłości młodego pokolenia:

„Wszystko, czego naprawdę potrzebują dzieci, to jedna rzecz, która pozwala im czuć się dobrze z samym sobą”.

Ta pozornie prosta myśl niesie ze sobą fundamentalne przesłanie, które wybrzmiewa znacznie głośniej niż sensacyjna warstwa fabularna serialu. Patrzę na to przez pryzmat własnych doświadczeń – podobnie jak Jamie przechodziłem przez trudne momenty w szkole podstawowej i średniej. Różnica polegała jednak na tym, że na swojej drodze spotkałem osobę i odkryłem pasję, które pozwoliły mi zbudować poczucie własnej wartości.


Dojrzewanie próbuje sugerować, że zwiększona czujność i zaangażowanie rodziców mogłyby zapobiec tragicznemu rozwojowi wydarzeń. Jest to jednak podejście oparte na głęboko nierealistycznym wyobrażeniu relacji między rodzicami a nastolatkami. Nie wynika to z zaniedbań czy niewydolności wychowawczej opiekunów, lecz z naturalnej dynamiki procesu dorastania – ilu nastolatków dobrowolnie dzieli się swoimi najgłębszymi rozterkami z rodzicami? To pytanie retoryczne zdaje się umykać twórcom serialu.

Oczywiście, kontrolowanie treści internetowych, z którymi styka się młody człowiek, ma swoją wartość i nie należy tego aspektu bagatelizować. Serial słusznie zwraca uwagę na potencjalne zagrożenia czyhające w cyfrowym świecie. Błędem jest jednak stawianie tej kwestii na pierwszym miejscu, jakby monitoring aktywności online mógł zastąpić prawdziwe relacje i wsparcie. Internet to tylko jedno z wielu środowisk, w których funkcjonuje nastolatek – środowisko ważne, ale nie determinujące jednoznacznie jego rozwoju i wyborów.

W tym kontekście szczególnego znaczenia nabiera rola nauczycieli i całego systemu edukacji. To właśnie szkoła, z zaangażowanymi i wspierającymi pedagogami, stanowi kluczowy element w budowaniu dobrostanu psychicznego młodzieży. Zamiast więc koncentrować się na sensacyjnych, lecz statystycznie marginalnych przypadkach przemocy inspirowanej internetowymi treściami, powinniśmy skupić uwagę na systemowym wsparciu kadry nauczycielskiej. Docenienie ich pracy, zapewnienie odpowiednich narzędzi diagnostycznych i terapeutycznych oraz godne wynagrodzenie stają się w tym świetle nie tyle postulatami zawodowymi, co społeczną koniecznością.

Ostatni akord

Dojrzewanie to serial, który – pomimo niezaprzeczalnych walorów warsztatowych – grzeszy uproszczeniami i sensacyjnym podejściem do złożonego problemu. Jego rzeczywista wartość kryje się nie w medialnym szumie czy alarmistycznych diagnozach społecznych, ale w prostym, lecz głębokim przesłaniu: młody człowiek potrzebuje przede wszystkim punktu oparcia, czegoś, co pozwoli mu budować poczucie własnej wartości.

Zamiast więc skupiać się na cyfrowym monitoringu czy demonizacji internetowych społeczności, powinniśmy zadać sobie pytanie: jak stworzyć środowisko, w którym każdy młody człowiek będzie miał szansę znaleźć tę „jedną rzecz”, która pomoże mu przetrwać burzliwy okres dojrzewania? Odpowiedź może być mniej spektakularna, niż sugeruje serial, ale z pewnością bardziej skuteczna.

Krzysztof Żwirski

Krzysztof Żwirski

Teolog z dyplomem, inżynier z profesji. Nocami zanurza się w świat kinematografii, pochłaniając kolejne produkcje z nieustającym głodem odkrywcy. Jego myśli krążą między filozoficznymi rozważaniami a popkulturowymi refleksjami, znajdując ujście w tekstach na różnorodne tematy. Szczególne miejsce w jego sercu zajmują amerykańscy myśliciele i poeci, których słowa rezonują z jego własnym postrzeganiem świata. Zawsze gotów do głębokiej dyskusji, czy to o ostatnim serialowym odkryciu, czy o meandrach współczesnej filozofii. Z zamiłowaniem podejmuje się analizy trudnych tematów, szukając w nich nieoczywistych połączeń i znaczeń.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA