search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Dlaczego TOKIJSKA OPOWIEŚĆ jest jednym z najwybitniejszych filmów w historii

Przemysław Brudzyński

1 marca 2018

REKLAMA

Prostota Tokijskiej opowieści czyni ją szczególnie mocno oddziałującą. Ozu nie zagłębia się w wielopoziomowe kulturowe odwołania, bez których właściwego odczytania nie będziemy w stanie docenić dzieła w pełni. Jego dzieło nie jest intelektualną łamigłówką, lecz subtelnym obrazem kilku pozornie zwyczajnych życiowych chwil; artysta zaś skłania nas do uświadomienia sobie, jak wielkie jest ich znaczenie. Fabułę utworu da się streścić w trzech zdaniach. Starsze małżeństwo – Shikushi (najsławniejszy z aktorów współpracujących z Ozu, Chishū Ryū) i Tomi (Chieko Higashiyama) na krótki czas opuszcza japońską prowincję, by odwiedzić swe dzieci i wnuki, mieszkające w stolicy. Po zakończeniu kilkudniowej wizyty, podczas podróży powrotnej, Tomi nagle podupada na zdrowiu i wkrótce umiera. Rodzina gromadzi się ponownie, by zmierzyć się z nową, naruszającą dotychczasowy porządek sytuacją.

Wszystko, co najważniejsze, dzieje się pomiędzy tymi scenami, w przestrzeni gestów, słów, tego, co niewypowiedziane i przemilczane. Skryte pod maskami społecznej poprawności twarze skrywają głębokie emocje, żale i niespełnienia. Podczas spotkania, jakich wiele, starsze małżeństwo konfrontuje się z bolesną prawdą o życiu ich dzieci, zagubionych w wielkomiejskiej rzeczywistości, bez reszty pochłoniętych pracą, obojętnych na potrzeby i uczucia swoich rodziców. Yasujiro Ozu, bardzo nienachalnie i niezwykle bezwzględnie zarazem konfrontuje nas ze światem, w którym brak jest ciepła, empatii i zainteresowania. W najprostszy i najszlachetniejszy ze sposobów piętnuje nasz egocentryzm i naszą obojętność, pokazując nam ludzi łaknących uśmiechu, przytulenia czy uścisku dłoni, których nigdy nie mają szans otrzymać. Prezentuje okrucieństwo, którego na co dzień nie wahamy się akceptować.

To jeden z najbardziej uniwersalnych filmów. Ozu przez długi czas uważany był za „zbyt japońskiego” twórcę, by móc zostać odpowiednio docenionym w USA czy Europie. To wyjątkowo krzywdzące nieporozumienie. Owszem, większość utworów tego reżysera zakorzeniona jest mocno we współczesnych mu realiach jego ojczyzny. Nie odbiera to jednak ani trochę  uniwersalności wydźwięku tych utworów. Tokijską opowieść zaś cecha ta, być może, charakteryzuje w największym stopniu spośród wszystkich jego filmów. To lustro, w którym przejrzeć może się niemal każde społeczeństwo współczesnego zachodniego świata. W ilu spotkaniach rodzinnych podobnych do tego przedstawionego w filmie Ozu uczestniczyliśmy my sami? Ile razy zachowujemy się w zbliżony sposób, witając dawno niewidzianych bliskich obojętnością bądź starając się jak najszybciej się ich pozbyć? Jak często uciekamy od trudnej konfrontacji z własnymi uczuciami i bliskości z drugim człowiekiem, angażując się bez reszty w kolejne praktyczne czynności, nakładając na siebie kolejne zawodowe obowiązki?

Być może najbardziej sugestywne sceny dzieła Ozu mają miejsce, gdy starsza para wita się ze swymi kilkuletnimi wnukami, te zaś, nienauczone jeszcze mechanizmów społecznych i nieszczerości, po prostu uciekają od niej. Ta postawa charakteryzuje zresztą najmłodsze pokolenie w toku całej fabuły utworu: dzieci, nieustannie znudzone, unikają swych dziadków, traktując ich jak relikt obcego, nieistniejącego już świata. W innym znaczącym fragmencie Shikushi topi smutki w alkoholu z dawnymi, spotkanymi po latach kolegami. Jeden z nich bez ogródek opowiada mu o swoim synu, określając go mianem lenia, tchórza i nieudacznika. Scena dobitnie uświadamia to, o czym na co dzień wolimy nie pamiętać: że pokolenie po pokoleniu, nasze marzenia i ambicje zostają zawiedzione i niespełnione. Rodzice, świadomie bądź nie, pragną, by ich dzieci nie popełniły tych samych błędów, by osiągnęły znaczący sukces w życiu prywatnym i zawodowym, by nie zabrakło im odwagi i mądrości. By ich życie było inne, pełniejsze, lepsze. Najczęściej jednak, uginając się pod ciężarem tych samych bądź jeszcze większych problemów, nie mają one szans owych dążeń wypełnić. Ozu patrzy na te relacje z pozbawioną złudzeń świadomością, iż zawód jest nieunikniony i, prędzej czy później, musi zaciążyć nad nimi piętno wzajemnego rozczarowania.

Avatar

Przemysław Brudzyński

REKLAMA