Dlaczego STRANGER THINGS to nowy HARRY POTTER

W ubiegły piątek premierę miała pierwsza część czwartego sezonu Stranger Things. Z ekscytacją zasiadłem do seansu kolejnych odcinków superprodukcji Netfliksa i szybko zauważyłem, że kojarzy mi się to z nerwowym przewracaniem kolejnych stron prozy J.K. Rowling. Poczucie bliskości obu serii nie dawało mi spokoju aż do finału tej części sezonu…
Tekst NIE ZAWIERA spoilerów z czwartego sezonu.
Podobne:
Fenomen
„To prawda, że w piątek wraca Stranger Things?” – spytał mnie kilka dni temu 15-letni siostrzeniec. „Obejrzę całość naraz”, dodał. Sam odmówiłem koleżance zaproszenia na domówkę, mówiąc, że niestety ten weekend mam zajęty, bo oglądam serial. Zrozumiała. Jej chłopak wziął wolne w pracy, żeby obejrzeć nowy sezon. Dzwonię do 35-letniego brata. Ten opowiada mi, że czeka tylko na wieczór, żeby zamówić pizzę i odpalić pierwszy odcinek. „To już, cały sezon? Muszę sobie przypomnieć, co było w poprzednim” – tłumaczy mi 60-letnia mama będąca na bieżąco z przygodami dzieciaków z Hawkins.
Wszystkie te rozmowy, anegdotki, nerwowe odliczania były podstawą do napisania tego tekstu. Szybko uświadomiłem sobie, że czuję podobną ekscytację do tej, kiedy jako nastolatek czekałem w nocnej kolejce przy lokalnej bibliotece, aby dostać swój egzemplarz nowej odsłony Harry’ego Pottera, pobiec do domu i jak najszybciej zasiąść do lektury. Stranger Things to również międzynarodowy i międzypokoleniowy fenomen, którego kolejne odsłony doprowadzają do ogólnoświatowej ekstazy i wyścigu, kto pierwszy wchłonie najnowszą odsłonę, czemu oczywiście sprzyja rodzaj dystrybucji proponowany przez Netfliksa.
Popkulturowy miks
Oczywiście słowo „fenomen” można łączyć z większą liczbą tytułów niż jedynie Harry Potter i Stranger Things, ale punktów stycznych jest więcej. Zacznijmy od samego konceptu, który jest dość prostym, ale bardzo satysfakcjonującym miksem popkulturowych tropów. Harry Potter opierał się na (głównie) brytyjskich opowieściach w duchu fantasy, tworząc tak samo unikalny, co znajomy świat czarodziei i magicznych stworzeń. Stranger Things to fantastyka (głównie) lat 80. ulepiona w przepyszną kulę. Łatwo znaleźć tu książki Stephena Kinga, twórczość Johna Carpentera, Terminatora, drugiego Obcego, serię Koszmar z ulicy Wiązów. To zabieg stary jak blockbuster. W końcu Gwiezdne wojny działały na podobnej zasadzie, łącząc młodzieńcze pasje ich twórcy w unikalne dzieło.
Wybraniec
Kolejny klasyczny motyw to oczywiście motyw wybrańca. W Harrym Potterze był to bohater tytułowy, „chłopiec, który przeżył”. Harry skazany był na walkę z potężnym i złowrogim Lordem Voldemortem i wszyscy wokół, jakkolwiek go kochali i chcieli chronić, byli tego świadomi. W Stranger Things jest to oczywiście Jedenastka. Niewinne dziecko i maszyna do zabijania w jednym. Chociaż jej przyjaciołom i opiekunom przychodzi to z trudem, to ostatecznie zawsze wystawiają nastolatkę do walki z siłami ciemności. W czwartym sezonie motyw wybrańca pada niemal już wprost: losy Hawkins i całej Ziemi zależą od Jedenastki.
Dzieci i ich dorastanie
Oczywiście zarówno Harry, jak i Jedenastka nie są jedynymi dziecięcymi bohaterami serii. Wręcz przeciwnie, otacza ich grupa rówieśników, która z każdym tomem czy sezonem powiększa się i dorasta. Dojrzewanie jest znaczącym elementem obu serii. Na ich początku widzimy niewinne dzieci, z czasem wchodzących w dorosłość nastolatków. Pierwsze miłości, złamane serca, poważne wybory. Trudno zapomnieć ekscytację, która towarzyszyła czytaniu o pierwszym pocałunku Harry’ego, trudno z wypiekami na twarzy nie śledzić miłosnych zawirowań nastolatków z Hawkins. A przy tym aktorów dorastających na ekranie. Nie było chyba pod tym względem wcześniej takiej serii jak ekranizacja Harry’ego Pottera, a po niej takiej jak Stranger Things właśnie. Oczami wyobraźni widzę już reunion aktorów za kilkadziesiąt lat na wzór tego, który dostali Daniel Radcliffe, Emma Watson i reszta ekipy Pottera.
Miłość, przyjaźń i inkuzywność
Poprzedni punkt prowadzi nas do kolejnego. Prawdziwą siłą obu serii jest to, jakie wartości zaszczepia w młodym odbiorcy. Słynne „przyjaciele nie kłamią” to istne motto Stranger Things. Bohaterowie przeżywają kolejne kataklizmy i natarcia sił zła dzięki współpracy, przyjaźni, wzajemnemu oddaniu. To miłość do dzieci motywuje Joyce i Hoppera. To więzy przyjaźni ratują paczkę dzieciaków. Wspomniałbym tu przepiękną, wzruszającą do łez sekwencję z finału czwartego odcinka ostatniego sezonu serialu, ale z uwagi na spoilery tego nie zrobię. Kto wie, ten wie. Oczywiście dokładnie tak samo wyglądało to w przygodach Harry’ego Pottera, gdzie przyjaźń i miłość (dosłownie magia miłości!) ostatecznie pokonują Voldemorta.
A wszystko to w poczuciu, że nieważne, jak wyglądasz, kim jesteś, skąd pochodzisz. Twórcom Stranger Things udało się stworzyć naprawdę przepięknie inkluzywną grupę przyjaciół. Te same wartości stały za książkami J.K. Rowling. Abstrahując od ostatnich lat medialnej aktywności brytyjskiej pisarki.
Konstrukcja
A na koniec sama konstrukcja. Obie opowieści w dużej mierze opierają się na kolejnych śledztwach prowadzonych przez nastoletnich bohaterów (w przypadku Harry’ego Pottera głównie w pierwszych trzech tomach) i wynikających z tego przygodach, problemach czy zagrożeniach. Każdy też kolejny tom czy sezon to bardzo sprytne budowanie przez twórców poczucia, że wszystko jest częścią większego planu, przemyślanej całości i nawet najmniej istotne i niepozorne wydarzenia z przeszłości mogą znaleźć swój imponujący finał w kolejnych odsłonach marki.
To jak? Zgodzicie się ze mną, że Stranger Things prezentuje się na mapie współczesnej popkultury niczym nowy Harry Potter?