Dlaczego SEQUELE MATRIKSA są LEPSZE, niż się wydaje

Sequele kultowego Matriksa nie mają dobrej prasy. O ile docenienie pierwszej części serii sióstr Wachowski to raczej rzecz oczywista, o tyle kolejne jej odsłony zbierają mieszane recenzje, a wśród widzów nie jest łatwo znaleźć odbiorców, którzy lubią wszystkie trzy sequele. Ja jednak uważam, że to bardzo dobre filmy, i w każdym znajduję coś, co czyni je wyjątkowymi i ważnymi częściami tej marki.
Oto moje argumenty.
Rozwinięcie uniwersum
Powiedzmy sobie wprost. Świat stworzony na przełomie wieków przez siostry Wachowski był dużo za duży, aby zmieścić się w jednym filmie. Oczywiście, zakończenie Matriksa na jednej tylko produkcji byłoby na swój sposób fascynujące i rozbudzające wyobraźnię, ale też bardzo niesatysfakcjonujące. Dlatego w 2003 roku jak głupi rzuciłem się na Animatriksa, Enter the Matrix i oczywiście filmowe sequele. Podobnie od początku wierzyłem, że czwarta część serii ma potężny potencjał. Sporo jeszcze o tym świecie nie wiedzieliśmy.
Reaktywacja to znakomite kino akcji
Osobiście – nie mam problemu z nazwaniem Matriksa Reaktywacji moją ulubioną (ale nie najlepszą!) odsłoną filmowej marki. Myślę, że ma na to wpływ fakt, że jest to jej środkowy rozdział, w którym siostry Wachowski zwyczajnie mogły pójść na całość, nie przejmując się ani tym, jak rozpocząć, ani tym, jak zakończyć tę historię. Zamiast tego naładowały film mnóstwem świetnych i zwariowanych pomysłów, galerią niezwykle ciekawych postaci i przede wszystkim imponującymi scenami akcji, które, nawet jeśli pod względem realizacji miejscami nieco się zestarzały, wciąż przynoszą ogromną satysfakcję. To potężny blockbuster podyktowany kolejnymi, niezwykle przemyślanymi i długimi sekwencjami akcji.
Rewolucje to emocjonujący finał trylogii
Zdaję sobie sprawę, że z oryginalnej trylogii to właśnie Rewolucje musiały mierzyć się z najsurowszymi recenzjami i z pewnością wiele argumentów krytyków trudno odbić, ale w moim odczuciu to wciąż naprawdę udane i emocjonujące zamknięcie trylogii, które dość równomiernie i zgrabnie lawiruje między finałowym starciem Zionu z maszynami a osobistymi porachunkami Neo i Smitha. Najważniejsi bohaterowie serii (poza może Morfeuszem, który plącze się tutaj dość bez celu) dostają godne pożegnanie, a całość trzyma w napięciu i cieszy ogromnym rozmachem i towarzyszącym poczuciem, że to właśnie finałowe starcie i cokolwiek się stanie, żegnamy się z tymi bohaterami (nawet mimo aktualnie obecności czwartej części).
Zmartwychwstania to odważny komentarz popkultury
Czwarta odsłona Matriksa to kontynuacja dopisana do trylogii sióstr po 18 latach, a przy tym pierwszy film, który stworzyła samodzielnie Lana Wachowski, bez współpracy z siostrą. Już od pierwszej sceny trudno nie zrozumieć pomysłu wyjściowego reżyserki i autorki scenariusza w jednym. Oto jedna z głównych bohaterek dosłownie ogląda scenę otwierającą oryginał, na bieżąco ją komentuje, a ostatecznie przytula się do obcego mężczyzny, tylko dlatego, że ten mówi, że jest Morfeuszem, i twierdzi, że jego zadaniem jest odnalezienie Neo… Szybko okazuje się, że nasz główny bohater nie pamięta wydarzeń ze swojego poprzedniego życia, a obecnie jest autorem trylogii gier o tytule… The Matrix. Na półkach jego gabinetu zobaczyć możemy figurki postaci z oryginalnych filmów, współpracownicy cytują kultowe dziś dialogi, które znamy z tamtych produkcji, a zespół kreatywny firmy współtworzący te gry wprost debatuje nad tym, czym Matrix dla popkultury był. W końcu jeden z bohaterów filmu, biznesowy partner Thomasa Andersona, mówi, że Warner Bros. chce zrobić czwartą część serii i zrobi to z nimi lub bez nich na pokładzie… Zmartwychwstania to metafizyczny, pełen sarkazmu i (auto)ironii komentarz do kultury popularnej i fenomenu samego Matriksa. Wyjątkowa, odważna i niecodzienna rzecz.
Galeria fascynujących bohaterów i imponująca liczba ciekawych aktorów
Gdybyśmy zakończyli seans serii na jej pierwszym odcinku, to nie tylko nie bylibyśmy świadkami dalszych, często jakże zaskakujących losów takich postaci jak Neo, Trinity, Smith czy Wyrocznia, ale też nie poznalibyśmy naprawdę wspaniałej galerii nowych postaci. Wymienić tu można tajemniczego Serafina, silną Niobe, charyzmatycznego Merowinga, kluczowego (w sumie nomen omen…) dla mitologii tego świata Architekta, uroczą Sati, zaskakującą nową wersję Morfeusza w czwartym filmie oraz również tam debiutującą, a kradnącą niemal każdą scenę filmu Bugs. A wśród aktorów sequeli tak imponujące nazwiska jak Monica Bellucci, Lambert Wilson, Harry Lennix, Yahya Abdul-Mateen II, Jonathan Groff, Jessica Henwick, Neil Patrick Harris czy Priyanka Chopra. Fanów Sense8 (poprzedniego projektu Wachowski) na pewno ucieszy obecność w Zmartwychwstaniach dużej części obsady serialu.
Audiowizualne uczty
Każdy sequel Matriksa daje naprawdę imponujący pokaz audiowizualnej ekstazy. To filmy ujmujące zdjęciami, montażem, efektami specjalnymi, przemyślanymi i oryginalnymi sekwencjami akcji. Każda część okraszona jest rewelacyjną ścieżką dźwiękową. Podniosły motyw muzyczny z finałowej walki Neo i Smitha w Rewolucjach to jeden z moich ulubionych kawałków w historii muzyki filmowej, a wykorzystanie utworu White Rabbit w Zmartwychwstaniach to przejaw istnego reżyserskiego geniuszu Lany Wachowski. Każdy Matrix chciał pokazać nam w sferze realizacyjnej coś nowego i naprawdę warto to docenić.
A zatem jeśli sequele Matriksa nie przypadły wam do gustu i ostatni kontakt z nimi mieliście w ramach pierwszych seansów poszczególnych odsłon, to gorąco zachęcam do powtórki. To naprawdę udane i ciekawe filmy. W moim odczuciu Matrix to nie tylko znakomity film, to również rewelacyjna seria filmowa.