DEATH NOTE – uzależniający serial anime
Anime “Death Note”, za sprawą emisji na kanale AXN, zyskało w Polsce status pozycji kultowej. Krucjata japońskiego licealisty przeciw światowej przestępczości za pomocą notatnika Boga Śmierci oraz podążający jego tropem ekscentryczny detektyw, zdążyły zapisać się już złotymi literami w historii anime.
Jak wokół każdej pozycji, która cieszy się ogromną popularnością, tak i w przypadku “Notatnika Śmierci” nie zabrakło głosów “sprzeciwu”. Antypatyczny protagonista, dziury logiczne oraz rozczarowująca ostatnia prosta, to według wielu widzów główne wady adaptacji mangi Tsugumi Ohby. Czy faktycznie anime takie wady posiada? A czy te rozwiązania i elementy, które szczególnie przypadły widzom do gusty, są naprawdę aż tak dobre? Odpowiedzi na te i inne pytania można znaleźć w niniejszym tekście, do którego przeczytania serdecznie zapraszam.
Light Yagami jest jednym z najlepszych uczniów w całej Japonii oraz bardzo przystojnym młodzieńcem, zawsze może liczyć na miłość i pomoc rodziny, przez co zdawać się może, iż jest właściwie doskonały. Jak każda wybitna jednostka, także Light rozmyśla nad fatalną kondycją ludzkości, nie godząc się na taki obraz świata. Cóż jednak może z tym zrobić? Samemu nie zdziałałby pewnie nic, ale z pomocą przychodzi mu sam Bóg Śmierci. Ryuuk, znudzony jałową egzystencją w Królestwie Bogów Śmierci, decyduje się zrzucić swój notatnik do świata ludzi, po czym udaje się na Ziemię.
Po niepozorny zeszyt leżący na szkolnym trawniku sięga Light, odczytując jego nazwę i zasady w nim zapisane. Jest to bowiem tytułowy Notatnik Śmierci, w którym shinigami umieszczają nazwiska ludzi, którzy na skutek tego umierają. Młody Yagami bierze to za kiepski żart, intuicyjnie zabiera jednak notatnik do domu. Przeprowadza próbę na przestępcy z telewizji, który czterdzieści sekund później rzeczywiście umiera. Na dodatek odwiedza go sam Ryuuk, tłumacząc kilka właściwości niezwykłego przedmiotu. Od teraz zostaje sublokatorem Lighta, który z mocą notatnika zamierza oczyścić świat z przestępców, po czym rządzić nim sam, jako Bóg. Niedługo potem sprawy niewyjaśnionych zgonów na masową skalę podejmuje się legendarny detektyw o kryptonimie L, ustalając narodowość mordercy i rozpoczynając operację schwytania go. Kira (taki przydomek nadało społeczeństwo tajemniczemu “sędziemu”) chce jako pierwszy ustalić tożsamość detektywa w celu usunięcia jedynej przeszkody w realizacji swojego planu. Między Lightem a L rozpoczyna się pasjonująca walka na intelekty. Kto pierwszy zdradzi swoją tożsamość – zginie.
Kwestię fabuły należy rozwiązać w pierwszej kolejności. “Death Note” nie jest pod tym względem pozycją głęboką, ale w zamyśle twórcy nie miał taki być. Jest za to rozrywką na bardzo wysokim poziomie. Dynamiczny rozwój akcji, doskonałe tempo przez lwią część odcinków oraz intelektualny pojedynek Light vs. L, to powody, dla których anime wciąga widzów jak bagno. Słyszę niekiedy głosy, że “Notatnik Śmierci” jest… komedią. Zwolennicy tej wątpliwej teorii argumentują to w taki sposób, iż zdolności dedukcji obu protagonistów są celowo zawyżone w celu parodiowania słynnych popkulturowych detektywów, z Sherlockiem Holmes’em na czele. Teoria, moim zdaniem, całkowicie bzdurna i w gruncie rzeczy nieuzasadniona. Ponadprzeciętny intelekt L i Kiry ma swoje uzasadnienie w konstrukcji tych postaci, jest w dodatku tą scenariuszową iskrą, od której odpala się cała reszta. Dzięki temu zmagania jednego z drugim absorbują w bardzo dużym stopniu uwagę widza, nie obrażając przy tym jego inteligencji. Kira kontra L to zaprawdę animowany pojedynek wszech czasów.
W związku z pewnymi wydarzeniami, których tu rzecz jasna nie nadmienię, pod koniec serialu zmienia się nieco jego klimat i tempo. Nie zgodzę się jednak, że na gorsze. Moim zdaniem niemożliwym było zamknięcie trzydziestu siedmiu epizodów w kilku pomieszczeniach, tak aby utrzymać wysokie tempo, które serial sam sobie na początku narzucił. Potrzebny był w pewnym momencie oddech i możliwość rozprostowania ramion, dlatego akcja posunęła się o kilka lat do przodu, a na scenie pojawiło się wiele nowych postaci. Główna z nich nie jest w żadnym wypadku popłuczynami po poprzedniej i świetnie sprawdza się w roli przeciwwagi dla swojego przeciwnika. Jedyny zarzut, jaki mam do logiki w fabule, to postawa członków grupy dochodzeniowej. Trzeba być naprawdę niespełna rozumu, żeby nie zorientować się w sytuacji, że cała ta sprawa z Lightem, mimo wyjaśnień, wciąż mocno śmierdzi. Do strony fabularnej “Death Note”, poza powyższym, większych wad i usterek nie stwierdziłem. A serial oglądałem dwa razy, za drugim dokładnie go analizując.
Ciężki orzech do zgryzienia mam z samym Lightem. Mimo że jest on głównym bohaterem serialu, twórcy nie pomagają nam go polubić. Yagami to narcystyczny cynik z mocno wybujałym ego, którego działania, mimo iż w słusznej sprawie, są tak naprawdę determinowane chęcią spełnienia się Japończyka. W dodatku jest przerażająco bezwzględny w swoim postępowaniu, zabijając wszystkich tych, którzy próbują go pochwycić, nie tylko przestępców. Jak słusznie zauważa L, Kira postrzega sprawiedliwość w niedojrzały, opaczny wręcz sposób. Light nie przejmuje się też zbytnio losami członków swojej rodziny, co może już mocno do niego zniechęcić. Ale co ciekawe, mimo takiego charakteru postaci, i tak można gościa polubić i kibicować mu. Myślę, że bierze się to z faktu, iż Yagami decyduje się robić coś, co w głębi duszy każdy z nas chciałby zrobić sam – podjąć próbę zmiany świata na lepsze. Mimo niekonsekwencji Lighta w działaniu, założenia jego planu mają słuszne podstawy, dlatego potrafimy mu wiele, a nawet bardzo wiele wybaczyć.
L, nazywany dla niepoznaki Ryuzaki, to już postać budząca mniejsze kontrowersje, ale także niejednoznaczna. Zajadający się słodyczami i chodzący przez cały czas boso dziwak, to przez większość czasu taki sympatyczny “szalony geniusz”. Jednak także on potrafi być bezwzględny i brutalny, aby osiągnąć cel. Wysłanie człowieka na pewną śmierć czy tortury 18-letniej dziewczyny zdają się nie robić na nim większego wrażenia. Choć osoby, o których mowa, nie są w żadnym razie niewiniątkami, ale mała rysa pozostaje. Niemniej, Ryuzaki to pozytywna postać, niezwykle oryginalna i już na zawsze zapadająca w pamięć. Light nie mógł sobie wymarzyć bardziej godnego siebie przeciwnika. Zarówno na poziomie skryptu, jak i w świecie fikcyjnym, L to postać, nie boję się użyć tego słowa, wybitna. Przy takich kozakach drugi plan wcale nie wygląda bezbarwnie. Każdy z członków grupy dochodzeniowej ma wyraźnie zarysowaną osobowość i w ostatecznym rozrachunku wszyscy oni mieli ważne role do odegrania. Mnie jednak najbardziej zaimponowała postać Ryuuka. Bóg Śmierci, amator jabłek, mistrz ironii, sarkazmu i ciętej riposty w jednym, to momentami komiczna, ale przez cały czas intrygująca persona. Shinigami Ryuuka po prostu nie można nie lubić. Light, L, Ryuuk plus solidny drugi plan, dają nam w sumie jeden z najlepszych zestawów bohaterów, jaki można spotkać w jednym anime.
“Notatnik…” graficznie zrealizowany został w realistycznej konwencji. Naturalne sylwetki postaci, brak kolorowych fryzur, bez humorystycznych zabiegów typu super deformed, posiada stonowaną kolorystykę i miejscami mroczny klimat. Tła są narysowane wyjątkowo szczegółowo jak na serię telewizyjną, zachwyca efektowna gra świateł. Dodając do tego bardzo dobrą animację, zaryzykuję stwierdzenie, iż serial ten wygląda bardziej na wysokobudżetową serię OVA, niż na produkcję TV. Jednak anime ze studia Madhouse tak w większości wyglądają (m.in. także “Monster”). Openingi (dwa różne) i Ending wyglądają efektownie, a ilustrują je bardzo dynamiczne utwory, które mnie akurat przypadły do gustu, zwłaszcza kawałek pt. “The World”, towarzyszący pierwszemu otwarciu.
Muzykę skomponowali Hideki Taniuchi oraz Yoshihisa Hirano i stanęli na wysokości zadania. Soundtrack do “Death Note” posiada tę iskrę bożą, dzięki której kolejnych utworów można słuchać bez końca. Znajdziemy tutaj potężne partie chóralne (“Death Note Theme”, “Low of Solipsism”), delikatne motywy sakralne (“Kyrie”), poruszające utwory oparte na instrumentach smyczkowych (“I no kako”, “Dirge”) oraz dynamiczną elektronikę (“L’s Theme”). OST jest bardzo różnorodny, a sekwencje w anime ilustruje kapitalnie. Poza animacją także słucha się go wyśmienicie. Polecam zaopatrzyć się w dwupłytowe wydanie ścieżki dźwiękowej, gdyż duet kompozytorów wykonał pracę zasługującą na najwyższą możliwą ocenę. Seiyuu, jak można było założyć jeszcze przed oglądaniem, wypadli znakomicie. Light, L i Ryuuk zostali w bardzo dużej mierze przywołani do życia właśnie przez głosy aktorów, którzy nadali im osobowości i charaktery na równi ze scenarzystą.
“Death Note” to anime praktycznie bez wad. Średnio sympatyczny protagonista, mało rozgarnięci gliniarze oraz spora zmiana klimatu w ostatniej 1/3 odcinków, nie każdemu muszą przypaść do gustu, ale jak zaznaczyłem już wcześniej – jest to także kwestia indywidualnego podejścia, a powyższe zabiegi miały uzasadnienie dramaturgiczne. Mam czasami nieodparte wrażenie, że wszelkie próby wytykania błędów w “Notatniku Śmierci” są tak naprawdę zwykłym czepialstwem.
Niebotycznie wciągająca fabuła, zestaw wspaniałych postaci, przepiękna audio-wizualna oprawa, a całość posypana narkotykiem o nazwie “jeszcze tylko jeden odcinek”.
Tak, od “Death Note” nie sposób się oderwać, ponieważ funduje rozrywkę na najwyższym poziomie. Pisać, że polecam, chyba nie muszę. Najbardziej zainteresowani są już dawno po seansie, a osoby, które żyły dotąd z nieświadomością istnienia tego kapitalnego serialu, niniejszym zostały uświadomione.
Tekst z archiwum film.org.pl