search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

David Lynch pokazuje dziewięciocalowe gwoździe

Rafał Oświeciński

29 czerwca 2013

REKLAMA

David Lynch wciąż milczy. Od premiery INLAND EMPIRE – dla jednych wielkiego rozczarowania, dla drugich kwintesencji onirycznego stylu Lyncha – mija właśnie prawie równo 7 lat. Od 2006 roku David Lynch chwyta się różnych rzeczy, najczęściej krótkometrażówek, w których daje upust swoim malarskim pasjom lub doprowadza do ekstremum to, co zwie się powszechnie “tajemnicą”.

O długim metrażu wciąż nic nie słychać, a sam twórca “Głowy do wycierania” nic nie zdradza. Co więcej, lubi sobie ponarzekać na trudną sytuację artystów kina, którzy są – oczywiście! – wypierani z kin, bo nie gwarantują tego, co oczekują kina i dystrybutorzy, czyli wiadomo czego. Nie ma w tym oczywiście żadnej przesady, bowiem pieniądz zawsze będzie wypierał sztukę na rzecz tego, co tylko sztukę udaje, więc nie ma co się zżymać, tylko wypada odkrywać niespenetrowane przez nikogo rejony – a w tym Lynch jest znakomity, niepodrabialny.

Podobno Lynch pragnie rozpocząć romans z telewizją, która chętniej otwiera swoje wrota dla twórców takich, jak on. Korci go stworzenie serialu… Tak, pierwsze co przychodzi na myśl, jest oczywiste. Kontynuacja “Twin Peaks”. To brzmi tak samo niebezpiecznie, jak i fascynująco. Z jednej strony odgrzebywanie słynnych staroci to pewny sukces, z drugiej jednak zbyt często wszelkie sikłele, rimejki bledną w świetle oryginałów i najzwyczajniej w świecie są zbędne.

Niemniej Lynch jest wciąż aktywny. Oprócz krótkich metraży, zaangażował się także w muzyczny projekt Crazy Clown Time, z którym za chwilę wydaje druga płytę. I najświeższy news – stworzył teledysk do najnowszego utworu Nine Inch Nails z zapowiadanej na wrzesień płyty “Hesitation Marks”. Kolaboracja z Trentem Reznorem miała już miejsce w czasie produkcji muzyki do “Zagubionej autostrady”, więc obaj panowie chyba dobrze czują się w swoim towarzystwie. Zresztą, Reznor chyba lubi ufać tym, którzy wykazują się dużą kreatywnością w obrazowaniu muzycznego nastroju – współpracował już z Markiem Romankiem czy Davidem Fincherem. Co pokazał Lynch w “Came Back Hounted” (swoja drogą świetny kawałek)? Pulsujące światła, surrealistyczne obrazy, chaos, zagrożenie. I kropki. Kropki są najważniejsze 🙂 Bardziej budowa nastroju, niż ukazanie treści. Bardziej instalacja video dla galerii niż teledysk do puszczania w Esce. Znakomita, klasycznie lynchowska rzecz.

Chorzy na epilepsję powinni omijać z daleka.

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA