CZARNY ŁABĘDŹ a PERFECT BLUE. Hołd Aronofsky’ego czy luźna adaptacja?
Perfect Blue to film wybitny – Czarny łabędź moim zdaniem też, choć werdykt ten nie jest aż tak powszechnie akceptowalny. Oba tytuły z pewnością łączy gatunek i sposób realizacji jego wytycznych, ale co bardziej zdeklarowani na antyplagiatowe potępienie Aronofsky’ego wskazują na podobieństwa już na etapie porównywania samych zarysów fabuły, a te – oczywiście po odpowiednim spreparowaniu – wydają się łudząco podobne:
Perfect Blue:
Mima Kirigoe to młoda gwiazda J-popu, która staje przed szansą wykonania kolejnego wielkiego kroku w swojej karierze. By zostać gwiazdą filmową, musi jednak wiele poświęcić, stopniowo zatracając przy tym swoje własne ja.
Jak na tym tle wypada Czarny łabędź?
Mima KirigoeNina Sayers to młodagwiazda J-popubaletnica, która staje przed szansą wykonania kolejnego wielkiego kroku w swojej karierze. By zostaćgwiazdą filmowąprimabaleriną, musi jednak wiele poświęcić, stopniowo zatracając przy tym swoje własne ja.
Widząc te opisy, można wydać wstępny wyrok na plagiatora – ale czy na pewno? Jak wspomniałem, są one łudząco podobne po odpowiednim spreparowaniu – to zaś zakłada wytłuszczenie podobieństw z jednoczesnym przemilczeniem tego, co oba filmy różni. A jest tego sporo. Ktoś powie, że zmiana jednej artystycznej branży na drugą jest niuansem – zgoda. W tej kwestii motywem przewodnim jest przecież presja, jaką na młodej osobie wywołują zupełnie nowe życiowe sytuacje. To zatracenie się w pracy i stałe majaki senne, które podkreślają wahanie głównej bohaterki, stanowią czołowy wątek obu filmów, a w Perfect Blue zdają się wręcz wołać o powrót do poprzedniego etapu kariery – mamy więc lustra, które pokazują kogoś innego niż osobę w nie patrzącą; to samo dzieje się z odbiciem w szybie wagonu metra.
Już na tym etapie warto jednak zauważyć, że choć sceny te są pozornie identyczne, Kon i Aronofsky wykorzystują je w zupełnie innym celu. Młoda gwiazdka J-popu za namową managera postanawia porzucić niepoważną branżę, przez którą przypięto jej łatkę grzecznej i delikatnej dziewczynki, lecz fakt, że właśnie taką osobą była w rzeczywistości, a teraz musi to zmienić, potęguje w Mimie chęć powrotu do śpiewania – manager podpowiada jednak coś zupełnie innego, a za jego namową dziewczyna godzi się między innymi na scenę seksu w serialu, do którego dostała angaż, następnie także na rozbieraną sesję fotograficzną – wszystko wbrew sobie i jakby na potwierdzenie typowego dla Japończyków „nie mogę zawieść ich oczekiwań”.
Podobne wpisy
Zupełnie na odwrót wygląda to w przypadku Niny – niesamowicie utalentowanej baletnicy, perfekcjonistki, która ma szansę na zostanie primabaleriną w zupełnie nowej inscenizacji Jeziora łabędziego – w tym celu musi jednak zrozumieć, że perfekcja nie polega wyłącznie na idealnym wykonywaniu kolejnych kroków i figur, a na zatraceniu się w tańcu w taki sposób, by porwać ze sobą tłumy. Geniusz od szaleństwa dzieli bardzo cienka linia, jednak jak dotąd grzeczna i ułożona dziewczynka, jaką Nina wciąż jest, nie była w stanie nawet zbliżyć się do tego pułapu. Jeśli jednak tego nie zrobi, jej życiowa szansa przepadnie.
Obie dziewczyny zmierzają w zupełnie innych kierunkach.
W tym miejscu fabuła obu filmów wyraźnie się rozjeżdża, dalej operując bardzo podobnymi środkami wyrazu – i to właśnie doskonale podbijającą atmosferę muzykę Clinta Mansella oraz mroczne zdjęcia Matthew Libatique’a należy „winić” za skojarzenia z Perfect Blue. Tam, gdzie Darren Aronofsky opowiada własną historię, nie kończą się bowiem aluzje.