Z komiksu na ekran, czyli z kadru w kadr #3: ALOIS NEBEL. Koleje losu na polsko-czeskim pograniczu
Lubicie pociągi? To ciekawe, choć dość rzadkie hobby zdaje się w ostatnich latach zyskiwać coraz większą popularność – być może postrzegam to przez pryzmat Sheldona Coopera z Teorii wielkiego podrywu, ale coś musi być na rzeczy, bo dziwnym trafem coraz częściej zdarza mi się poznawać pasjonatów kolei. Fanem transportu torowego jest też czeski pisarz Jaroslav Rudiš. Nie ma więc przypadku w tym, że najsłynniejszy ze stworzonych przez niego bohaterów jest z zawodu (ale przede wszystkim z zamiłowania!) kolejarzem. Panie, panowie – oto Alois Nebel.
Podobne wpisy
Pogranicze zawsze jest ciekawą lokalizacją dla akcji książki, komiksu czy filmu. To tam niejednokrotnie ważą się losy wzajemnych stosunków sąsiadujących ze sobą państw. Granice często bywają też liniami, których przekroczenie utożsamiane jest z szansą na lepsze jutro, a biorąc pod uwagę fakt, że na przestrzeni wieków ich bieg wielokrotnie się zmieniał, tło historyczne tych regionów bywa szczególnie ciekawe. Otrzymujemy więc szereg możliwości, które aż proszą się o stworzenie scenariusza: dzieła opartego na historycznych wydarzeniach; dramatu obrazującego perypetie okolicznej ludności; czy wreszcie produkcji sensacyjnej bądź thrillera, gdzie główne role odgrywają uciekinier oraz grupa pościgowa. I każdy z tych elementów znajdziemy w komiksach z cyklu Alois Nebel, wzbogaconych również wątkami paranormalnymi, ale też humorem i typową dla Czechów pogodą ducha.
Powieść graficzna wręcz skrojona pod przyszłą ekranizację.
Seria, której głównym bohaterem jest Alois Nebel, składa się z trzech tomów (Biały Potok – 2003, Dworzec Główny – 2004, Złote Góry – 2005) autorstwa Jaroslava Rudiša (scenariusz) i Jaromíra Švejdíka, szerzej znanego pod pseudonimem Jaromír 99 (ilustracje). Śledzimy w niej losy Ślązaka, który jest całkowicie oddany służbie na kolei. Samotny, mający na karku około czterdziestu lat mężczyzna pochodzi z leżącego niedaleko polsko-czeskiej granicy Jeseníka, a w pobliskim Białym Potoku (tym w okolicach Nysy, nie Bogatyni) pełni funkcję dyżurnego ruchu tak, jak wcześniej robili to jego ojciec oraz dziadek. Uwielbia swoją pracę, a wolne chwile poświęca na studiowanie starych rozkładów jazdy w… toalecie. Lojzik – jak nazywają głównego bohatera znajomi – to postać prostolinijna, momentami można wręcz uznać, że oderwana od rzeczywistości. Dobroduszny gaduła, który świata poza koleją nie widzi. Całą tę małomiasteczkową sielankę rozbija jednak mgła – dosłownie – spowijająca czasem jego myśli.
Jak podpowiadają autorzy komiksu, “Nebel” w języku niemieckim oznacza mgłę, natomiast czytając to słowo wspak, otrzymamy “życie”. I tak właśnie płynie przez mgłę czasów życie Aloisa. Mężczyznę poznajemy w latach 80., jednak jego “odloty” często przenoszą nas w zamierzchłe czasy, stanowiąc retrospektywne seanse losów tego regionu. To tu widzimy wojenną zawieruchę, niemiecką okupację, czesko-polskie niesnaski czy konszachty cwanych Czechów ze stacjonującymi w ich kraju za komuny rosyjskimi oddziałami.
Aloisowi trudno ukryć te wizyjne momenty przed ludźmi, zwłaszcza że regularnie dzwoni on do dyspozytorów ruchu z okolicznych stacji, pytając o nieistniejące pociągi, które tylko jemu ukazały swe oblicza. W ten oto sposób główny bohater trafia do szpitala psychiatrycznego – tam pozna Niemego. Krakowianina, który z jednej strony ucieka przez polską milicją, z drugiej zaś ma w Białym Potoku pewne rachunki do wyrównania.
Švejdík doskonale operuje kadrami, wprawiając czytelnika niemal w trans, ale i genialnie budując mroczny klimat świata, do którego wesołkowaty Lojzik ewidentnie nie pasuje. Dzięki temu Alois Nebel jest jednym z najbardziej filmowych komiksów, jakie kiedykolwiek czytałem. Stylistyka rodem z kina noir jest świetnym zagraniem przede wszystkim ze względu na historie, jakie dzieją się wokół głównego bohatera. Części z nich on sam nie jest zapewne świadomy, ale – jak wspomniałem – poszczególne fragmenty serii Alois Nebel przemykają między rasowym dramatem, filmem historycznym a thrillerem. Niektóre kadry, zwłaszcza te dotyczące losów Niemego, wyglądają jak żywcem wyjęte z kultowego Sin City Franka Millera, a to tylko kolejny atut tej liczącej niespełna 350 stron opowieści.
W swej wielowarstwowości tytuł momentami ogląda się tak, jak przysłowiowy czeski film (w pozytywnym sensie). A jak na tym tle wypada ekranizacja?