search
REKLAMA
Remake

COŚ. Oryginał i remake

Maciek Poleszak

1 stycznia 2012

REKLAMA

Nie będę ukrywał, że jako pierwszą poznałem wersję Johna Carpentera, a powiadania, na podstawie którego oba filmy powstały nie miałem przyjemności czytać (wiem jednak, że wersja z 1951r. jest na nim oparta raczej luźno – chwała Wikipedii). Nie będę również ukrywał, że carpenterowskie Coś uważam za najlepszy horror, jaki widziałem w życiu.

Oryginał jako horror sprawdza się co najwyżej średnio. Problemów związanych z brakiem odpowiedniego klimatu jest kilka: baza, w której toczy się akcja, wydaje się aż nazbyt przytulna i bezpieczna jak na budynek umiejscowiony gdzieś pośrodku lodowego pustkowia, wiele kilometrów od najbliższej cywilizacji. Tłok, gwar i szczery uśmiech na ustach wszystkich przebywających w głównej sali sprawiają, że obraz życia polarników wygląda jak istna sielanka, a nieskrępowane rozmowy o przysłowiowym niczym, tego obrazu dopełniają. Bardziej drażliwym nie spodoba się postać ciamajdowatego dziennikarza lecącego do Arktyki zrobić reportaż życia – postać, która w zamyśle twórców miała dowcipnie komentować akcję i rozładowywać napięcie, a jak wcześniej już wspomniałem, napięcia mamy tutaj deficyt. W oczy może razić również obowiązkowy wątek romansowy, bo w końcu na stacji są również kobiety, w tym wybranka serca głównego bohatera. Jest jeszcze mało ciekawy projekt kosmity, który wygląda jak chodzący w czarnym kombinezonie klon potwora Frankensteina ze szponami w miejscu palców. Wszystkie te wady można jednak po części zrzucić na wiek filmu, który lat na karku ma całkiem niemało.

Nie jest też tak, że w Rzeczy nie da się znaleźć żadnych plusów. Ba! Kilka scen robi naprawdę pozytywne wrażenie i nie bez powodu przeszło do klasyki gatunku, jak na przykład odnalezienie “latającego spodka” ukrytego pod lodem lub kończące film słowa “Keep watching the skies” puszczone w eter za pomocą radia jako ostrzeżenie przed kolejnymi wizytami przybyszów z innego świata. Pozytywnie w roli Doktora wypada Robert Cornthwaite, grając typowego (i nieco już dziś oklepanego) naukowca opętanego wizją wielkich odkryć i motywowanego poczuciem misji. Jednak największe wrażenie robi niezwykle efektowna scena pierwszej próby spalenia monstrum za pomocą benzyny i pistoletu na flary, nakręcona z udziałem kaskaderów.

Najważniejszą zaletą wersji Carpentera jest tytułowy kosmita – nic tak nie przeraża jak to, czego nie znamy, a stworzenie nie posiadające “prawdziwego oblicza” straszy podwójnie. Dzięki tej koncepcji w The Thing obecne jest coś więcej niż zwykły klimat – Klimat pisany przez “K”, niemożliwa do podrobienia atmosfera niepokoju, niepewności i zagrożenia, potęgowana przez powolną i oszczędną, ale wywołującą ciarki na plecach muzykę Ennio Morricone. Film pod każdym względem prezentuje się wyśmienicie – Kurt Russell jest w szczytowej formie, psychologia postaci i relacje między bohaterami są w scenariuszu rozpisane koncertowo – nie pada ani jedno niepotrzebne słowo. Efekty specjalne i praca charakteryzatorska Roba Bottina są warte wszystkich Oscarów świata, a scena reanimacji i zakończenie zaliczają się do elitarnego grona najbardziej zapadających w pamięć momentów w historii kina.

Nawet pomimo tego, że w kilku scenach (które da się policzyć na palcach jednej ręki) nie wszystko udało się tak jak trzeba, na pytanie: “Lepiej obejrzeć oryginał, czy remake?”, w pełni świadomie, ze stanowczością odpowiadam: “Zdecydowanie remake”. Obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika kina.

  • Obie wersje rozpoczynają się wykonaną w identyczny sposób planszą tytułową.
  • James Arness (kosmita w wersji z 1951 r.) nie pojawił sie na premierze filmu, ponieważ bardzo wstydził się roli jaką zagrał.
  • Ponieważ makijaż potwora w wersji z 1951 r. wyglądał niezbyt realnie, wszystkie sceny zbliżeń jego twarzy zostały skasowane.
  • Scenę pościgu śmigłowca za biegnącym psem kręcono na lodowcu, w pobliżu miasta Juneau na Alasce. Kręcenie zdjęć do tej sekwencji rozpoczęto 1 czerwca 1981 roku i trwało kilka tygodni.
  • Na początku nowej wersji Norweg z karabinem krzyczy w ojczystym języku: “Zatrzymaj się, odsuńcie się do cholery! To nie jest pies – to imitacja psa, to jest rzecz. Ona się zmienia. Do cholery odsuńcie się od tego psa, pieprzone świry!”
  • Zniszczona norweska baza z początku filmu jest naprawdę amerykańską bazą, która zostaje spalona na końcu.
  • Film został zakazany w Finlandii.
  • Głowa na pajęczych odnóżach z filmu znalazła się na 3 miejscu rankingu scen z najlepszymi efektami specjalnymi, przeprowadzonym przez magazyn “SFX” (2005).
  • Coś to pierwszy film Johna Carpentera, do którego sam nie skomponował muzyki.
  • W skład załogi pierwotnie miała wchodzić kobieta. Nagrane zostały nawet niektóre zdjęcia z jej udziałem, ale z powodu jej choroby, została zastąpiona przez mężczyznę.
  • Wersja Johna Carpentera zainspirowała powstanie animowanego filmu krótkometrażowego, który można jednym słowem określić jako “genialny”. Do obejrzenia TUTAJ.

Tekst z achiwum film.org.pl (15.05.2010)

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/