Co dalej z THE END OF THE F***ING WORLD? Szanse i problemy na drodze do kontynuacji
Jakość przede wszystkim
Istotniejsze wydają mi się jednak kwestie związane z fabularnymi problemami twórców. Nieco więcej szczegółów zdradza w innym wywiadzie Jonathan Entwistle, showrunner The End of the F***ing World:
Każdego dnia otrzymuję tysiące wiadomości za pośrednictwem mediów społecznościowych. Jedni pytają o to, kiedy doczekają się drugiego sezonu. Inni podsyłają własne pomysły na jego fabułę! Jest tego naprawdę dużo, ale pojawiają się także głosy przeciwne, zwłaszcza wśród nieco starszych odbiorców, którzy kategorycznie stwierdzają, że nie powinniśmy robić kolejnych odcinków z takiego czy innego powodu. Wszystkie te głosy są dla nas ważne. Bez komiksu Charlesa [Forsmana – przyp. red.] jako kręgosłupa musimy znaleźć sposób, by świat przedstawiony w “The End of the F***ing World” wciąż był świeży i ekscytujący.
Dla Netflixa wyjście poza ramy literackiego pierwowzoru nie stanowi problemu – udowodniono to, zamawiając kontynuację Trzynastu powodów, które po pierwszym sezonie borykały się z tym samym problemem, co serial Entwistle’a. Brytyjski filmowiec wykluczył jednak, by możliwe było wysnucie kolejnej opowieści, w której zabrakłoby Alexa Lawthera lub Jessiki Barden:
Ta historia należy do Jamesa i Alyssy – i myślę, że to właśnie dzięki nim ludzie pokochali ten serial. Drugi sezon musi w jakiś sposób angażować te postacie. Każda historia, którą wysnujemy, musi choć po części dotyczyć tej dwójki.
I tu pojawia się problem, ponieważ James – prawdopodobnie – nie żyje. W ten właśnie sposób interpretowane jest zakończenie komiksu (choć nieco odmienne od tego, które zobaczyliśmy w serialu), tak wiele osób odebrało też wystrzał w momencie, gdy chłopak zaczyna uciekać przed policją. Wspominałem, że telewizyjna adaptacja pozostawiała sobie w tej kwestii pewną furtkę – zobaczyliśmy jedynie biegnącego Jamesa, ale strzał usłyszeliśmy dopiero po zastąpieniu obrazu czarną planszą. Wspomniany wywiad Forsmana i sugestia, jakoby jego zakończenie także nie było jednoznaczne, może więc oznaczać, że postać jednak żyje.
Strzelby nie są zbyt celne
Podobne wpisy
Innym interpretowanym dwojako motywem jest sposób prowadzenia narracji serialu. Historia Jamesa i Alyssy jest przez tę dwójkę komentowana naprzemiennie. Dwugłos narracyjny nie jest może niczym wyjątkowym, ale w tym przypadku istotny zdaje się pewien szczegół – dziewczyna cały czas mówi w czasie teraźniejszym; z kolei wszystkie kwestie chłopaka (z wyjątkiem ostatniej) korzystają z czasu przeszłego. Czy James jest narratorem, który opowiada historię swojego życia do momentu, gdy tuż przed ucieczką dociera do niego, co ludzie mogą dla siebie nawzajem znaczyć? Początkowa interpretacja sugerowała, że to swoiste pożegnanie – mądrość, która przyszła zbyt późno. Pytaniem otwartym pozostaje, czy można zinterpretować tę zmianę jako dowód na jego przeżycie.
Frodo nie pójdzie do Mordoru
Główni bohaterowie The End of the F***ing World przyćmili resztę ekipy. Jessica Barden (Z dala od zgiełku, Lobster) i Alex Lawther (Gra tajemnic, Czarne lustro) odegrali swoje role koncertowo, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca innym postaciom. Wyrazista była także kreacja pary policjantek, które ruszyły za młodymi gniewnymi, jednak publika najbardziej polubiła… Froda.
Chłopak pojawia się w życiu Jamesa i Alyssy zaledwie przez moment – grany przez Earla Cave’a (syna Nicka) pracownik stacji benzynowej zrobił w tak krótkim czasie naprawdę świetne wrażenie, przez co pojawiły się sugestie, że mógłby niejako zastąpić Jamesa w życiu Alyssy. Osobiście jego wątek – choć zabawny – uważam jednak za zbyt slapstickowy i nie bardzo widzę możliwość zastąpienia przez zupełnie obcego chłopaka miłości głównej bohaterki. Co innego, gdyby młody Cave dostał szansę, by w kolejnej eskapadzie stanowić trzecie koło u jednoosiowej przyczepki.
Uciec, ale dokąd?
Jak widać, problematyczne zakończenie wcale nie musi stanowić dla scenarzystów muru nie do przeskoczenia. Co innego sensowność kontynuowania tej historii. Choć krótki, The End of the F***ing World jest serialem bardzo treściwym. Przedstawiona w pierwszym sezonie historia tak naprawdę nie jest zamknięta tylko i wyłącznie przez sugestywne zakończenie, lecz przez zaprezentowaną w jej trakcie przemianę, jaka dokonała się w obojgu zbuntowanych nastolatków. James, który myślał, że jest psychopatą, okazał się chłopcem poszukującym bliskości – rozwydrzona Alyssa chciała tego samego z powodu fatalnej sytuacji rodzinnej. Ucieczka z domu, wszystkie przestępstwa (nawet morderstwo!), zacumowanie u wyluzowanego ojca dziewczyny były jak krzyki o pomoc i tę oto pomoc znaleźli w sobie nawzajem.
Ta historia została nie tylko zamknięta, ale i niejako zabiła wulgarną dziewuchę i dziwacznego chłopaka, których obserwowaliśmy od początku. O czym miałaby więc opowiadać kolejna seria? O ucieczce, której główni bohaterowie już nie chcą? O kolejnych wybrykach, choć te z pierwszego sezonu powinny dać im wystarczającą nauczkę? To trochę tak, jak gdyby twórcy stali właśnie przed drzwiami z napisem “DON’T OPEN, DEAD INSIDE”, ale mimo ostrzeżenia korciło ich, by zajrzeć do środka, a jak uczy nas inna z telewizyjnych produkcji – to nigdy nie jest dobry pomysł. Jestem więc rozdarty – trudno przypuszczać, by kontynuacja The End of the F***ing World sprostała wyzwaniu rzuconemu przez pierwszy sezon, mówię to jednak z żalem, bo jakaś cząstka mnie chce więcej Alyssy i Jamesa.
korekta: Kornelia Farynowska