search
REKLAMA
Archiwum

Christopher Nolan powstaje

Przemysław Kapela

30 lipca 2018

REKLAMA

To Cobb był bardziej intrygującą postacią i dlatego też to poniekąd on został bohaterem następnego filmu Nolana, czyli Memento (2000). Lenny Shelby to również oszust, tylko trochę innego pokroju. Oszukuje własne ja. Wmawia sobie, że jego żona została zamordowana, a on sam był tego jedynym świadkiem. Poszukiwanie mordercy utrudnia mu choroba, na którą zapadł w trakcie owej napaści – zanik pamięci krótkotrwałej. Lenny pamięta, kim jest i wszystko do momentu wypadku. Od tamtej pory zapomina jednak to, co mu się przydarza, w zaledwie pięć minut. Dopiero co poznani ludzie po chwili stają się dla niego kompletnie obcy. W takiej sytuacji może zostać bardzo łatwo zmanipulowany, co też się dzieje. Przygodnie spotkana kelnerka, Natalie, wykorzystuje go do załatwienia swych ciemnych interesów. Lenny posuwa się do zabójstwa. Co straszne, nie przychodzi mu to z trudnością. Lenny pomimo swego ewidentnego upośledzenia radzi sobie w tym zepsutym środowisku wręcz doskonale, a że przy tym zastrzeli osobę lub dwie, cóż, w brutalnym świecie na przemoc odpowiada się przemocą. Osoba chora zawsze może liczyć na litość (zwłaszcza u widza). Tak też jest i z Lennym. Współczujemy mu, bo myślimy, że jest na straconej pozycji. Sytuacja się zmienia, gdy dowiadujemy się, że taki los jest wynikiem jego własnego wyboru. W krótkich momentach świadomości zaprzeczał istnieniu swojej żony – ta nie została zamordowana, lecz zostawiła go, bo nie mogła z nim wytrzymać. Przypominającego mu o tym anioła stróża, policjanta Teddy’ego, musi spotkać z jego rąk śmierć. Bruździł w świecie Lenny’ego złożonym ze złudzeń, przypominał mu, kim jest naprawdę. A przecież nikt tego nie lubi. Nikt nie chce znać całej prawdy o sobie.

Z prawdą borykać się musi również Will Dormer, bohater filmu Bezsenność (2002). Ten zasłużony policjant z wydziału zabójstw przybywa ze słonecznej Kalifornii na odciętą od świata Alaskę, aby rozwikłać zagadkę brutalnie zamordowanej siedemnastolatki. Nie przyjeżdża jednak, bo chce – to pewnego rodzaju ucieczka. W macierzystym Los Angeles poluje na niego wydział spraw wewnętrznych, albowiem Will dopuścił się przestępstwa. Oskarżonemu o torturowanie i zabójstwo chłopca podrzucił dowód – niezbędny, aby dosięgła go ręka sprawiedliwości. Will stoi w obliczu tak wypuszczenia na wolność psychopaty, jak własnej kompromitacji i niechlubnego końca kariery. Co wydaje się trudniejsze do przełknięcia? Nim Will dobrze się zastanowi, zdąży również – przez przypadek – zastrzelić partnera i przyjaciela, a zarazem jedynego świadka w prowadzonej przeciwko niemu sprawie. Szczęście w nieszczęściu – Will w ten sposób umyka oskarżeniu, aliści w zapomnianym przez Boga miejscu, gdzie nawet noc nie zagląda (trwa okres „białych nocy”), dopada go bezsenność. A jak sam mawia: „dobry glina nie śpi z powodu śledztwa, zły – z powodu sumienia”. Którym jest Will? Nie mamy wątpliwości, widząc, jak sabotuje dochodzenie, gdy zaczyna współpracować z poszukiwanym oprawcą. Will jest dobrym detektywem, ale nie jest dobrym policjantem. Niedaleko mu do jego przeciwnika. Obydwaj zatuszowali zbrodnie, aby uniknąć konsekwencji. Nikt poza nimi nie zna prawdy. W ostatniej chwili Will opamiętuje się i dopada mordercę. Jest już jednak za późno, by stawić czoła prawdzie. W nagrodę będzie mógł nareszcie zasnąć. Ale czy ostatni sen może być nagrodą?

Spać nie może również Bruce Wayne. Dręczy go wspomnienie z dzieciństwa: bandyta zastrzelił jego rodziców, a on nie zrobił nic, by temu zapobiec. Poczucie winy przerodziło się w gniew, a ten, skumulowany, znalazł wyraz w zamaskowanym mścicielu, który postanawia walczyć z przestępczością, niesprawiedliwością i korupcją trawiącymi rodzinne miasto Wayne’a – Gotham. Batman Nolana (A.D. 2005) to jednak zupełnie inny Batman niż dotychczas wszystkim znany. Dużo się tu mówi o moralności i praworządności, o wewnętrznym pragnieniu odrodzenia tych wartości. Tymczasem w finale Człowiek-Nietoperz co prawda ratuje mieszkańców miasta przed zagładą, lecz po wygranym pojedynku ze sprawcą tego niebezpieczeństwa – Ra’s Al Ghulem, choć ma możliwość uratowania go od niechybnej śmierci, pozwala mu zginąć. Batman miał być odtrutką na zło wylewające się z ulic Gotham, a okazuje się być nie lepszy, niż zwalczani przez niego kryminaliści. Batman jest inny, bo inny jest też Wayne. U Nolana jest niewykształcony (porzucił naukę w Princeton), niezbyt bystry (o rady musi prosić… lokaja), wyręcza się innymi (inż. Lucius Fox), zaś kwestie etyczne musi tłumaczyć mu, do tego łopatologicznie, koleżanka z piaskownicy, dziś asystentka prokuratora okręgowego. Jedyne, co potrafi Wayne, to walczyć. Przydatne, gdy wiadomo, kto jest wrogiem. Wayne (a więc i Batman) nie ma zatem fundamentów, zasad. Bez tego nie da się być bohaterem. Z tej antybohaterskiej (i wypaczającej komiksową tradycję) wizji tej postaci reżyser – skruszony – wycofa się w kontynuacji pt. Mroczny Rycerz (2008).

REKLAMA