Sztuka zrywania (2006)
Sztuka zrywania Peytona Reeda jest mocno nietypową komedią (mało) romantyczną. Zaczyna się kilkoma obrazkami z pożycia (my, dziewczyny, wiemy, jak to jest, kiedy przygotowujemy kolację dla gości i ABSOLUTNIE WSZYSTKO jest na naszej głowie – poza tą jedną, malutką rzeczą, którą załatwić miał on – a i tak spieprzył…), żeby szybko przejść w coś na kształt Wojny państwa Rose, a zakończyć się trzeźwą refleksją na temat. Sam w sobie film jest niezły – para Jennifer Aniston (Brooke) i Vince Vaughn (Gary) swobodnie ciągnie ciekawy scenariusz, a dodatkowego smaczku dodają polskie akcenty (mój mąż do dziś domaga się koszulki z napisem „Polish and proud”), natomiast końcówka, tak daleka od hollywoodzkiego słodziutkiego happy endu, niekoniecznie służy budowaniu więzi. Gary i Brooke bowiem zrywają ze sobą ostatecznie i… są z tego naprawdę zadowoleni. O ile zatem w warstwie fabularnej film należy ocenić wysoko, o tyle w praktyce – no cóż, jeśli chcecie, żeby obie strony zostały po seansie z niebezpiecznymi dla waszego związku myślami „A gdyby…?”, to polecam.
Czekając na miłość (1995)
Czy też mniej znany Księżyc i Valentino, czy Chłopaki na bok (tytuł tego ostatniego jest bardziej niż wymowny), innymi słowy wszystkie typowo babskie filmy o babskich przyjaźniach i kłopotach. Te wszystkie historie, w których on przede wszystkim nie ogarnia, o co chodzi. Większość mężczyzn nie wykazuje absolutnie żadnego zrozumienia dla problemów, z jakimi na co dzień zmagają się kobiety, niektórzy nawet twierdzą, że kobiety stwarzają je sobie same – jak by nie było, nasze mózgi rzeczywiście funkcjonują odmiennie. I o ile dla nas historia kobiecej przyjaźni na wieki, wystawionej na różne próby, ale zawsze wychodzącej z nich zwycięsko, jest krzepiąca (krzepi nie tylko myśl, że taka przyjaźń istnieje, przecież o tym doskonale wiemy, ale i świadomość, że problemy dotykają nie tylko nas), o tyle dla mężczyzn, którzy większość kwestii rozstrzygają w systemie zero-jedynkowym i nierzadko ręcznie, jest zwyczajnie nudna. Jeśli zatem nie chcesz, żeby najbardziej wzruszający moment został zakłócony przez jego nietaktowne chrapanie, zachowaj ten film na wieczór z przyjaciółką.
A może się mylę…? Może jest na sali mężczyzna, który na przykład uwielbia Bollywood i nie wstydzi się do tego przyznać?