BRUDNA, NAGA I PONIŻONA? 5 najlepszych ról Jennifer Jason Leigh
3. Hedra Carlson, Sublokatorka (1992), reż. Barbet Schroeder
Film wraz z rolą Hedry wszedł do kanonu opowieści o patologicznych osobowościach ludzi, którzy za wszelką cenę chcą stać się kimś innym. W produkcji Barbeta Schroedera nie dziwi zupełnie nic. Ogląda się ją jak schematycznie zrealizowany dreszczowiec z przewidywalnym zakończeniem. Jednak precyzja wykonania i precyzja zagrania owego filmu są tak należyte, że schematyzm nie przeszkadza. Po tej produkcji Jennifer Jason Leigh ostatecznie przypieczętowała krążącą o niej opinię aktorki grającej anormalne, antagonistycznie nastawione do całego świata socjopatyczne osobowości. Postawiła kropkę nad i w byciu dobrą szajbuską na ekranie. A może to krytycy ją właśnie tak zaszufladkowali? W tym przypadku właśnie młodość i niewinny wygląd Leigh były atutami pozycjonującymi ją w podświadomości widza jako kobietę niezdolną do bycia taką brutalną i szaloną. Z tej sprzeczności, często zresztą wykorzystywanej w klasycznych do bólu dreszczowcach, zrodziła się jedna z lepszych negatywnych postaci w historii gatunku. Może nie ma się czym chwalić, ale kreacja Hedry została nagrodzona przez młodych widzów MTV Złotym Popcornem za najlepszy czarny charakter. Niestety żadne inne nagrody się nie posypały, a słyszałem głosy, że jakiś tam pozłacany popcorn jest równie mało znaczący co Złota Malina, a czasem działa wręcz na niekorzyść twórców tak właśnie nagrodzonych filmów. W przypadku Leigh nawet łatka wariatki i suki nie pozbawiła ją kolejnych dobrych ról w karierze. Taką chcę ją oglądać.
2. Allegra Geller, eXistenZ (1999), reż. David Cronenberg
Nie wiem, co wy na to, ale jest coś zmysłowego w scenach, w których Allegra trzyma na kolanach organiczną konsolę do gier, i w scenach, w których z wielką precyzją i jednoczesną gracją zakłada połączenie rdzeniowe Tedowi (Jude Law). To taka sfera seksualna odbierana wizualnie z całkowitej przyszłości, nieznana nam, osobnikom przywiązanym do fizycznych kontaktów. Trzeba przyznać, że Cronenberg wymyślił scenariusz świetnie i zaangażował odpowiednich aktorów. Nie przeszkadza nawet znaczne niedoinwestowanie produkcji, jeśli chodzi o stronę wizualną, oraz niedbały montaż. Natomiast rola Jennifer byłaby jeszcze mocniejsza, gdyby charakterologicznie bardziej ją przycieniować, napompować bardziej widocznymi skrajnościami. Nie twierdzę, że nie można się ich domyślić. Zbyt dużo podtekstów jednak przeszkadza w odbiorze całej historii. A dokładnie chodzi mi o to, że percepcja wycofanej osobowości Geller jest niekiedy, mówiąc slangiem graczy, ciekawa, ale niezbyt grywalna. Natomiast to, jak Allegra chwyta podobne do sutków manipulatory na konsoli, zapewne już nie. Cronenbergowi udało się wykorzystać talent i urodę Leigh do wytworzenia w świadomości widza wrażenia futurystycznego erotyzmu, który cechuje się całkiem innymi elementami podniecającymi niż ten nasz, namacalny i fizyczny. W świecie eXistenZ oczywiście można uprawiać seks bez konsoli i być, kim się chce, w realu, ale co to za atrakcja? Genialna Allegra Geller stworzyła alternatywę, a Jennifer Jason Leigh jest jej nieodzowną, zmysłową częścią.
1. Agnes, Ciało i krew (1985), reż. Paul Verhoeven
Gdyby stało się tak, jak było w planach, i to Rebecca de Mornay zagrałaby Agnes, aktorski efekt mógłby być gorszy, bardziej sztuczny i podszyty mniejszą dozą tak prawdziwej w wykonaniu Leigh moralnej dwulicowości. Bowiem nasza solenizantka miała wtedy idealnie niewinną urodę do zagrania efemerycznej damy, a zarazem skłonną do „złego” aktorską osobowość, pozwalającą jej swobodnie latać po ekranie bez majtek. Verhoeven wymagał od niej dużo, kto wie, czy nie więcej niż od samego Rutgera Hauera. Sprawdziła się w roli arystokratki tak spragnionej pieniędzy, stabilizacji i pozycji i jednocześnie nimi znudzonej, że w jakimś sensie odnalazła się w trupie bezdomnych najemników, szczególnie u boku jednego z nich. To właśnie ona podsyciła w nich rywalizację, chuć oraz brutalność. O mały włos sama by się przez swój młody wiek nie utopiła w tym pozbawionym zasad życiu chwilą. Uratowały ją jedynie instynkt przetrwania i ta zdolność patrzenia w przyszłość, której nie miał Martin (Hauer). Dlatego został sam. Verhoeven za pomocą duetu Leigh i Hauer bezdusznie i zarazem racjonalnie ukazał koniec epoki średniowiecza. Po niej miało nadejść coś innego, podobno lepszego. O to, czy faktycznie tak się stało, niech się spierają historycy. Ja natomiast wiem, że jak do tej pory nie widziałem Jennifer Jason Leigh w lepszej roli, nie dlatego, że bezpretensjonalnie pokazała krocze, lecz dlatego, że wiarygodnie dla mnie jako widza połączyła nagość z dwuznaczną charakterologicznie kreacją dramatyczną. Idealnie skuteczna kobieta tam, gdzie wszelkie ludowo-religijne zło zawodzi.