BO TO GRZECH. Serial, który wszyscy powinni obejrzeć
W ostatnich miesiącach pojawiły się trzy bardzo ważne tytuły, których twórcy opowiadają o wydarzeniach związanych z rozprzestrzenianiem się wirusa HIV wśród osób LGBT w latach 80. XX wieku. Obok drugiego sezonu Pose oraz powieści Wierzyliśmy jak nikt pojawił się miniserial Bo to grzech, który koniecznie wszyscy powinni obejrzeć.
Podobne wpisy
Pięcioodcinkowej produkcji napisanej przez Russella T. Daviesa nie należy postrzegać li tylko przez pryzmat podjętego tematu związanego z AIDS, choć wysuwa się on na plan pierwszy. Serial brytyjskiej stacji Channel 4 dotyka również innych, także uniwersalnych spraw dotyczących funkcjonowania „Innego” w negatywnie nastawionym do niego społeczeństwie. Polifonicznie nastrojona narracja o grupie przyjaciół to mozolnie przeprowadzona analiza postaw wobec osób nieheteronormatywnych, począwszy od pozytywnej akceptacji (zdecydowana mniejszość), poprzez chłodną obojętność, a skończywszy na jawnej homofobii (zdecydowana większość). Co jednak istotne, znaczna część Bo to grzech pozbawiona jest hagiograficznego patosu charakterystycznego dla tego typu opowieści. Nareszcie na ekranach telewizorów zagościła produkcja, w której obok nośnego, ważnego tematu pojawili się bohaterowie z krwi i kości.
Daviesa interesują przede wszystkim jednostki pozbawione przywilejów zarówno ze względu na orientację seksualną, jak również z powodu pochodzenia z niższej klasy społecznej. Zdecydowana większość bohaterów urodziła się w małych miasteczkach, z których ucieczka do Londynu jest niczym dotarcie do Ziemi Obiecanej. Zamiast prowincji i braku możliwości rozwoju osobistego mężczyźni trafiają do wielkiego miasta, gdzie mogą być anonimowi w tłumie, a przede wszystkim mają szansę na klasowy awans. Dla Colina (Callum Scott Howells) to okazja do pracy w renomowanym sklepie z garniturami, a dla Ritchiego (Olly Alexander) szansa na rozpoczęcie wymarzonej kariery aktorskiej. Razem z resztą paczki – Ashem (Nathaniel Curtis), Roscoe (Omari Douglas), a przede wszystkim niezwykle przyjacielską i pomocną Jill (Lydia Baxter) – żyją w dużym, wynajmowanym mieszkaniu, bawią się, chwytają dzień, walczą z systemowymi ograniczeniami, aż w końcu, niepostrzeżenie, w ich losy wkrada się śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową.
Nastrój Bo to grzech jest rozpięty między radosnym hedonizmem a cichą tragedią. Przez większą część odcinków twórcy skupiają się na pozytywnych aspektach życia bohaterów, pokazując, że niezależnie od nienawistnie nastawionej rodziny i reszty społeczeństwa istniała dla nich przestrzeń do swobodnego funkcjonowania, w ramach którego dawali upust swoim potrzebom, zwłaszcza seksualnym. Jednakże prawie każdy odcinek puentowany jest zgonem kolejnego mężczyzny. W tym kontekście najlepiej widać, jak zmieniało się nastawienie ludzi do osób chorych na AIDS. Najpierw była niewiedza i izolacja, później lęk i obrzydzenie, a dopiero po wielu latach, gdy w sukurs przyszła nauka, „obłaskawiono” chorobę na tyle, że przestała pokutować wiara w przenoszenie się wirusa HIV poprzez dotyk.
W serialu Channel 4 wykorzystuje się dużo muzyki z epoki odzwierciedlającej rzeczywistość, w której przyszło funkcjonować protagonistom, ale to właśnie momenty ciszy najlepiej prezentują ich fatalne położenie. Mowa o śmierci w samotności postaci granej przez Neila Patricka Harrisa albo o cichutkim dźwięku palących się rzeczy należących do innej ofiary AIDS. Davies znakomicie stosuje kontrapunkty, zestawiając hulaszcze i „głośne” życie z milczącym żalem z powodu zbyt szybkiego odejścia. Jak już udowodnił w swoim wcześniejszym serialu Rok za rokiem, potrafi również skutecznie łączyć wielkie narracje z intymnymi historiami jednostek. Bo to grzech działa na wielu poziomach, ponieważ bardzo płynnie miesza się opowieść o gejach jako grupie społecznej z opowieścią o pojedynczych jednostkach posiadających indywidualne potrzeby, marzenia oraz lęki.
Być może to teza postawiona na wyrost, ale wydaje się, że obecnie w brytyjskiej telewizji nastąpił etap rozliczeń z mało chlubną przeszłością. Najpierw w Małym toporze Steve McQueen przypomniał rasistowskie gesty wykonywane przed kilkudziesięciu laty przez władzę, a w Bo to grzech Davies atakuje Thatcherowską administrację za agresywne podejście wobec chorujących gejów. Nie ulega wątpliwości, że przepracowywanie historii ma walor terapeutyczny, ale również gwarantuje oddanie sprawiedliwości skrzywdzonym i poniżonym przez dominującą w dawnych czasach formę sprawowania kontroli nad społeczeństwem. Na podstawie tego typu historii najlepiej widać, jak niewiele trzeba, by pewną grupę wyrzucić na margines i pozbawić podstawowych praw. Pielęgnowanie równościowych stosunków na linii obywatel–państwo nie potrzebuje jednorazowego „aktu założycielskiego”, lecz wymaga systematycznej pracy, zwłaszcza że katalog „Innych” traktowanych gorzej jest płynny i zależny od politycznych zawirowań.
Jak zawsze przy okazji tego typu produkcji problematyczne jest podejście twórców do prezentowanych przez nich bohaterów. Osobiste doświadczenia Daviesa na pewno wpływają na empatyczne podejście do głównych postaci, co nie powinno budzić kontrowersji za wyjątkiem historii Ritchiego. W końcu ów mężczyzna nie chce poznać diagnozy, ucieka przed informacją na temat potencjalnego zakażenia wirusem HIV, dalej bawi się w najlepsze i uprawia seks bez zabezpieczenia z kolejnymi partnerami. Tymczasem scenarzyści pomijają ten destrukcyjny aspekt jego osobowości, bardziej skupiając się na gloryfikowaniu jego walki o samostanowienie i życie zgodne z własnymi potrzebami. Rozumiem, jak ważne jest „odczarowanie” historii gejów z tylko traumatycznych elementów, niemniej jednak pewna doza krytycyzmu w tym wątku na pewno by się przydała.
Pięć odcinków serialu Channel 4 przenosi narrację o epidemii AIDS na odrobinę inne tory. W pewien sposób skończyły się czasy Filadelfii, kiedy to skupiano się tylko na tragedii ofiar. Bo to grzech ustanawia – na pewno nie jako pierwsza produkcja, ale w niej to bardzo mocno wybrzmiewa – inny sposób opowiadania o czasach zarówno wspaniałych, jak i tragicznych dla ludzi, którzy w końcu mogli w swobodniejszy sposób żyć w zgodzie ze sobą, a nie ujednolicającymi normami społecznymi.