BLACK SAILS. Pod czarnymi żaglami. Pod piracką banderą.
Autorem artykułu jest Mariusz Czernic z bloga Panorama Kina.
Po obejrzeniu pierwszej serii Wikingów doszedłem do wniosku, że brakuje jeszcze dobrego serialu o piratach. Tak więc Black Sails jest jak spełnienie marzeń dla miłośników filmów o morzach i okrętach. Dwóm pasjonatom tej tematyki udało się sprzedać stacji Starz pomysł polegający na połączeniu losów autentycznych postaci (Anne Bonny, Jack Rackham, Charles Vane) z postaciami zaczerpniętymi z Wyspy skarbów Roberta Louisa Stevensona (kapitan Flint, John Silver, Billy Bones). Czarne żagle powiewają u wybrzeży Indii Zachodnich, na wyspie New Providence w archipelagu Bahamów. To tutaj rozgrywają się dramaty i konflikty z udziałem pełnych wad bohaterów: morderców, złodziei, dziwek, zdradzieckich piratów, nieuczciwych handlarzy i kombinatorów.
W każdej porządnej produkcji przygodowej musi być jakiś cel, do którego dążą bohaterowie. W Black Sails tym celem jest hiszpański okręt Urca de Lima, wypełniony ponoć takimi skarbami, o jakich wielu ludziom się nawet nie śniło. O takich skarbach krążą legendy i każdy, kto zna się na żeglowaniu, chciałby dowiedzieć się ile w tych legendach prawdy. Urca de Lima to autentyczny okręt hiszpańskiej floty – w 1715 roku zatonął niedaleko Florydy. Akcja serialu rozpoczyna się właśnie w tym roku, zaś bohaterowie szukają wszelkich sposobów, by się wzbogacić. W przeciwieństwie jednak do konkurencyjnego serialu o wikingach, piraci pod wodzą Flinta dość długo ociągają się z wyprawą na pełne morze. W pierwszym sezonie więcej uwagi poświęcono życiu na lądzie. Możemy więc zaobserwować jak przebiegał handel, jak załatwiano sobie wpływy, jak dorabiano się bogactwa. Nie gardzono żadną formą zarobku, przejmowano okręty i burdele, bo jedne i drugie zapewniały godziwy zysk.
Odcinek pilotowy (wyreżyserowany przez Neila Marshalla) jest bardzo obiecujący, rozpoczyna się od abordażu, kończy krwawym pojedynkiem na szable. Kto oczekuje efektownej i dynamicznej przygodówki może jednak po kilku odcinkach stracić zainteresowanie, gdy okaże się, że intryga w serialu bazuje na dialogach, a nie mnożeniu atrakcji. Jednakże atrakcji nie brakuje, a najważniejsze to przemoc i seks, czyli to co istniało od zarania dziejów i nigdy nie straciło swoich wyznawców. Ekran nie ocieka krwią jak w Spartakusie, innym dziecku telewizji Starz. Dominuje kolor czarny, a nie czerwony, co zresztą słusznie sugerują tytuł i plakat. Black Sails to serial niesamowicie mroczny i posępny, nad bohaterami wiszą czarne chmury, które nie wróżą niczego dobrego. Nie ma tu klątwy, jaka dotknęła załogę Czarnej Perły z filmu Piraci z Karaibów, ale i tak wyczuwa się fatum, które nie pozwoli bohaterom zdobyć tego, czego pragną.
Rezygnacja z licznych scen akcji umożliwiła scenarzystom wprowadzenie sporej ilości intrygujących postaci, które stopniowo ujawniają swoje mocne i słabe strony charakteru. Do najsympatyczniejszych bohaterów należą Billy Bones (Tom Hopper) i Gates (Mark Ryan) – interesujący jest w ich przypadku konflikt lojalności i sumienia. Pierwszoplanowym bohaterem jest kapitan Flint (Toby Stephens), zuchwały pirat, nielojalny wobec swoich ludzi – jest przebiegłym i kłamliwym sukinsynem, opętanym myślą o zdobywaniu skarbów. Posiada cechy dobrego przywódcy, który zawsze wie czego chce, ale jego makiaweliczny stosunek do ludzi przysparza mu wielu wrogów. Nie brakuje w serialu bardzo wyrazistych postaci kobiecych. Najważniejsza jest Eleanor Guthrie (Hannah New), zbuntowana córka bogatego angielskiego przemytnika i handlarza. Wygląd bladolicej niewiasty staje w sprzeczności z jej twardym, nieposkromionym charakterem.
Aktorstwo nie budzi zastrzeżeń, choć niektóre postacie mogą wydawać się niezbyt wiarygodne (John Silver i Eleanor Guthrie). Kapitan Flint jest za to świetnie skonstruowaną postacią – totalnie nieprzewidywalną, nacechowaną hipokryzją. Wymaga posłuszeństwa od swojej załogi, sam będąc jednak istotą chytrą i fałszywą. Idealny pirat po prostu. Wśród kobiet moją faworytką jest Anne Bonny (Clara Paget) – co ciekawe, to jedyna kobieta z czołówki, która się nie rozbiera. Jej niezgrabne ruchy i postawa wyrażająca gotowość do ataku znaczą tyle, że ta kobieta zręcznie ukrywa swoje słabości, nie pozwoli się tknąć i wie jak przetrwać w tym zdemoralizowanym społeczeństwie. Serial, którego współproducentem jest Michael Bay, realizowany jest w Kapsztadzie (RPA), jednym z ważniejszych portów morskich nad Atlantykiem. Wizualnie jest to dzieło przemyślane i nastrojowe. Znakomita jest czołówka, bez żadnych udziwnionych animacji, przepełniona wyrafinowaną ornamentyką, łącząca styl rokoko, gotycką architekturę i barokowe rzeźby, zilustrowana nastrojową muzyką Beara McCreary’ego.
Fabularnie jest to produkcja zwarta i niegłupia, choć nie brakuje w niej chybionych pomysłów. Na przykład w finale odcinka siódmego jeden z piratów, Charles Vane, traci zupełnie wiarygodność. Ale za to w kolejnym epizodzie, będącym finałem sezonu, scenarzyści rehabilitują się prowadząc bohaterów we właściwym, ale nie pozbawionym zaskakujących zwrotów, kierunku.
W pomyśle Steinberga i Levine’a tkwił ogromny potencjał i połowicznie został on wykorzystany – być może dopiero kolejny sezon wyjaśni wątpliwości, jakie widzowie mają po obejrzeniu pierwszej serii. Z pewnością mogło być lepiej, ale i tak serial prezentuje wysoki, ponadprzeciętny poziom. Nie jest to bezmyślna rozrywka pełna niekończących się bijatyk, ale produkcja cechująca się mądrym spojrzeniem na XVIII-wiecznych piratów.
https://www.youtube.com/watch?v=Pvxpv_fycl8