search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

BEN AFFLECK i jego DZIWNA KARIERA. Najgorszy najlepszy reżyser, najlepszy najgorszy aktor

Szymon Skowroński

15 lipca 2019

REKLAMA

Kariera Bena Afflecka wydaje się jedną z najbardziej niesamowitych opowieści ze świata filmu. Dziwaczna sinusoida, wyznaczona Oscarami, Złotymi Malinami, wzlotami, upadkami, miażdżącymi recenzjami i głosami zachwytu, hejtami i głosami autentycznego podziwu, trwa od dwudziestu pięciu lat i nie wydaje się, żeby aktor, scenarzysta i reżyser w jednej osobie powiedział ostatnie słowo. Z czterdziestoma sześcioma latami na karku Affleck wchodzi w dojrzałą fazę życia i twórczości, wychodzi z alkoholowego odwyku, zbiera siły po rozwodzie i ciężkich doświadczeniach związanych z kinowym uniwersum DC, a jego miłośnicy – podobnie jak i jego przeciwnicy – czekają na jego kolejny krok.

Pierwszą rolę Affleck zagrał już w 1981, ale kolejnych piętnaście lat spędził na ogonach, epizodach i trzecich planach. W 1993 pojawił się w Uczniowskiej balandze, a dwa lata później w Szczurach z supermarketu. Oba filmy wyszły spod rąk wschodzących gwiazd kina niezależnego – Richarda Linklatera i Kevina Smitha. Ten drugi zobaczył w przystojnym, wysokim, wyluzowanym aktorze potencjał na rolę główną i obsadził go w swojej komedii obyczajowej W pogoni za Amy. Film zebrał entuzjastyczne recenzje i uczynił z Afflecka leading mana, ale na znajomości ze Smithem aktor skorzystał bardziej w inny sposób.


Otóż Affleck i jego przyjaciel, również początkujący aktor, Matt Damon, wspólnie napisali scenariusz. Smith przeczytał go i przyznał, że tekst jest fenomenalny. Zaniósł go do Miramaxu, a potem, w wielkim skrócie, amerykański sen się ziścił. Dwaj przystojni, młodzi aktorzy okazali się genialnymi scenarzystami, zagrali w filmie opartym na swoim tekście, dostali Oscara i rozpoczęli wielkie kariery w Hollywood. Mnożyły się plotki i ploteczki. Mało kto chciał uwierzyć, że dwóch nikomu nieznanych, początkujących aktorów mogło napisać jeden z najlepszych dramatów ostatnich lat. Podejrzewano, że za całością stał William Goldman. Oficjalnie Goldman, wybitny dramaturg, miał pracować przy Buntowniku z wyboru jako script doctor. W artykule z “The Telegraph” z maja 2000 roku można przeczytać rzekomy cytat z jego książki, Which Lie Did I Tell:

Prawda jest taka, że nie byłem tam script doctorem. Prawda jest taka, że napisałem całość praktycznie od zera. Ale producenci uważali, że zabiję komercyjny potencjał filmu. Weinstein zaproponował mi dużo forsy za ukrycie prawdy, plus 20 procent z zysków.

Nie jest to sytuacja, w którą trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę hollywoodzkie standardy. Ale kilka lat później, podczas seminarium WGA (Amerykańska Gildia Scenarzystów), Goldman powiedział coś zupełnie innego:

Chciałbym powiedzieć, że to ja napisałem Buntownika z wyboru. Ludzie nie chcą wierzyć, że dwaj przystojniacy to napisali. Ale to ich scenariusz.

Jak było naprawdę? Wiedzą tylko Affleck, Damon. Goldman wiedział, ale już nie żyje. Co wiadomo na pewno – scenariusz krążył po wielu hollywoodzkich biurach i przeszedł szereg poprawek przed finalną wersją. Podobno zawierał wątki sensacyjne i szpiegowskie. Głównym bohaterem miało interesować się FBI ze względu na jego zdolności. Rob Reiner (reżyser i producent, współzałożyciel Castle Rock Entertainment) powiedział autorom, żeby wyrzucili te wątki i skupili się na postaciach i Bostonie. Zakończenie zasugerował sam Terrence Malick, który był przyjacielem dziadka Afflecka. Jak widać, sukces ma wielu ojców. W całym tym entuzjazmie i zachwycie nad filmem, scenariuszem i młodymi twórcami zabrakło tylko jednego: nikt nie doceniał aktorstwa Bena. Matt dostał nominację do Oscara za rolę pierwszoplanową i od razu wskoczył do pierwszej ligi. Chwilę potem grał u Anthony’ego Minghelli, Stevena Spielberga, Stevena Soderbergha, Martina Scorsese. A Ben… cóż, Ben wystąpił w Armageddonie, Pearl Harbor, Dziewczynie z Jersey, Giglim, Daredevilu. Za wszystkie otrzymał nominację do Złotych Malin, za wszystkie zebrał miażdżąco negatywne recenzje. W kilka lat od oszołamiającego sukcesu stał się synonimem kiczowatego kina i marnego, drętwego aktorstwa oraz bohaterem prasy bulwarowej. W 2004 „wyróżniono” go Złotą Maliną jako najgorszego aktora dekady. Na osłodę związał się z najbardziej pożądaną kobietą swoich czasów – Jennifer Lopez, a sam został okrzyknięty symbolem seksu.

REKLAMA