Ranking filmów Marvela – wyniki głosowania na najlepsze filmy MCU
Jakie filmy z Uniwersum Marvela są najlepsze? Która z ekranizacji jest najlepiej oceniana?
Pewnie każdy z nas ułożyłby ranking dotychczasowych odsłon MCU inaczej. Ale gdybyśmy chcieli ocenić w miarę obiektywnie ekranizacje, to na jaki wynik moglibyśmy liczyć? Poszukiwaniu odpowiedzi służyło głosowanie, w którym udział wzięło prawie 250 osób. Wspólnie oceniliśmy w skali 1-10 wszystkie filmy Marvela, w sumie 13 tytułów. Na razie bez Doktora Strange, choć obiecujemy aktualizować ranking co jakiś czas, przy okazji kolejnych premier MCU.
*
13. Incredible Hulk
Średnia ocen: 5,514
Kolejna aktorska odsłona przygód Hulka, tym razem już pod konkretną kontrolą macierzystego wydawnictwa (poprzez Marvel Studios), na pewno nie jest złym filmem. To poprawny film akcji – z lepszym (Norton, Hurt, Roth) i gorszym aktorstwem (Tyler), niezłym tempem i kilkoma naprawdę błyskotliwymi rozwiązaniami. Do dzisiaj jednym z moich ulubionych momentów z filmów Marvela jest ucieczka Bannera po dachach faweli, która ładnie nakreśliła fakt, że ten facet zaszczuty przez władze nie może w żaden sposób polegać ma cudownych mocach (bo ciężko wpisać w tę kategorię Hulkowanie), ale musiał nauczyć się przeżyć i natychmiastowo dostosowywać do każdych warunków.
Niestety, największą bolączką całości jest kontynuowanie cyklu po sukcesie Irona Mana, który przedefiniował konwencję filmu superbohaterskiego i przywrócił do niej „komiksowość” oraz humor. Niesamowity Hulk stoi w rozkroku pomiędzy archaiczną formułą i nowym otwarciem, gdy samo studio nie wiedziało jeszcze za bardzo, w którą stronę popchnąć wielki projekt Marvel Cinematic Universe. I rykoszetem dostał właśnie film Louisa Leterriera, któremu na każdym kroku brakuje czegoś do bycia produkcją wartą zapamiętania – nic dziwnego, że to właśnie ten tytuł ma najwięcej niewykorzystanych wątków (Abomination, Leader) i najmniejszy wpływ na cały współdzielony świat. Ale jakaś produkcja musiała oberwać pustakiem podczas wielkiej budowy i padło właśnie na tą. Dodatkowo reżyser udowodnił, że pewnej granicy twórczej nigdy już chyba nie przeskoczy i zawsze będzie tylko wyrobnikiem. Jednak przy wszystkich ubytkach technicznych oraz (sporych) niedoskonałościach scenariuszowych, miło zobaczyć Hulka, który nareszcie coś porządnie dewastuje. [Radosław Pisula]
Mocno niedoceniany na tle reszty filmów MCU, a szkoda, bo poza dwoma znacznymi problemami, jest jednym z najlepszych filmów tego uniwersum. Pierwszym problemem drugiego podejścia Hollywood do postaci Hulka (mniejszym) są odrzucające od ekranu, słabiutkie efekty komputerowe. Drugim (o wiele większym) źle skompletowana obsada, . I niestety – prawie cała (poza gościnnymi występami Stana Lee i Lou Ferigno, lubię tylko Tima Rotha w roli Blonsy’ego). Reszta filmu to dobra, niegłupia rozrywka, płynnie przedstawiająca historię naukowca, który chce się pozbyć swojego alter ego. Całość jest idealnie podzielona na trzy akty, a każdy z nich kończy się coraz to większą sekwencją akcji. Można w nim poczuć trochę pierwszego “Terminatora” i “Ultimatum Bourne’a”, a kolorystyka to miód dla oczu, nie to co filmu z drugiej fazy, którym ktoś zmniejszył nasycenie kolorów i kontrast. Szkoda, że już tutaj nie zatrudnili Marka Ruffalo do głównej roli. :/ [Tomasz Bor]
12. Thor: Mroczny świat
Średnia ocen: 5,704
Film nie jest słabszy ani też lepszy od poprzedniego. Trzyma ten sam poziom, który dla wymagającego widza, znającego od podszewki historię Asgardu, będzie ciężki do przełknięcia. Jeśli jednak ktoś nie za bardzo odnajduje się w świecie komiksów i chce obejrzeć „Thora” tylko dla rozrywki, to gwarantuję, że ją otrzyma. Alan Taylor nie starał się stworzyć poważnego, mrocznego filmu, bo przecież Thor to nie materiał na tego typu patos. Zack Snyder próbował to zrobić w „Man of steel” i według mnie poniósł totalną klęskę, próbując wykreować drugiego „Dark Knight” – wyszło tandetnie i kiczowato. Oczywiście uszczypliwi powiedzą, że „Thor: Mroczny świat” ma infantylną fabułę. Ja powiem więcej – tam nie ma żadnej fabuły. W skrócie to wygląda tak: przybywa zły potwór (bardzo potężny), którego jakimś cudem Thor pokonuje. Oczywiście nie mogło zabraknąć amerykańskiego schematu, w którym przeciętny obywatel wpływa na ostateczny wynik batalii (w tej roli superinteligenta Jane Foster). Druga część przygód o nordyckim bogu spełnia swoją rolę kina rozrywkowego dla widza w każdym wieku. A czy nie o to chodzi w komercji? [Marcin Cedro, recenzja]
11. Thor
Średnia ocen: 6,064
Pierwsze plany dotyczące filmu o następcy tronu Asgardu powstały już na początku lat dziewięćdziesiątych, a reżyserią miał zająć się Sam Raimi. Realizację przekładano, zmieniały się osoby na stołku reżyserskim oraz obsada. Ostatecznie Thor powstał wiele lat później, bo dopiero w 2011 roku. Odpowiadać miał za niego Kenneth Branagh, czyli świetny aktor i specjalista od ekranizowania dzieł Szekspira w jednym. Decyzja dziwna, ale po pewnym czasie stwierdziłem, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Wydawało mi się, że komuś takiemu jak Branagh uda się opowiedzieć o superbohaterach w bardziej klasycznym, może nawet właśnie “szekspirowskim” stylu, tak, aby całość nie opierała się głównie na efektach specjalnych, ale raczej na historii. Końcowy efekt nie bardzo spełnił te oczekiwania, co nie oznacza, że Thor jest filmem złym.
Rękę Branagha widać przede wszystkim w wątku rodzinnej walki o tron. W ogóle postać Lokiego, świetnie zagrana przez Toma Hiddlestona, jest ogromnym atutem filmu – zniuansowana pod każdym względem, wiarygodna, uciekająca od czarno-białego podziału na bohaterów złych i dobrych, ale raczej plasująca się w najciekawszym dla każdego widza obszarze trudnej do oceny szarości. Hiddleston przed premierą Thora grał głównie w brytyjskiej telewizji, teraz jest zaś (zasłużenie) gwiazdą globalną. Z jeszcze lepszym skutkiem do pierwszej ligi przebił się niezbyt znany wtedy Australijczyk Chris Hemsworth, którego Thor to nie tylko kilogramy mięśni, ale też całe tony charyzmy. Aktorzy naprawdę dają radę i szkoda, że scenariusz nie w pełni wykorzystywał ich talent. Ta historia mogła być zdecydowanie ciekawsza, a może też i atrakcyjniejsza wizualnie – taki temat wyjściowy aż prosił się, aby wycisnąć z niego więcej. Thor zapewnia niezłą rozrywkę, ujmuje niektórymi postaciami czy wątkami, ale większość widzów zapomni o nim krótko po seansie. Nawet porównując film z innymi ekranizacjami komiksów o superbohaterach, sprawia wrażenie dość nijakiego – ani najlepszy, ani najgorszy, ot, niskie stany średnie z kilkoma przebłyskami. [Karol Barzowski]
Tragiczna baja. W całej masie niedorzeczności, tandety, skrótów, nieścisłości, ugrzecznienia, komiksowatości w najgorszym i najbardziej stereotypowym wydaniu, naiwności i klisz klisz, jedynie Hemsworth jest wart uwagi, bo widać, że koleś ma charyzmę, czuć w nim luz i widać biceps. W ogóle Hemsworth wygląda i brzmi jak facet, nie jakaś sfeminizowana popierdółka. Szkoda, że nie przeklina. Niemniej wszystko inne – na czele z Portman i jej pseudoromansem – jest o kant d. rozbić – nie klei się nic, wynika samo z siebie, a to mitologiczne uniwersum? Nie dość, że śmierdzące kiczem na odległość, to dodatkowo mocno jest odczuwalna obecność takich sobie fx, a tu przecież tak być nie powinno. Trudno powiedzieć czy to rozczarowanie (bo oczekiwań nie miałem wielkich), jednak do “Iron Mana” czy “Hulka” się nie umywa, a te przeca są tylko na szkolne dostateczny+. [Rafał Oświeciński]
10. Iron Man 2
Średnia ocen: 6,110
Sequel “Iron Mana” spotkał się ze sporą krytyką i uchodzi za jeden z najsłabszych filmów MCU. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Po kilku seansach uważam, że niewiele ustępuje on świetnej części pierwszej. Przegrywa z nią, oczywiście, zbyt małą i nieusprawiedliwioną ilością głównego bohatera, gorszą galerią czarnych charakterów (Vanko/Hammer) i nie najlepszym wątkiem umierającego Starka. Reszta – ten sam poziom co poprzednik, czyli bardzo fajna, superbohaterska rozrywka, do której lubię wracać. [Tomasz Bor]