AKTORZY W TELEDYSKACH (aktualizacja 31.01.2017)
Teledysk, zwany niekiedy wideoklipem, a czasem po prostu klipem, od wielu lat stanowi nieodłączny element popkultury. Jest swoistym łącznikiem pomiędzy muzyką a filmem. Bywa sztuką. I choć jego znaczenie przy promocji muzyki trochę zmalało, to wciąż cieszy się sporym powodzeniem. Jak przystało na porządne podejście do sprawy, w słowach kilku nakreślę rys historyczny. Pierwociny teledysków pojawiły się na ekranach telewizorów już w latach 60. minionego stulecia. Pionierami w tej materii były klasyczne już zespoły, jak The Beatles, The Rolling Stones, The Kinks czy – w Polsce – Skaldowie. Scenariusze tych produkcji ograniczały się w ogromnej liczbie przypadków do prezentacji grających kapel.
->LISTA AKTORÓW W TELEDYSKACH (KLIK) <-
Coś drgnęło w temacie na początku lat 70., kiedy pojawiły się programy muzyczne. Klipy bywały ciekawsze i bardziej pomysłowe. Jednak przełom przyszedł w 1975 roku, wraz z pojawieniem się ilustracji wizualnej do „Bohemian Rhapsody” brytyjskiej grupy Queen. Wykorzystanie w montażu efektów specjalnych było strzałem w dziesiątkę. Prawdziwy boom to początek lat 80. i start w 1981 telewizji muzycznej z prawdziwego zdarzenia, czyli MTV, która prezentowała teledyski 24 godziny na dobę (młodsi czytelnicy mogą być nieco zdezorientowani – tak, w MTV BYŁA muzyka). Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. „Thriller” Michaela Jacksona, „Money For Nothing” Dire Straits, „Take On Me” A-ha to już klasyka. Nastąpił rozkwit sztuki wideoklipu oraz jego triumf w latach 90. Wraz z rozwojem technologicznym i coraz bardziej skomplikowanymi efektami zaczęły pojawiać się obrazki z rozbudowanymi scenariuszami. Powstawały mikro-fabuły, będące swoistymi filmami w pigułce. Teledyski zaczęły żyć własnym życiem, stanowiąc nierzadko lepszy produkt niż to, co miały pierwotnie promować, czyli muzykę.
Od realizacji klipów rozpoczynali swoją późniejszą karierę filmową tak znakomici reżyserzy jak Spike Jonze (Beastie Boys m.in. „Sabotage”, „Root Down”, Bjork m.in. „It’s Oh So Quiet”, Fatboy Slim m.in. „Praise You”, „Weapon Of Choice”), Michel Gondry (The White Stripes, Bjork, Daft Punk, Sinead O’Connor), David Fincher (Madonna „Express Yourself”, „Vogue”, „Bad Girl”, Paula Abdul m.in. „Straight Up”, Aerosmith „Janie’s Got A Gun“, George Michael „Freedom ‘90”), czy Mark Romanek (En Vogue „Free Your Mind”, Lenny Kravitz „Are You Gonna Go My Way”, Michael & Janet Jackson „Scream”, Madonna „Rain”, „Bedtime Story”, Nine Inch Nails „Closer”, „The Perfect Drug”, Coldplay „Speed Of Sound”, Linkin Park „Faint”), często kontynuując ten romans. Szwed Lasse Hallstrom się nie patyczkował i zrobił niemal wszystkie klipy dla zespołu ABBA.
A bywa i tak, jak z Davidem Lynchem, który wyreżyserował Chrisa Isaaka w hitowym „Wicked Game”, Rammstein w „Rammstein” czy Moby’ego w „Shot In The Back Of The Head”. Podobnie było z Timem Burtonem, który zgodził się wyreżyserować swój pierwszy klip, będąc już cenionym artystą w swoim fachu. Uległ zespołowi The Killers, realizując w 2009 roku „Bones”, by w 2012 ponownie nawiązać ponownie współpracę robiąc “Here With Me” z Winoną Ryder.
Ale tak wyraźne przenikanie się muzyki z filmem nie skończyło się jedynie na reżyserach. Rzecz ta dotyczy również – albo i przede wszystkim – aktorów. To właśnie spora część z nich została zauważona właśnie przy okazji wyrazistych ról w teledyskach, co w kilku przypadkach było niezłą trampoliną do kariery. Jednak zdecydowanie więcej jest przypadków, gdy świecące pełnym blaskiem gwiazdy zgadzają się na gościnne występy. Z różnych względów – czy to sympatii do wykonawcy, czy przy okazji promocji filmu, czy też bardziej pragmatycznie: by sobie dorobić. Swoje zrobiła też coraz lepsza jakość scenariuszy, a także realizacja przypominająca rozmachem produkcje kinowe. To przełożyło się na zapotrzebowanie na profesjonalistów i fachowców od gry aktorskiej. Efekty tego są różne, z przewagą pozytywnych. W każdym razie zjawisko jest interesujące, dość obszerne i bardzo przyjemne w odbiorze.
Z KLIPU DO KINA
…czyli teledyskowa kreacja na tyle wyrazista i zauważalna, że nie pozostało nic innego, jak brylować na dużym ekranie w pełnometrażowych produkcjach. Pierwsze nazwisko, które przychodzi mi do głowy, to Alicia Silverstone, która w 1993 roku pojawiła się w aż trzech klipach wracającego z impetem na salony Aerosmith. Obrazki stanowią dość spójną trylogię, a grająca w nich Alicia rozpalała zmysły zapatrzonych w nią nastolatków, będąc obiektem (ero)marzeń niejednego młokosa. Najpierw był kapitalny „Cryin’” (tutaj zobaczyć można jeszcze przystojniaka Stephena Dorffa), później „Amazing” i w końcu „Crazy”. W tym ostatnim u boku Silverstone pojawiła się córka frontmana Aerosmith, Liv Tyler, seksapilem nie ustępująca koleżance. I również od tego momentu udanie rozpoczęła karierę na dużym ekranie. A Alicia? Owszem, zagrała zaraz w „The Crush” i kilku młodzieżowych produkcjach (pamiętny koszmar „Batman & Robin”), by gdzieś w nowym tysiącleciu zagubić się dość mocno. Chyba zabrakło talentu. Nie zmienia to jednak faktu, że wspomnianą trylogię Aerosmith wciąż ogląda się z rozrzewnieniem i niezwykle sympatycznie. A skoro mowa o tej kapeli, to nadmienię, że panowie często korzystają w swoich klipach z usług aktorek. Dodam, że bardzo ładnych. Pojawiły się już Pamela Anderson w „Blind Man”, Jessica Biel we „Fly Away From Home”, Mila Kunis w „Jaded”, Lesley Ann Warren w „Janie’s Got A Gun” czy Alexa Vega w „Legendary Child”. Wracając do tematu, kolejną osobą, która z przytupem rozpoczęła karierę w klipach była… właśnie. Nikogo więcej sobie nie przypominam. Wygląda więc na to, że był to jednorazowy przypadek. Się przeliczyłem…
SERIO? TO ONA? TO ON?
Alicii się udało, innym nie od razu. Choć chyba lepiej na tym wyszli. Jak wiadomo, życie usłane różami nie jest. Ileż to razy słyszeliśmy historie o początkach gwiazd – przymierali głodem, czyścili buty, roznosili mleko. Ot, mordercze początki. Na ekranie też debiutowali różnorako. W reklamach tv, spotach politycznych, jako spikerzy czy w teledyskach. Później, kiedy sława i chwała są jak chleb powszedni, nie zawsze przyznają się do tych niespecjalnie atrakcyjnych prac dorywczych. Ale w przyrodzie nic nie ginie, a youtube to rzecz nieoceniona w takich wypadkach. I w ten oto sposób możemy zobaczyć znane facjaty sprzed lat, jeszcze nie zbotoksowane i naciągnięte, tryskające młodością i świeżością.
Gorąco polecam radosne pląsy Courteney Cox w klipie Bruce’a Springsteena „Dancing In The Dark”, czerwonowłosą punkówę Zooey Deschanel w Offspringowym “She’s Got Issues”, przeprzystojnego Keanu Reevesa w „Rush Rush” Pauli Abdul czy Hugh Lauriego w gustownej peruce i pełnym makijażu w „Walking On A Broken Glass” Annie Lennox. Warto rzucić okiem też na Angelinę Jolie, którą na plan video „Rock ‘N’ Roll Dreams Come Through” zaprosił sam Meat Loaf. Pięknie prezentuje się młodziutka Jennifer Connelly w klipie do utworu „I’ll Drove All Night” Roya Orbisona (tylko z kronikarskiego obowiązku dodam, że pojawia się tam też Jason „90210” Priestley). Szczęście to nie ominęło Nicole Kidman w teledysku do “Bop Girl” Pat Wilson czy też Matthew McCounagheya, który piękny i młody błyszczy u Trishy Yearwood w “Walkaway Joe“. Małe (i krótkie) rzeczy, a cieszą.