60 lat w kinie, czyli wszystkie filmy ANDRZEJA WAJDY
Korczak (1990)
W rolach głównych: Wojciech Pszoniak, Ewa Dałkowska, Teresa Budzisz – Krzyżanowska, Marzena Trybała
Najważniejsze nagrody: Złote Kaczki (nominacje: najlepszy reżyser filmów nagradzanych na wielkich światowych festiwalach, najlepszy aktor pierwszoplanowy, najlepszy film historyczno-kostiumowy 100-lecia polskiego kina)
Kolejny film w którym Wajda współpracuje z Wojciechem Pszoniakiem. Tym razem reżyser mierzy się z koszmarem Holocaustem w Warszawie. Niestety nie jest to produkcja do końca udana. Z perspektywy czasu widać, że Lista Schindlera, Pianista czy W ciemności (Agnieszka Holland jest też autorką scenariusza do Korczaka) są dojrzalszymi artystycznie refleksjami na temat Holocaustu. W sposób pełniejszy oddają ten traumatyczny aspekt II Wojny Światowej. Jak w filmach Spielberga lub Polańskiego spotykamy się z wielością postaw to w filmie Wajdy podział na złych i dobrych jest wyraźnie czarno-biały, bez odcieni szarości. Czasami wzrusza troska i opieka Korczaka o swoich wychowanków. Niestety cały film nie wytrzymuje tego ciągłego niezmiennego tonu. Jestem daleki od twierdzenia, że jest to obraz zły ale od Andrzeja Wajdy oczekiwałem więcej. Plusem na pewno jest rola Wojciecha Pszoniaka. Doktor Korczak przekonuje swoim zaangażowaniem, determinacją, bezwzględnością sądów jednak uważam, że z tej postaci można było wyciągnąć więcej i po prostu zrobić o niej lepszy film. [Maciej Niedźwiedzki, 5/10]
Pierścionek z orłem w koronie (1992)
W rolach głównych: Rafał Królikowski, Cezary Pazura, Adrianna Biedrzyńska, Piotr Bajor
Najważniejsze nagrody: Brak
„Pierścionek z orłem w koronie” był dla Wajdy nostalgicznym spojrzeniem wstecz, próbą zamknięcia rozdziału zatytułowanego „szkoła polska”. II wojna światowa, młodzi ludzie błąkający się po gruzach powstania warszawskiego i nastanie rządów władzy ludowej – tematy ikoniczne dla kina Polaka. Niemniej, mimo wyraźnych cytatów do swoich wcześniejszych filmów (między innymi do słynnej sceny płonących kieliszków z „Popiołu i diamentu”) oraz starań, jakie Wajda włożył w adaptację książki Aleksandra Ścibora-Rylskiego, „Pierścionek” nie jest filmem udanym. Momentami czuć w nim rękę mistrza, wizualną sugestywność (szczególnie sceny powstańcze), trafną metaforykę, ale w ogólnym rozrachunku jest to film „letni”, a – jak wiadomo – należy być albo zimnym, albo gorącym. „Pierścionek z orłem w koronie” sprawdza się jako podróż sentymentalna, jako oddzielne widowisko nieco kuleje, grzeszy nijakością. [Filip Jalowski, 5/10]
Nastazja (1994)
W rolach głównych: Tamasaburo Bando, Toshiyuki Nagashima, Baucho Tsuji
Najważniejsze nagrody: brak informacji
Przede wszystkim niezwykle trudno dostępny film – to produkcja japońska, ekranizacja “Idioty” Fiodora Dostojewskiego, z japońskimi aktorami w rolach głównych. Oceny brak, nikt z redakcji nie widział “Nastazji”.
Wielki tydzień (1995)
W rolach głównych: Beata Fudalej, Wojciech Malajkat, Bożena Dykiel, Wojciech Pszoniak
Najważniejsze nagrody: Srebrny Niedźwiedź (Andrzej Wajda, wybitny wkład artystyczny)
„Wielki tydzień” to kolejny powrót Wajdy do literackiego dorobku Andrzejewskiego. O ekranizacji opowiadania reżyser myślał już w latach sześćdziesiątych, lecz tematyka żydowska uniemożliwiła realizację projektu. Prawa do adaptacji przez lata przechodziły z rąk do rąk, aby w końcu, w latach dziewięćdziesiątych, powrócić do Polski. Wajda w końcu miał szansę na realizację odkładanego przez lata projektu. Efekt końcowy pozostawia jednak wiele do życzenia. Wizja Wajdy jest szalenie czarno-biała. Brak w niej miejsca na psychologiczną złożoność bohaterów. Takie podejście zdecydowanie razi, szczególnie w kontekście tematyki filmu, która powinna być przecież przepełniona problemami o ambiwalentnej naturze moralnej. Zdecydowanie najsłabsza adaptacja Andrzejewskiego w wykonaniu Andrzeja Wajdy. [Filip Jalowski, 4/10]
Panna Nikt (1996)
W rolach głównych: Anna Wielgucka, Anna Mucha, Anna Powierza, Stanisława Celińska, Jan Janga-Tomaszewski
Najważniejsze nagrody: Berlinale (Wyróżnienie Specjalne Jury za “obiecującą rolę młodej aktorki” dla Anny Wielguckiej)
Jeden z najgorszych, jeżeli nie najgorszy, obraz w całej filmografii Andrzeja Wajdy. Twórca „Kanału” postanowił wykonać ukłon w stronę młodzieżowej widowni i na język filmu przełożył kontrowersyjną, lecz docenioną przez krytyków powieść Tomasza Tryzny pt. „Panna Nikt”, tyle, że dokonał jej kastracji. Zastanawiam się, co Wajda chciał osiągnąć tym dziwnym miksem filmu o dojrzewaniu i dramatu psychologicznego? Pamiętam, że gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten obraz jako dziecko to strasznie się go bałem, a scena, w której kamera pokazuje nam brudną i sponiewieraną Marysię, „maszerując” przy tym przez cały autobus, przez lata siedziała w mojej głowie. Dzisiaj jednak „Panna Nikt” jawi mi się jako jeden z najbardziej irytujących polskich filmów, które powstały w latach 90. ubiegłego wieku. Ten obraz męczy i drażni. Pytanie tylko, kto jest bardziej winny porażki; Andrzej Wajda nie potrafił odnaleźć się w realizacji dzieła zupełnie odbiegającego od jego poprzednich dokonań, czy jednak wina leży po stronie słabego scenariusza autorstwa Radosława Piwowarskiego? Zresztą ten film o wiele bardziej pasuje do dorobku twórcy „Ciemnej strony Wenus” właśnie. W obydwu tych filmach widz może odnaleźć podobny klimat i „niepokój”. Można żałować porażki, bo sama rywalizacja i intryga skłóconych przyjaciółek, której ofiarą pada prosta, niepotrafiąca odnaleźć się w nowej rzeczywistości dziewczyna, to doskonały materiał na film. Ten temat do dzisiaj jest aktualny, szczególnie jako krytyka społeczeństwa coraz bardziej składającego się z oportunistów, którzy zawsze wybierają bezpieczne i wygodne dla siebie rozwiązania, nawet jeżeli będą przy tym musieli zatracić własne ideały. Marysia (Anna Wielgucka) wyrzekając się rodziny i religii, która do tej pory stanowiła najwyższą wartość w jej życiu, stała się z nikim, tytułową panną Nikt. Główna bohaterka, chociaż w przeciwieństwie do swojego młodszego brata jest zdrowa, to tak naprawdę była taka sama jak on – niewidoma. Nie potrafiła zauważyć, iż jest tylko pionkiem w grze, a życie jest bardziej skomplikowane niż sobie to wyobrażała. Na plus tego obrazu możemy zapisać aktorstwo, aż żal, że Anna Mucha i Anna Powierza zmarnowały swoje talenty w telenowelach. Do tego świetna (jak zawsze) Stanisława Celińska, Jan Janga-Tomaszewski oraz Tadeusz Huk, który nawet z małej roli potrafi wycisnąć co się tylko da. [Krzysztof Połaski, 3/10]
Pan Tadeusz (1999)
W rolach głównych: Michał Żebrowski, Bogusław Linda, Daniel Olbrychski, Alicja Bachleda-Curuś, Grażyna Szapołowska, Krzysztof Kolberger, Marek Kondrat, Andrzej Seweryn, Marian Kociniak
Najważniejsze nagrody: Orzeł (Polska Nagroda Filmowa)- Nagroda w kategorii: Najlepsze zdjęcia, scenografia, dźwięk, muzyka, montaż oraz dla Grażyny Szapołowskiej za najlepszą rolę kobiecą
Trudno tego filmu nie lubić, nie doceniać pietyzmu, z jakim został odtworzony. Jeśli na moment pozbędziemy się mentalnego ciężaru w postaci konieczności poznania ekranizacji najbardziej obowiązkowej z obowiązkowych lektur, to seans może sprawiać olbrzymią frajdę. Po pierwsze jest wyśmienicie zagrany (trzynastozgłoskowcem!) przez plejadę najlepszych polskich aktorów, którzy dają z siebie wszystko wiedząc, że wystepują w czymś nietuzinkowym. Po drugie przepięknie wykonany – te sielsko anielskie plenery, ten cudownie nostalgiczny klimat, ta towarzysząca obrazowi wyśmienita muzyka. Pod tym względem “Pan Tadeusz” jest czystą przyjemnością. Jasne, to bryk najczystszej krwi i został stworzony również z pobudek typowo komercyjnych, co przynosi profity do dnia dzisiejszego, niemniej to kawał niebanalnego i oryginalnego kina. Przy okazji – naprawdę wielki hit kinowy. 6 milionów widzów. To niewiele mniej od “Titanica” i “Avatara” razem wziętych. [8/10, Rafał Oświeciński]
Wyrok na Franciszka Kłosa (2000)
W rolach głównych: Mirosław Baka, Maja Komorowska, Grażyna Błęcka-Kolska, Artur Żmijewski, Krzysztof Globisz, Paweł Królikowski, Andrzej Chyra
Najważniejsze nagrody: brak
Początek roku 2000 to przede wszystkim Oscar dla Andrzeja Wajdy za całokształt działalności filmowej, jednak już po powrocie do kraju reżyser zabrał się za prace nad swoim kolejnym projektem. Był to jedyny w filmografii tego twórcy pełnometrażowy film telewizyjny, oparty na powieści Stanisława Rembeka z 1947 roku – „Wyrok na Franciszka Kłosa”. Bardzo często ten, zrealizowany na taśmie magnetycznej, obraz jest mylony ze spektaklem Teatru Telewizji, co tylko pokazuje, jak płynna jest granica pomiędzy filmem telewizyjnym, a niektórymi inscenizacjami Teatru Telewizji. Fabuła skupia się na postaci funkcjonariusza Granatowej Policji, tytułowego Franciszka Kłosa (świetny Mirosław Baka), który wiernie służy władzom III Rzeszy. Kłos bez mrugnięcia okiem morduje konspiratorów, Żydów, a do tego nie oszczędza nawet dzieci. Przez Polaków znienawidzony, a przez Niemców wciąż traktowany jako obywatel drugiej kategorii, taki posłuszny „pies”. W swoim mniemaniu nie robi niczego złego, wykonuje tylko rozkazy przełożonych, a ci Żydzi to przecież wydali na śmierć Jezusa, więc jak Kościół katolicki może ich jeszcze bronić? Wraz z momentem otrzymania wyroku śmierci od sądu podziemnego ścigającego zdrajców, Kłos zaczyna coraz bardziej obawiać się o swoje życie; im bardziej się boi, tym więcej pije, a otumaniony wódką jest zdolny do wszystkiego – strzela we wszystko co się rusza i w atakach paniki rąbie siekierą drzwi. Mirosław Baka to największy plus tego obrazu, zresztą warto zwrócić uwagę na podobieństwo tej kreacji do roli z „Krótkiego filmu o zabijaniu” Kieślowskiego. W obydwu tych dziełach Baka wciela się w antybohatera, który przestraszony czeka na wykonanie wyroku śmierci, tyle, że tym razem Krzysztof Globisz nie będzie jego adwokatem. Nie brakuje w tym obrazie momentów bardzo mocnych, jak ten, gdzie Kłos oznajmia rodzinie, że chce popełnić samobójstwo, ale zginąć muszą także jego żona i dzieci, bo przecież nie mogą żyć w takim okrutnym świecie, w dodatku obarczone grzechami ojca. Niestety jednak największą bolączką „Wyroku na Franciszka Kłosa” jest jego realizacja, to się po prostu źle ogląda, kamera prowadzona z ręki szczególnie nie radzi sobie w najżałośniejszej scenie tego filmu, czyli wymianie ognia pomiędzy Polakami a Niemcami. Osamotnieni Kłos i SS-man Aschel (przerysowany Artur Żmijewski), którzy bez większych problemów przepędzają oddział AK, nie tylko wyglądają źle i nierealnie, ale wręcz śmiesznie. Takich scenariuszowych absurdów znajdzie się tutaj jeszcze kilka. Mimo wszystko, gdy jednak przymkniemy oko na sposób realizacji wymuszony symbolicznym budżetem i potknięcia w scenariuszu, to otrzymujemy trzymający w napięciu, ciekawy i wartościowy obraz, gdzie Wajda przygląda się różnym obliczom patriotyzmu, wierności ojczyźnie, religii oraz zdrady. [Krzysztof Połaski, 6/10]
Zemsta (2002)
W rolach głównych: Andrzej Seweryn, Janusz Gajos, Roman Polański, Agata Buzek, Daniel Olbrychski, Rafał Królikowski
Najważniejsze nagrody: dużo nominacji do Orłów, ale… nic poza tym.
Dosyć specyficzny film w twórczości Andrzeja Wajdy. Tradycyjnie twórca Popiołu i Diamentu sięgnął po ważny tekst polskiej literatury. Tym razem Aleksandra Fredry. Pod tym względem Zemsta idealnie wpisuje się w filmografie reżysera. Czym więc wyróżnia się film z 2002 roku? Najbardziej niespotykaną stroną realizacyjną. Adaptacja dramatu Fredry jest wyjątkowo bliska formie teatru telewizji. Rzadko spotykana u Wajdy umowność scenografii i kostiumów, teatralne aktorstwo wyróżnia ten film z całego dorobku reżysera. Jest to na pewno szok estetyczny dla widza przyzwyczajonego do pełnokrwistych, epickich widowisk w stylu Ziemi Obiecanej, Dantona, Człowieka z marmuru czy Człowieka z żelaza. Nie można jednak nie dostrzec z jak wielką przyjemnością i zaangażowaniem grali swoje role aktorzy. Tak kameralna produkcja sprzyja skupieniu się na drobnych niuansach i szczegółach w kreacji bohaterów. W Zemście przed kamerę powrócił Roman Polański i przypomniał wszystkim jak dobrym jest również aktorem. [Maciej Niedźwiedzki, 7/10]
Katyń (2007)
W rolach głównych: Jan Englert, Danuta Stenka, Artur Żmijewski, Maja Ostaszewska, Magdalena Cielecka, Andrzej Chyra, Paweł Małaszyński
Najważniejsze nagrody: nominacja do Oscara w kategorii najlepszy film obcojęzyczny; Orzeł (Polska Nagroda Filmowa)-Nagroda w kategorii: Najlepszy film za rok 2007, najlepsze zdjęcia, scenografia, kostiumy, muzyka, dźwięk oraz dla Danuty Stenki za najlepszą rolę drugoplanową
“Katyń” nie jest “Szeregowcem Ryanem”. Nie jest też “Listą Schindlera”. Krytyka, jaka spotkała ten film Wajdy, często odnosiła się do braku uniwersalizmu, jaki charakteryzuje kino popularne, do fasadowych charakterów, jakimi okazali się być bohaterowie, do bogojczyźnianego klimatu, który wylewa się z kadrów. Wajda chciał jednak osiągnąć coś zgoła innego – chciał przywołać emocje, uczucia, wartości i potrzeby tych, którzy wówczas walczyli i umierali. Z Bogiem na ustach, z pamięcią o Ojczyźnie, z czytelnie zdefiniowanym Honorem. Typowi bohaterowie romantyczni pogodzeni ze swym losem, ale widzący jednocześnie celowość swej śmierci. Jeśli przyjmiemy tę optykę, “Katyń” może nabrać nowych barw. Nie do przecenienia jest również diametralna zmiana klimatu opowieści w ostatnich minutach – nostalgia zamienia się w brutalny realizm. To z pewnością jedne z najbardziej wstrząsających obrazów wojny w historii kina. [8/10, Rafał Oświeciński]
Tatarak (2009)
W rolach głównych: Krystyna Janda, Paweł Szajda, Jan Englert
Najważniejsze nagrody: Orły (nominacje: najlepsza główna rola kobieca – Krytyna Janda, najlepsza muzyka – Paweł Mykietyn), Berlinale (nagroda specjalna im. Alfreda Bauera, nominacja: udział w konkursie głównym), Europejska Nagroda Filmowa (Nagroda Krytyków Europejskiej Akademii Filmowej – Prix FIPRESCI)
Andrzej Wajda jako postmodernista. Reżyser Ziemi Obiecanej przyzwyczaił swoich widzów do wystawności (którą zresztą złamał w Zemście) i klasycznej narracji. Tatarak jest pod wieloma względami obrazem unikatowym. Po raz pierwszy Wajda przestaje wierzyć w tekst, który adaptuje. Tym razem życie przerasta sztukę. Nie potrafi ona oddać niektórych stanów, emocji i lęków. Od czasu do czasu kamera opuszcza akcję, wymyka się fabule i aktorzy przestają grać. Dlatego też słuchamy monologu Krystyny Jandy opowiadającej o zmarłym mężu czy widzimy ekipę filmową z samym Wajdą. Tym razem opowiadanie Iwaszkiewicza nie wystarcza. Wajda chce powiedzieć więcej, zbadać granicę kina. Tatarak jest raczej eksperymentem narracyjnym. Nie wszystko jednak się w nim udało. Widz za często jest dekoncentrowany wszelakimi dygresjami przez co zrywana jest więź utożsamienia z bohaterką. Często też odnosi się wrażenie oglądania kilku zmontowanych ze sobą filmów aniżeli jednej, spójnej i przemyślanej wypowiedzi. [Maciej Niedźwiedzki, 6/10]
Wałęsa. Człowiek z nadziei (2013)
W rolach głównych: Robert Więckiewicz, Agnieszka Grochowska, Dorota Wellman, Maria Rosaria Omaggio, Cezary Kosiński, Zbigniew Zamachowski
Najważniejsze nagrody: ?
Co z demaskatorskich idei “Człowieka z marmuru” i “Człowieka z żelaza” ma “Wałęsa”? Pod względem czysto formalnym ma swego buntownika – Wałęsę. Ale dramaturgicznie akcenty położono bardziej na epizody z życia Lecha niż na wymierzanie siarczystego policzka dawnemu systemowi. Oczywiście dzisiaj trudno zdejmować maskę, która oficjalne zdjęta została 24 lata temu, niemniej pod względem czysto fabularnym Wajda ślizga się po temacie, nie ma czasu na zabawę w kotka i myszkę, czego, pod względem czysto emocjonalnym, mógłbym sobie życzyć. Niemniej, można grymasić, można życzyć sobie mniejszego ślizgania się po tematyce opozycyjnej, można żachnąć się na historyczną płyciznę i epizodyczną fabułę, która buduje wielkość Wałęsy na zasadzie “bo tak!”. Ale fakt pozostaje faktem – to bardzo przyjemny seans z naprawdę FENOMENALNYM Robertem Więckiewiczem. Każda kwestia, jaką wypowiada, każda mina, gest są na wagę złota i nie da się tego nie docenić. [7/10, Rafał Oświeciński, RECENZJA)
Z filmu o najważniejszych dla mojego państwa wydarzeniach najbardziej zapamiętałem scenę, w której Wałęsa zwołuje sąsiadów na wspólny seans odcinka „Pogody dla bogaczy”. Scenę urokliwą i sympatyczną, ba, jedną z najbardziej bezpretensjonalnych w całym filmie, ale jednocześnie kompletnie dla fabuły nieistotną. Wydaje się, że to właśnie w tych momentach – mało ważnych z historycznego punktu widzenia przerywnikach akcji – Głowacki dostał wolną rękę. I dlatego te sceny, a nie te, które przedstawiają strajki czy zamieszki, wypadają w filmie najbardziej autentycznie – nie czuć w nich kronikarskiego obowiązku, czuć natomiast ducha pewnej epoki. [5/10, Grzegorz Fortuna, RECENZJA]
[polldaddy poll=7453737]