6 polskich HORRORÓW, które trzeba znać. GROZA ma barwy biało-czerwone
Lubię nietoperze (1985), reż. Grzegorz Warchoł
Film ten warto zobaczyć chociażby ze względu na miejsce, gdzie kręcono film – pałac w Mosznej, nazywany polskim Hogwartem. Bohaterką filmu jest Iza, seksowna blondwłosa wampirzyca, spijająca życiodajną krew z naczyń krwionośnych zainteresowanych nią mężczyzn. Gdy w swoim sklepie z osobliwościami, prowadzonym wraz z ciotką, Iza spotyka przystojnego psychiatrę, zaczyna pragnąć wyzwolić się ze swoich nieokiełznanych wampirycznych pragnień i stać się zwyczajną kobietą.
Film Grzegorza Warchoła charakteryzuje typowa dla gatunku ikonografia – są tu zamglone, mroczne zaułki, zakurzony, pełen tajemniczych artefaktów sklep, jest i szpital psychiatryczny, i wampirzyca, i niewierzący w zjawiska nadprzyrodzone naukowiec.
Medium (1985), reż. Jacek Koprowicz
W Medium Jacka Koprowicza nie uświadczy się żądnych krwi seksownych, roznegliżowanych wampirzyc; reżysera interesuje parapsychologia i okultyzm. Punktem wyjścia dla tego po części horroru, po części filmu kryminalnego, jest dziwny dzień, w którym dziwne rzeczy przydarzają się kilku osobom. Jest rok 1933 w nadmorskim Sopocie. Komisarz Selin budzi się w koszu plażowym i nie pamięta, jak się tam znalazł. Pewien mężczyzna przyjeżdża pociągiem z Warszawy, kolejny z Berlina, obydwaj jednak nie mają pojęcia, co robią na dworcu w Sopocie. Będąca jak w hipnozie nauczycielka wychodzi w trakcie lekcji ze szkoły i kradnie z muzeum zabytkową suknię. Zaletą Medium jest obsada aktorska: Jerzy Stuhr, Grażyna Szapołowska, Władysław Kowalski, Michał Bajor, Jerzy Zelnik i Ewa Dałkowska.
Wieża. Jasny dzień (2017), reż. Jagoda Szelc
Swoim pełnometrażowym debiutem Jagoda Szelc, studentka łódzkiej filmówki, zrobiła trzy lata temu niemałe zamieszanie na polskiej scenie kinematograficznej, stając się najciekawszą reżyserką młodego pokolenia. Szelc świetnie gra na emocjach widzów i operuje niedopowiedzeniami, będącymi kluczem do każdego filmu grozy. Z pozoru to typowy rodzinny dramat pełen trudnych, nieprzepracowanych emocji, o ludziach, którzy nie potrafią pogodzić się z przeszłością i ze sobą. U Jagody Szelc napięcie rośnie aż do zaskakującego onirycznego finału. To ciekawe, nieoczywiste i dogłębnie niepokojące kino nawiązujące do twórczości Stanleya Kubricka i Michaela Hanekego.
Więcej o polskich horrorach przeczytacie tu.