5 wyjątkowo KONTROWERSYJNYCH decyzji studiów filmowych

Te decyzje i posunięcia studiów filmowych spotkały się z dezaprobatą opinii publicznej lub aktorów.
Jared Leto w roli Jokera
Wybaczcie, jeśli kogoś rozzłoszczę tym początkiem. Nie znam jednak nikogo w moim otoczeniu, kto byłby fanem Jokera, jakiego prezentuje światu Suicide Squad.
Nie zrozumcie mnie źle. Jared Leto jest w moich oczach świetnym i wszechstronnym aktorem. Czasami jednak nawet i najlepszy aktor nie będzie w stanie podołać roli, a przyczyny tego mogą być niezależne od niego. I tu myślę, że właśnie tak było. Studio filmowe, zachłyśnięte popularnością Jokera, którą przyniósł poprzedni wcielający się w niego aktor Heath Ledger w filmie Mroczny rycerz, wypuściło ten film po prostu za wcześnie. Za szybko po legendarnym portrecie Jokera w wykonaniu Ledgera. W końcu dostał za niego Oscara, a cały występ owiano legendą przygotowań do roli. Z kolei śmierć aktora sprawiła, że jego Joker stał się niemalże nieśmiertelny.
Zważywszy na te okoliczności, choć Joker w wykonaniu Leto był rozreklamowany na długo przed premierą Suicide Squad, na tle wciąż żywego dla fanów Jokera Ledgera, Leto w tej roli okazał się niczym podróbka, rozczarowujący, niezręczny i karykaturalny. Pewnie też dlatego film nie dostał najwyższych ocen od krytyków.
Ingerencja w długość filmu „Rącze konie”
Choć w 2000 roku western był już raczej gatunkiem zdecydowanie wymierającym, Billy Bob Thornton postanowił zrealizować western Rącze konie na podstawie książki o tym samym tytule z Penélope Cruz i Mattem Damonem w rolach głównych. Już sama obsada zapowiadała, że film ten raczej będzie hitem. Wszystko się zmieniło, kiedy zaczął w nim maczać palce Harvey Weinstein.
Harvey Weinstein był załamany, kiedy dostał film o ponad trzech godzinach długości. Postanowił interweniować. Podjął decyzję o skróceniu film do dwóch godzin, co publicznie skrytykował Damon, a kompozytor Daniel Lanois odmówił udzielenia licencji na ścieżkę dźwiękową do filmu. Uważam to za jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji studia Weinsteina, ponieważ według mnie nie ma nic gorsze od ekipy filmowej odwracającej się od własnego dzieła.
Nałożenie grzywny na szkołę za oglądanie „Króla Lwa”
Pewnego razu rodzice Emerson Elementary School chcieli zebrać pieniądze dla uczniów. Ktoś z nich wpadł na pomysł, żeby w ramach zbiórki zorganizować pokaz filmowy „aktorskiej” wersji Króla Lwa z 2019 roku. Nie przyszło im do głowy, że może ich z tego tytułu spotkać poważna nieprzyjemność. Rodzice i szkoła dostali oficjalne wezwanie do zapłaty grzywny Disneyowi za puszczenie publicznie filmu bez zgody. Szkoła musiała zapłacić 250 dolarów za ten pokaz, ponieważ miał się on liczyć jako „pokaz publiczny”. Ta nota prawna mogła wydawać się szczególnie absurdalna, ponieważ remake zarobił na całym świecie ponad miliard dolarów. Po wycieku tej historii ówczesny dyrektor generalny Disneya Robert Iger cofnął decyzję, przeprosił szkołę i rodziców za zaistniałą sytuację i zaoferował szkole pieniądze.
Kampania fake newsów i dezinformacji w celu promocji filmu „Lekarstwo na życie”
Nie od dziś wiadomo, że Hollywood jest w stanie posunąć się do niesłychanie dziwnych lub nie na miejscu rzeczy dla rozgłosu. Twórcy kampanii dla filmu Lekarstwo na życie zdecydowanie jednak przesadzili, tworząc reklamę dla filmu opartą o dezinformację na temat zdrowia dla produkcji, której akcja rozgrywa się przecież w ośrodku medycznym. I tak, wiem, że kampania może i była spójna z historią ukazaną w tym neogotyckim horrorze. Uważam jednak, że sianie nieprawdziwych informacji i niesienie ich w świat przy pomocy internetu może zrobić o wiele więcej złego, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać.
Lekarstwo na życie rozgrywa się w placówce, która nie jest tym, czym się wydaje, dlatego 20th Century Fox postanowiło odzwierciedlić to poczucie w działaniach marketingowych. W 2017 roku firma stworzyła kilka stron internetowych, które rozpowszechniały fałszywe wiadomości. Fałszywe historie wahały się od dezinformacji na temat szczepień po tajne spotkanie Putina i Trumpa. Wiele osób zaczęło udostępniać te artykuły, ale ostatecznie odkryto kto i dlaczego za tym stoi. Po ostrej krytyce 20th Century Fox powiedziało: „Kampania cyfrowa była nieodpowiednia na każdym poziomie”. To była zła decyzja.
Przekłamanie portretów w filmie „Dreamgirls”
Dreamgirls to hitowy musical z iście gwiazdorską obsadą. Na ekranie możemy zobaczyć Beyoncé, Jennifer Hudson, Jamiego Foxxa i Eddiego Murphy’ego. Musical oparty na broadwayowskiej sztuce o tym samym tytule i inspirowany życiem i karierą zespołu The Supremes. Słowo „inspirowany” jest tutaj kluczowe. Sugeruje, że film jest oparty o prawdziwe wydarzenia, ale może coś przeinaczać lub podkolorowywać. Jednak według niektórych Dreamgirls pozwolił sobie na zbyt dużą swobodę, do czego przyznało się samo studio. Choć wątpliwym jest dla mnie to, czy zrobili to ze szczerego serca.
Kilka znanych osób było niezadowolonych ze sposobu, w jaki zostały przedstawione. Potentat muzyczny Berry Gordy Jr. zarzucał, że film pokazał go wyłącznie jako złodzieja, a tak nie było. Za filmem stały studia Dreamworks i Paramount Pictures. Firmy przyznały, że posunęły się za daleko w zbyt luźnej interpretacji wydarzeń i ludzi, ale ich oświadczenia w tej sprawie wyszły w takim czasie, że pozwalam sobie wątpić w ich szczerość. Publikacje studiów w tej sprawie pojawiły się dopiero wtedy, kiedy głosowanie w Akademii nad tym, komu przyznać Oscara, zostało zakończone. Nie mogły więc już wpłynąć na wyniki, więc studia nie musiały się obawiać, że nagrody zostaną im zabrane. Przypomnijmy, że Dreamgirls dostał dwa Oscary.