5 powodów, dla których uważam BREAKING BAD za najlepszy serial w historii
WyBitne aktorStwo
Wielokrotnie podczas seansów kolejnych odcinków łapałem się na myśli, że obsada Breaking Bad po prostu nie ma słabszego ogniwa. Króluje oczywiście Bryan Cranston, który tę fantastycznie rozpisaną na papierze przemianę Walta oddaje na ekranie bez jednej fałszywej nuty, wzbudzając na zmianę współczucie, podziw, szacunek, strach, a czasami i obrzydzenie. Każda linijka, gest i spojrzenie to aktorski majstersztyk. To banalne stwierdzenie, ale Cranston wręcz staje się Walterem, który pod pseudonimem Heisenberg wzbudza dreszcze nawet w szeregach karteli. To on jest tym, który puka. Nie daje mu się przyćmić Aaron Paul jako Jesse, w przekonujący sposób ukazując destrukcyjny wpływ, jaki Walt ma na tę postać. Podobnie jak w przypadku Heisenberga, Jesse z odcinka pierwszego to na skutek wydarzeń zupełnie inny człowiek niż w finale, a Paul fantastycznie radzi sobie w ukazywaniu fizycznego i psychicznego upadku swej postaci, niejednokrotnie kradnąc dla siebie emocjonalne sceny. To samo można zresztą powiedzieć o Annie Gunn, z wielkim powodzeniem odtwarzającej rolę Skyler (na tyle dużym, że wspomniany wyżej pałający nienawiścią fandom ubliżał samej aktorce – kompletna paranoja).
Podobnie jak w poprzednim podpunkcie, tak i tutaj drugi i trzeci plan sprowadzę do wspólnego mianownika. Nie dlatego, że dewaluuję kogokolwiek z obsady – przeciwnie, o każdym z bohaterów można by było tworzyć osobne artykuły. Błyszczą wszyscy, niektórzy tworząc naprawdę wspaniałe kreacje (Giancarlo Esposito jako Gus!) i dokładając cegiełkę do niesamowitej całości.
OzymandiAs
Ostatni powód wyraża się w czternastym odcinku finałowego sezonu, zatytułowanym Ozymandias. Wyreżyserowany przez Riana Johnsona (tak, tego samego, który jest odpowiedzialny za Ostatniego Jedi) odcinek w najlepszy możliwy sposób reprezentuje wszystko to, o czym pisałem wyżej. Jest szokujący, wstrząsający i wywołuje poczucie tak ogromnej beznadziei, że trudno opanować emocje po seansie. Wszystkie działania podjęte przez Walta od początku serialu mają tutaj swoją przykrą kumulację – to przełom i granica ostateczna. Jeżeli wcześniej istniały jeszcze jakieś łączniki z czasem, gdy życie White’ów było cudownie zwyczajne, to w tym odcinku zostały ostatecznie zerwane. Wyjątkowe osiągnięcie scenariuszowe, reżyserskie i aktorskie. Prawdziwe arcydzieło.
Breaking Bad to wyjątkowy rozdział w historii telewizji, który uznaję za dzieło kompletne i nie mam wątpliwości, że wszystkie kolejne powtórki będą tak samo satysfakcjonujące. To fantastyczne studium charakterów, doskonale rozpisana fabuła i historia pełna niesamowitych niuansów, których odkrywanie jest dla widza wyjątkowym doświadczeniem. Mistrzostwo.