search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

33. Męcząca biograficzna buła

Grzegorz Fortuna

28 lutego 2016

REKLAMA

W sierpniu 2010 roku trzydziestu trzech górników pracujących w kopalni w chilijskim Copiapó zostało uwięzionych na głębokości siedmiuset metrów pod ziemią. Bezpośrednią przyczyną katastrofy było tąpnięcie skały; pośrednią – zaniedbania właścicieli firmy, którzy skąpili pieniędzy na środki bezpieczeństwa. Ponieważ akcja ratunkowa była niezwykle długa, droga i trudna, mężczyźni spędzili pod powierzchnią ponad dwa miesiące. Najpierw wywiercono wąski tunel, dzięki któremu górnicy otrzymali wodę, jedzenie i możliwość kontaktu z rodziną (poprzez relację wideo ich życie miały też okazję obserwować media z całego świata), a później właściwą drogę ratunku. Wszyscy bohaterowie wyszli z katastrofy bez większego uszczerbku na zdrowiu.

Na pierwszy rzut oka to jedna z tych opowieści, których nie wymyśliłby nawet najlepszy scenarzysta.

W historii tytułowych trzydziestu trzech jest przecież wszystko – hart ducha, wola walki i doskonała organizacja, które pozwalają wyjść bohaterom z sytuacji kryzysowej; klaustrofobia podziemnych korytarzy; rozpacz rodzin niepewnych losu najbliższych; chciwość właścicieli kopalni; wreszcie przekuwanie życia w popkulturę (pamiętajmy, że koszulki z podobizną jednego z przywódców górników, Mario Sepúlvedy, opatrzone hasłem „Super Mario”, sprzedawano nawet na miejscu zdarzenia). Wystarczy skupić się na jednej z tych kwestii, napisać chwytający za serce scenariusz i hit mamy praktycznie gotowy. Ale można też pójść drogą reżyser Patricii Riggen i współpracujących z nią scenarzystów (Robert Katz, Edward McGurn, Mike Medavoy) – nie zdecydować się na nic konkretnego, połączyć wszystkie wątki w możliwie najbardziej poprawny sposób i wyprodukować męczącą biograficzną bułę, która historię o nadludzkiej determinacji zamieni w opowieść rodem z niedzielnego pasma Hallmarku.

332

33 jest tak nijakie, że powinno się je umieścić w słowniku jako przykład do hasła „przeciętność”. Fabuła przeskakuje z dołu (gdzie na pierwszy plan wybija się grany przez Antonio Banderasa Super Mario, sekunduje mu kilku pobieżnie scharakteryzowanych górników) do góry (gdzie rodziny walczą z rządem i władzami kopalni o szybszą akcję ratunkową), a operator stara się sfilmować to wszystko jak najlepiej, ale nie udaje mu się oddać ani klaustrofobii podziemia, ani spiekoty chilijskiego pustkowia. Ostatecznie 33 okazuje się filmem, w którym przede wszystkim brakuje pomysłu na to, jak opowiedzieć historię, którą wszyscy widzowie znają już przecież z mediów. Riggen nawet nie próbuje bawić się narracją, filtrować rzeczywistości przez umysły przerażonych mężczyzn czy skupiać się na którymkolwiek motywie. Całość prowadzi ciężką ręką, przeskakując z jednego wątku na drugi, jakby chciała powiedzieć: „Znacie? To posłuchajcie”.

I są w tym filmie bodaj tylko dwa ciekawe aspekty, które powodują, że pamięta się o nim jeszcze przez chwilę po wyjściu z kina. Pierwszy dotyczy wyborów obsadowych – a właściwie jednego konkretnego wyboru obsadowego. Nieugiętą siostrę górnika, który walczy pod ziemią z chorobą alkoholową, gra bowiem Juliette Binoche. Tak, dobrze przeczytaliście – ta sama Juliette Binoche, która zazwyczaj pojawia się w europejskich dramatach i reklamach Crédit Agricole, tutaj wciela się w rolę twardej latynoamerykańskiej kobiety. I choć mam wielki szacunek do talentu Binoche, to w 33 wygląda mniej więcej tak, jak wyglądałby Sylvester Stallone w roli Umberto Eco. Nie pomaga jej ani dziwaczny akcent, ani samoopalacz, którym wysmarował ją charakteryzator.

333

Drugi względnie ciekawy aspekt to scena ostatniego posiłku spożywanego przez górników przed wywierceniem dziury umożliwiającej dostarczanie żywności. To bodaj jedyna sekwencja, w której Riggen porzuca na moment telewizyjny realizm i puszcza wodzę fantazji – górników filmuje więc jak uczestników ostatniej wieczerzy, pozwalając im delektować się resztkami i marzyć o prawdziwej, składającej się z wielu dań kolacji. Fantazje bohaterów przejmują na chwilę władzę nad rzeczywistością, a widz ma okazję zobaczyć pierwszą – i jedyną – scenę, na którą twórcy rzeczywiście mieli jakiś pomysł.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA