search
REKLAMA
Zestawienie

12 GŁUPICH filmów, które OBRAŻĄ WASZĄ INTELIGENCJĘ

Rafał Donica

31 stycznia 2019

REKLAMA

Speed (1994 r.)


Czasami głupi pomysł udaje się sprzedać, przesłaniając go wartką, nieustającą akcją, która widzom nie daje czasu na gdybanie, czy cokolwiek tu trzyma się przysłowiowej kupy. Tak właśnie zrobił Jan De Bont w jednym z dwóch swoich udanych filmów. Najpierw mamy (prosty w sumie) numer z windą, który antagonista planował ponoć pół życia, ale Jack mu plany pokrzyżował, więc naprędce antagonista obmyśla skomplikowany logistycznie, abstrakcyjny niczym żyrafa skacząca o tyczce, plan bomby w autobusie, która aktywuje się gdy autobus pojedzie więcej niż 50 mil/h, a wybuchnie, jak pojedzie mniej. Ten, kto to wymyślił, musiał być mocno naSPEEDowany. Zawiłą intrygę poznaje jedynie bohaterski Jack, który w korkowym szczycie musi dostać się do autobusu. Tylko gdzie tu sens? Jeśli Jack zdoła powstrzymać kierowcę przed przekroczeniem prędkości, cały misterny plan idzie „w pizdu” (jak mawiał Siara Siarzewski), a jak przekroczy… skąd antagonista miał pewność, że zwyczajny kierowca autobusu da radę jechać przez zakorkowane miasto z prędkością powyżej  50 mil/h i skąd miał niby wiedzieć ów kierowca, że jak przekroczy, to nie może zwolnić? Gdzie w tym wszystkim choćby kilka minut dla antagonisty potrzebne na negocjacje i żądanie okupu? Cały główny wątek autobusu jest pozbawiony krztyny sensu. W tym scenariuszu nic nie mogłoby się wydarzyć w rzeczywistości, bo cała intryga skończyłaby się na pierwszym lepszym skrzyżowaniu wielką kulą ognia. Aha, żeby wszystko było jasne, Speed jest moim zdaniem kapitalnym filmem akcji. Choć głupim.

Armageddon (1998 r.)


Do Ziemi zbliża się wielka asteroida, a poprzedzają ją mniejsze kawałki, coś jak support przed główną gwiazdą koncertu, żeby Michael Bay mógł pomiędzy scenami dialogowymi i smętnym wątkiem miłosnym rozwalać kolejne miasta. Ludzkość wstrzymuje oddech, a NASA stwierdza, że wyśle na asteroidę kilkunastu speców od odwiertów, oni wcisną w dupsko asteroidy bombę atomową i ta rozpęknie się na dwie równe połówki, które pod bezpiecznym kątem ominą naszą planetę. To ma sens… w dodatku działa, i w dodatku część ekipy bezpiecznie wraca z tej asteroidy na Ziemię. A wszystko to bez jakiegokolwiek puszczenia oka do widza, na serio serio, z łopoczącą flagą USA w tle, wzniosłą muzyką i skąpaną we łzach, bohaterską śmiercią Bruce’a Willisa na finał. Jeszcze był podobny film Dzień zagłady, tylko tamci nie mieli specjalistów od odwiertów i musieli osobiście wlecieć statkiem kosmicznym z bombą atomową w asteroidę. Oni już nie wrócili na Ziemię.

Szczęki 4: Zemsta (1987 r.)


Wielki rekin, blokując kawałkiem drewna jakąś boję, zwabia do wody syna Martina Brody’ego i zjada mu najpierw rękę, a potem całą resztę ciała. Ellen Brody – żona Martina i matka zamordowanego przez rybę chłopaka (w tej roli ponownie Lorraine Gary znana z dwóch pierwszych odsłon Szczęk) stwierdza nieco paranoicznie, że rekin uwziął się na rodzinę Brodych. Wywiązuje się dzięki temu nawet całkiem zabawna wymiana zdań między drugim synem a Ellen. Matka wrzeszczy, że rekin zabił jej męża i syna, na co chłopak odpowiada: „Mamo, tata umarł na zawał”. Matka ripostuje: „Tak, ale ze strachu przed rekinem”. Ale to jedyny moment filmu wart uwagi. Wracając do rekina, wyrównującego rachunki nie wiadomo z jakiego powodu; wydawać by się mogło, że wystarczy, aby nikt z zagrożonej rodziny Brodych po prostu nie wchodził do wody i nic się nikomu nie stanie. Zatem, co logiczne, cała rodzina przeprowadza się znad wody… nad wodę, na Bahamy. I choć na miejsce dostają się samolotem, sprytny rekin nie daje się zgubić i jakimś sposobem (prawdopodobnie musiał rodzinie Brodych podrzucić jakiś GPS) dociera w to samo miejsce. No i oczywiście wszyscy członkowie rodziny, z uporem maniaka, po kolei ładują się do wody, żeby rekin miał szansę ich pozjadać. Jaws 4: The Revenge, zajmujący zaszczytne 25. miejsce wśród najgorszych filmów wszech czasów wg IMDb, reklamowany był tagline’em: „Tym razem to sprawa osobista”, choć moim zdaniem bardziej chwytliwe i nawiązujące do wszystkich odsłon cyklu byłoby hasło: „Zaczęło się niewinnie, skończyło się rodzinnie”.

2012 (2009 r.)


Widzowie kupili kretynizmy Pojutrza? No to zróbmy Popojutrze, ale jako że Day After Day After Day brzmiałoby jak zacięta płyta, zatytułowano film 2012, czym nawiązano do średnio trafionej – jak się okazało – przepowiedni Majów, którzy wyliczyli, chyba lejąc wosk, że 21 grudnia 2012 roku skończy się świat (szkoda, ze nie podali o której godzinie, coby ludzie mogli wizyty lekarskie sobie poprzekładać). No dobra, co nam tutaj Emmerich nawymyślał? W dużym skrócie: neutriny z wiatru słonecznego przywiane z kosmosu podgrzały jądro Ziemi tak mocno, że aż się kontynenty porozjeżdżały. Wywaliło Yellowstone, a tsunami zalało Mount Everest po sam czubek, choć nie wiadomo skąd to tsunami wzięło aż tyle wody; jak śpiewał Zenek Martyniuk: „Jak do tego doszło, nie wiem”. W tle oczywiście intryga władz państwowych, które wiedziały (ale nie powiedziały), którego dnia i o której godzinie co się poprzesuwa i w tajemnicy od lat przygotowywały Arki Noego nowej generacji, które na pokład mają zabrać po parze każdego gatunku zwierząt, polityków i rosyjskich oligarchów. W tym najeżonym nonsensami obrazie, przez NASA ogłoszonym filmem najmniej wiernym nauce, gdzie Antonowem można wznosić się pionowo tuż po starcie, a prezydent USA kończy życie, dostając lotniskowcem w twarz, najbardziej realistyczną sceną pozostaje wielki donat toczący się monumentalnie po ulicy.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA