10 scen ROZSADZAJĄCYCH ekran
Kino to setki kultowych cytatów, pamiętnych pościgów, widowiskowych strzelanin, brutalnych pojedynków i sekwencji katastroficznych. To zatrzęsienie scen z zapierającymi dech efektami specjalnymi, które z miejsca trafiają do naszej wyobraźni i na zawsze zostają w pamięci. Ikoniczne momenty X muzy od ponad 100 lat przyprawiają nas o wypieki na twarzy, nie pozwalając oderwać się od ekranu. Ale jest jedna kategoria scen, moim zdaniem zbyt rzadko wspominana (że o jakimkolwiek rankingu jej poświęconym nie wspomnę). Chodzi o momenty, które dosłownie wyrywają z butów, intensywnością przyprawiając o gęsią skórkę. Siedzimy wówczas w fotelu z otwartymi z wrażenia ustami, zastanawiając się, co też właśnie na ekranie zaszło. Patrząc na krzyczących, miotających się niczym w amoku aktorów, sprawiających wrażenie, jakby puściły im wszelkie hamulce, lepiej siedzieć cicho i przeczekać ten wybuch emocji, a już na pewno nie wchodzić im w drogę…
10. Krwawy sport (1988), reż. Newt Arnold
Jean Claude Van Damme za swoją rolę w Krwawym sporcie, dziś uznawanym za klasyka kina kopanego, otrzymał nominację do Złotej Maliny dla najgorszej wschodzącej gwiazdy. Całkiem niesłusznie. W filmie Newta Arnolda wykreował sympatyczną postać żołnierza-karateki, który dezerteruje z wojska, by wziąć udział w wymarzonym turnieju kumite (w pirackim tłumaczeniu na VHS z lat 90. przetłumaczony jako Turniej organizowany przez komitet). W międzyczasie zdobył nowe przyjaźnie, śmiertelnego wroga oraz miłość pięknej reporterki. Wszystko to Van Damme zagrał może nie koncertowo, ale co najmniej poprawnie. Gdy tylko wchodził na ring, zaczynał się prawdziwy pokaz umiejętności w sztukach walki połączonych z lekkością i gracją baletu, którego Van Damme w młodości się uczył. A wisienką na torcie wcale nie był jego znak firmowy, czyli szpagat wykonywany w powietrzu z półobrotu. Pokażcie mi drugą taką scenę, gdzie aktor krzykiem i mową ciała wyraziłby w równie wiarygodny i przejmujący sposób wściekłość, bezsilność i rozpacz, jak zrobił to Jean Claude Van Damme w scenie, w której Chong Li sypnął mu w oczy oślepiającym proszkiem (swoją drogą, wszyscy widzowie i sędzia chyba też oślepli, skoro nie widzieli, jak Li sypie Duxowi tym proszkiem w oczy). Za każdym razem, gdy oglądam tę nagraną w slow motion scenę rozpaczy, koncertowo i z wielkim oddaniem zagraną przez Van Damme’a, emocje i dramaturgia, jakie z niej emanują, w jakiś sposób niesamowicie mnie wzruszają i mocno poruszają filmowe rejony mojego serducha.
9. Rambo 2 (1985), reż. George P. Cosmatos
Wyciągnięty z kamieniołomów John Rambo nadstawia karku, by zrobić zdjęcia obozów jenieckich w Wietnamie. Przy okazji ratuje jednego z więźniów i przez ten ludzki odruch naraża się na gniew dowodzącego misją Murdocka, który odmawia mocno rozczarowanemu Johnowi ewakuacji z terenu wroga. Już wtedy wiadomo, że wkurw Rambo będzie miał nieziemski i że Murdock ma przerąbane. Wkurzony Rambo, doładowany prądem pod kokardę, w pojedynkę robi piekło na ziemi, zabijając wszystko, co strzela i wchodzi mu w drogę, a na teren USA przywozi (ku wielkiemu zadowoleniu Murdocka) już nie jednego, a wszystkich amerykańskich jeńców, których udało mu się odnaleźć. Wraz z Johnem zmierzamy do namiotu dowództwa, gdzie spocony do granic Murdock skitrał się za kotarą. Rambo, któremu nikt nie ośmiela się przeszkodzić w wymierzaniu sprawiedliwości, zanim przejdzie do deseru w postaci postraszenia Murdocka swoim nożem, ciągłym ostrzałem z M-60 rozwala całą elektronikę zgromadzoną w namiocie. Puentuje tę jednostronną wymianę ognia swoim charakterystycznym wrzaskiem, co przynosi i jemu, i widzom wyczekiwane katharsis.
8. Wojna polsko-ruska (2009), reż. Xawery Żuławski
Rozpędzona, sapiąca lokomotywa destrukcji i zniszczenia! Takie właśnie mam skojarzenia, ilekroć (a wracałem do tej sceny mnóstwo razy) widzę aktorską szarżę Soni Bohosiewicz w filmie Xawerego Żuławskiego. Składająca wizytę w domu Silnego, będąca na głodzie narkotykowym Natasza Blokus przeszukuje przy milczącej zgodzie gospodarza (spróbowałby ją powstrzymać), chatę Silnego, przetrząsając mu szafki, przewracając meblościankę, wyrywając drzwi kredensu, obsypując się mąką, słowem – rozwalając kuchnię Silnego na kawałki, a całą demolkę kończąc wciągnięciem kreski z barszczu czerwonego Winiary. A klnie przy tym głośno i siarczyście, będąc w tym szaleństwie jednocześnie śmiertelnie niebezpieczną, co na swój sposób czyni ją rozbrajająco zabawną. Cały film Wojna polsko-ruska (podobnie jak książka Doroty Masłowskiej), jego forma, zastosowany język i treść, przypadł mi do gustu, ale tę scenę-petardę w wykonaniu przygarbionej, odzianej w dres, zdecydowanie antykobiecej w tej roli Bohosiewicz cedzącej przez zęby: „Silny, kurrrwa!”, cenię najwyżej, bo wyżej nawet od przezabawnie wulgarnego: „Co kurwa lej te cole”, w wykonaniu Michała Czerneckiego.
7. RoboCop (1987), reż. Paul Verhoeven
Nie skłamię chyba, jeśli powiem, że egzekucja Alexa Murphy’ego to najmocniejsza, najbardziej realistyczna, najbrutalniejsza i najbardziej wstrząsająca ekranowa śmierć wszech czasów. Ogromna w tym zasługa sprawnej reżyserii Verhoevena, lubującego się w filmowej przemocy, oraz pirotechników odpowiedzialnych za realistycznie wyglądające postrzały i dym, w którym skąpano całą scenę egzekucji przyszłego RoboCopa. Ale to na barkach Petera Wellera spoczywał ciężar roli, gdzie musiał sugestywnie i przekonująco odegrać ból bohatera połączony ze strachem przed nieuniknioną śmiercią. Przeraźliwy, przeszywający krzyk Alexa Murphy’ego, zmieszany z hukiem wystrzałów, zagrany został przez Wellera bez cienia fałszu i słyszymy go jeszcze długo po tym, jak policjant pada martwy na ziemię. To dzięki tej wstrząsającej scenie tak bardzo wczuwamy się w drugim i trzecim akcie filmu w tragiczną historię brutalnie zabitego policjanta, towarzysząc RoboCopowi w poszukiwaniu jego zabójców.