10 pomysłów na filmy dla Wojtka Smarzowskiego
Cel: sprawa zabójstwa Grzegorza Przemyka
Może ekranizacja wybitnego reportażu Cezarego Łazarewicza Żeby nie było śladów? Niekoniecznie utkana w tej samej kolejności, linearnie, nie zawsze z naciskiem na te same elementy i z tymi samymi bohaterami. Temat tragicznej śmierci Grzegorza Przemyka można podjąć na wiele różnych sposobów i są z pewnością twórcy, którzy potrafią uchwycić zarówno te jednostkowe tragedie (matka traci syna), jak i emocje tłumu. Ale to są te oczywiste elementy, a Smarzowski nie lubi czarno-białych podziałów (mimo wyrazistych postaci). Chodzi o kontekst ludzki – aparat władzy tuszujący zbrodnię składa się z ludzi, czyż nie? Tych świadomych złych czynów, ale i tych niezbyt świadomych, choć czyniących umizgi do władzy. Wypełniony świniami, przypadkowymi ofiarami (także po stronie tzw. złych). Może więc historia z punktu widzenia młodego oficera Milicji (Tomasz Ziętek, świetny w Cichej nocy), który musi przycisnąć kilku świadków, żeby ci zeznali w jedynie słuszny sposób? Może z punktu widzenia ratowników z karetki (Łukasz Simlat, Tomasz Schuchardt – dwaj znakomici aktorzy, którzy zasługują na więcej), którzy przewozili pobitego Przemyka do szpitala – w końcu oni stali się również ofiarami tej historii? Jest naprawdę wiele elementów wokół śmierci Grzegorza Przemyka związanych z ludzkimi ułomnościami, małostkowością, karierowiczostwem. Jednoznacznie złe czyny niejednoznacznie złych ludzi. Kino zasługuje na tę historię.
Cel: polska ksenofobia wobec emigrantów
Temat uchodźców w Polsce – chwytliwy, na czasie i wystarczająco dzielący, aby wywołać ciekawą dyskusję. Mogłaby to być historia rodziny czeczeńskiej, która przyjeżdża do Polski w wiadomym celu. Najpierw problemy z przekroczeniem granicy, następnie ośrodek dla emigrantów przypominający więzienie, upragniona i cholernie niepewna wolność. Znieczulica urzędnicza, wyzysk pracodawców i głupi naziole, którzy szczycą się pobiciem dzieciaka z ciemniejszym kolorem skóry. Mogłaby to być historia detektywistyczno-policyjna nawiązująca do wydarzeń sprzed kilku lat w Białymstoku (opisanych m.in. w książce Marcina Kąckiego), gdzie ktoś (kto?) podpalił drzwi w mieszkaniu rodziny czeczeńskiej. Smarzowski mógłby tu brutalnie skomentować znieczulicę społeczną, krótkowzroczność, drzemiącą nietolerancję wspieraną przez nieodpowiedzialnych polityków. Cios prosto w ksenofobiczną duszę Polaka. A gdyby jeszcze do głównej roli zatrudnił czeczeńskiego aktora – bajka.
Cel: polski antysemityzm międzywojenny
Tyle już widzieliśmy filmów o relacjach polsko-żydowskich, że wypatrywanie kolejnego zdaje się przesadą, czyż nie? Jednak to Smarzowski mógłby wbić klina w dobre samopoczucie tych podobno najprawdziwszych Polaków szczycących się wielokulturowością i wciąż zaprzeczających istnieniu ciemnych kart w historii. A gdyby tak uczciwie pokazać polski antysemityzm i przy okazji – co nie mniej ważne, choć mocno niewygodne – żydowski antypolonizm? Dajmy na to starcia w Przytyku niedaleko Radomia w 1936 roku. Po jednej stronie barykady prości chłopi (musi być Dziędziel, dawno niewidziany na ekranach Majchrzak, Pieczyński, Koman), u których narodowcy zasiewają niechęć do Żydów (bo dominują w tych sferach zawodowych, których przedstawiciele nie cierpią podczas wielkiego kryzysu tak bardzo jak inni). Po drugiej stronie lokalni Żydzi zbrojący się, tworzący bojówki pod przewodnictwem Icka Frydmana (Rafał Mohr – gdzie on jest obecnie?), których celem jest ochrona przed agresją Polaków. Można zahaczyć o temat gett ławkowych, może Polenaktion.