WYWIAD Z TIMEM ROTHEM, odtwórcą głównej roli w serialu „Zabójca z Rillington Place”
WYWIAD Z TIMEM ROTHEM, odtwórcą głównej roli
w mrożącym krew w żyłach serialu „Zabójca z Rillington Place” opowiadającym o prawdziwych morderstwach dokonanych przez Johna Christie w Notting Hill w latach 40. i 50.
Premierowe odcinki serialu w niedziele o 21:30 na Epic Drama.
„Od czasów Szekspira ludzi intrygują diabły, które w nas drzemią” – Tim Roth
Znałeś tę sprawę zanim dołączyłeś do obsady?
Kiedy byłem dzieckiem obejrzałem o tym film, ale później do niego nie wracałem. John Hurt mówił o nim, kiedy zaczęliśmy współpracować. Urodziłem się w 1961 roku, więc to była świeża historia, a kara śmierci została zdelegalizowana niedługo potem, do czego poniekąd przyczyniła się ta sprawa. Boogeymani byli wtedy elementem dziecięcych opowieści, a Christie to właśnie jeden z nich.
Co czułeś, gdy zdecydowałeś się przyjąć rolę Johna Christie’ego?
Pomysł, żeby podjąć próbę odegrania go okazał się dużym wyzwaniem. Nigdy wcześniej nie brałem udziału w czymś podobnym. To szczególnie trudne zadanie, bo Christie był niezwykle zakłamany w psychopatyczny sposób. Oszukał opinię publiczną i bliskich mu ludzi. Mordował praktycznie bezkarnie. Nadużywał swojej władzy i miał na to przyzwolenie. Jego krąg był dość mały, ale dobrze w nim funkcjonował. Nie mogę uwierzyć, że ukrywanie prawdy na sali sądowej uszło mu na sucho.
Ile tak naprawdę wiesz o Christie’em?
Znam fakty z jego życia. Myślę, że Attenborough pewnie powiedziałby to samo: do pewnego momentu można zdzierać warstwy, ale w którymś momencie trafia się na kamień. Nie można dotrzeć do sedna jego osoby. Ale fakt, że nie da się dojść do wnętrza człowieka, wiele o nim mówi. Stworzył postać, przedstawienie, które niosło wiele ciepła i pocieszenia ludziom wokół niego. Chociaż jego upadek polegał na tym, że naprawdę kochał władzę i nie potrafił się powstrzymać.
Dlaczego uważasz, że ważne jest kolejne opowiedzenie tej historii?
Mam nadzieję, że wzbudzi to ponowne zainteresowanie tą sprawą, zwłaszcza że nowe pokolenie może nie mieć pojęcia, kim byli Christie i Evans. Uważam to za dobrą rzecz. Życie Evansa przed tym wydarzeniem było fascynujące. Samo w sobie stanowiłoby interesujący film. Jeśli natomiast cofniemy się i przyjrzymy się pracy policji, dostrzeżemy wiele niedociągnięć. Nie zauważyli wielu szczegółów, ponieważ nie patrzyli we właściwym kierunku. W grę wchodził klasizm –nigdy nie dali wiary Evansowi, podczas gdy łatwo im było zaufać Christie’emu.
Czy powiedziałbyś, że Rillington Place samo w sobie można określić mianem wspólnika Christie’ego?
Myślę, że zadziałało na jego niekorzyść. To miejsce to pewien rodzaj odosobnienia, ale myślę, że w końcu go pokonało. Mieszkał wraz żoną na dość małej przestrzeni w dość ponurych, „pudełkowych” warunkach i zabrakło mu miejsca. Kiedy już zaczął się przemieszczać, wkroczenie policji i odkrycie tajemnic było tylko kwestią czasu.
Jak pracowało Ci się z resztą obsady?
Zawsze chciałem pracować z Sam. Gdy usłyszałem, że weźmie udział w tej produkcji, od razu przyjąłem swoją rolę. Sam jest fenomenalna.
Nie znałem wcześniej Nico i Jodie. To aktorzy nowego pokolenia. Przez całe ich życie przebywałem z dala od Londynu, ale bardzo lubiłem ich obserwować.
Jak Ci się pracowało z Craigiem?
To świetny facet. Myślę, że szybko nauczył się, że trzeba być innym reżyserem dla różnych aktorów. Każdego dnia należy robić wiele różnych rzeczy, a jemu dobrze to wychodzi. Obserwuję, jak pracuje z pozostałymi aktorami, co zawsze jest dobrym wyznacznikiem. Bardzo przyjemnie mi się z nim pracowało.
Jak myślisz, co zachęci widzów do oglądania serialu?
Od czasów Szekspira ludzi intrygują diabły, które w nas drzemią. Tego typu rzeczy zawsze będą częścią ludzkiej natury. Powstaje więc pytanie, jak oddać sprawiedliwość i szacunek ludziom, którzy zginęli z rąk mordercy? Jeśli mamy kobietę, która, jak Ethel, jest w oczywisty sposób maltretowana na poziomie psychicznym i fizycznym, musimy dać jej głos. Można to zrobić w swoim występie, tak jak Sam robi to z Ethel. To niełatwa granica, na której przyszło nam balansować, ale jesteśmy to winni ofiarom.