search
REKLAMA
Wywiad

Tylko bez śmiechu! Zofia Zborowska-Wrona zdradza nam kulisy 2. sezonu LOL: KTO SIĘ ŚMIEJE OSTATNI od Prime Video

2. sezon LOL: KTO SIĘ ŚMIEJE OSTATNI tylko w Prime Video od 26 kwietnia!

Martyna Janasik

26 kwietnia 2024

REKLAMA

Aktorka Zofia Zborowska-Wrona na co dzień rozśmiesza do łez swoich obserwujących na Instagramie, ale w drugim sezonie programu Prime Video LOL: Kto się śmieje ostatni staje przed zupełnie nowym wyzwaniem. Ma rozśmieszać innych, zachowując przy tym kamienną twarz, i nie śmiać się, gdy inni to ją próbują rozbawić. W rozmowie z Martyną Janasik z Film.org.pl mówi o kulisach programu, taktykach na nieśmianie się i zdradza, jak nazywałby się film biograficzny o jej życiu.

Zofia Zborowska-Wrona rozmawia z Film.org.pl

Martyna Janasik: W pierwszym odcinku 2. sezonu LOL: Kto się śmieje ostatni powiedziałaś, że choć może się w tym programie nie pośmiejesz, to jest on dla Ciebie strzałem w dziesiątkę. Co Ci w takim razie daje rozśmieszanie innych ludzi?

Zofia Zborowska-Wrona: W teatrze mówi się, że trudniej jest widza rozśmieszyć, niż wzruszyć. Trudno jest kogoś rozbawić, bo każdy z nas ma inne poczucie humoru. To, co mnie śmieszy, nie zawsze będzie śmieszyć drugą osobę. Natomiast jak już się uda wywołać uśmiech na twarzy, to od razu robi się lżej na duszy i dzień staje się lepszy. Śmiech jest sukcesem mojego małżeństwa. Z Andrzejem (Wroną – przyp. red.) cały czas się wspólnie śmiejemy. Śmiech jest czymś, co nas połączyło. Zresztą myślę, że widzowie LOL: Kto się śmieje ostatni mogą zwrócić na to uwagę już w zwiastunach promujących ten sezon.

No właśnie! Andrzej pokazuje tu zupełnie nową twarz. Myślę, że wiele osób może zaskoczyć swoim talentem komediowym.

Dla mnie to też był duży szok. Na początku przygotowań do programu zaznaczyłam wszystkim, że nie będę śpiewać. Świetnie mi poszło, prawda? (Zosia zaśpiewała w 2. odcinku wspólnie z Andrzejem – przyp.red.) Śpiewanie mnie stresuje. Natomiast mój mąż, któremu momentami słoń nadepnął na ucho, nie miał z tym żadnego problemu i na próbach do naszego występu śpiewał super. Potem podczas właściwego show nieco fałszował, przez co było mi jeszcze trudniej nie wybuchnąć śmiechem. Powstrzymałam się dzięki temu, że wiedziałam, jak bardzo może to być śmieszne dla tych, którzy tego słuchali, chociażby dla Soni Bohosiewicz, która świetnie śpiewa. Myślę, że to musiało być dla niej bardzo zabawne.

Tak, to był mocny występ. Kto wymyślił tę piosenkę?

Andrzej! Andrzej napisał też słowa do tej piosenki! To była taka burza mózgów. Spotkaliśmy się z producentami i jak padł pomysł, żeby w programie pojawił się też Andrzej, to już szybko poszło i Andrzej był bardzo zaangażowany w proces tworzenia.

To może Andrzej powinien wziąć udział w kolejnym sezonie LOL: Kto się śmieje ostatni?

Jasne! Ja uważam, że on byłby świetny w roli uczestnika. Andrzej potrafi bardzo dobrze utrzymać kamienną twarz. Bardzo trudno go złamać. Jak jesteś na jego meczach, to możesz zapomnieć, że zobaczysz na jego twarzy jakąkolwiek emocję, jakikolwiek uśmiech. Poza tym myślę, że już teraz tym gościnnym występem w 2. sezonie LOL: Kto się śmieje ostatni pokazał, że ma ogromny dystans do siebie i niezły komediowy talent.

Czy ty też byś się zgodziła wystąpić, gdyby zaproponowano Ci udział w kolejnym sezonie? Czy powstrzymywanie się od śmiechu było dla Ciebie zbyt dużym wyzwaniem?

Na pewno rozważyłabym tę propozycję, bo to naprawdę dobra zabawa i wysoki poziom żartu. Wchodzisz do pomieszczenia, nie mając bladego pojęcia, kogo w nim spotkasz, ponieważ do momentu wejścia na plan trzymają przed tobą w tajemnicy tożsamość pozostałych uczestników. Produkcja bardzo pilnuje tego aspektu. Przed wejściem do wind, którymi jechało się na plan, byliśmy z godzinę trzymani w zamkniętych boksach ze słuchawkami na uszach, żeby niczego nie słyszeć. Każdy miał też osobną garderobę. Nawet do toalety chodziliśmy z obstawą, żeby nikt na nikogo nie wpadł. Także to była pełna konspira. Natomiast to nie jest tak, że weszliśmy na plan i poszliśmy na żywioł. Wszystkie żarty musieliśmy wcześniej sobie przygotować i dopieścić.

Ile przygotowuje się do takiego programu?

Parę miesięcy.

Testowałaś na kimś swoje żarty przed programem?

Testowałam, to może za dużo powiedziane, bo to są w większości żarty sytuacyjne. Natomiast do tej części z występami to przygotowywałam się parę miesięcy. Najintensywniej na miesiąc przed startem.

Pamiętam Twoją reakcję, jak pojawił się Maciej Musiałowski. Dlaczego akurat on wydawał ci się tak „niebezpieczny”?

Nie znałam Maćka wcześniej, a nie sądziłam, że zupełnie obca mi osoba może tak bardzo na mnie oddziaływać. Maciek ma taki wyraz twarzy, że jego kąciki ust idą naturalnie do góry. Wygląda więc, jakby się ciągle śmiał, i ja to od razu zauważyłam. Do tego ma taką „baby face”, przez co przez pierwszą godzinę nie byłam w stanie nawet na niego patrzeć, tak mnie bawił. On to oczywiście od razu wyłapał i zaczął za mną chodzić wszędzie. Poza tym miał też taki jeden numer z syreną, który rozwalił mnie na łopatki i myślałam, że eksploduję, jak zapytałam się go, jak ma na imię, a on odparł: „Andrzej”.

W takim razie to jest idealny moment na pytanie o powstrzymywanie się od śmiechu. Czy miałaś jakąś szczególną taktykę, by się nie śmiać? Pytam o to w szczególności dlatego, że jak spotkałam się z resztą obsady programu i pan Jerzy Kryszak rzucił dziennikarzom wyzwanie nieśmiania się przez trzy minuty, to nagle wszystko wydawało się dla mnie najzabawniejsze na świecie.

Najtrudniejszy jest moment, w którym pierwszy raz słyszysz ten dźwięk sygnalizujący,  że ktoś się zaśmiał/uśmiechnął i zaraz przyjdzie Cezary Pazura wręczyć żółtą/czerwoną kartkę. To jest ten moment, który uświadamia ci, czy panujesz nad sobą, swoim ciałem oraz mimiką, czy nie. Jak zasygnalizowano pierwszą kartkę i wyszedł do nas Czarek, to każdy się patrzył po sobie i zastanawiał: „Kurdę, czy to ja?”. Pamiętam, jak pomyślałam wtedy, że jeżeli to ja, to fatalnie, bo to znaczy, że totalnie nie kontroluję tego, co robię, a jeżeli tak jest, to będzie mi tu bardzo ciężko. Czy można mieć taktykę na nieśmianie się? Można robić różne miny. Krzywić usta do dołu, czy otwierać buzię w kształt litery „O”. Jednak tak naprawdę to nie ma taktyki. Każdy ma jakiś czuły punkt poczucia humoru i jak ktoś w niego trafi, to jest po tobie. Był jeden moment, w którym nic by mnie nie uratowało, gdyby nie jeden szczegół. Gdy w programie zjawił się Michał Meyer, który mnie okrutnie śmieszy,  uratowało mnie tylko to, że byłam przekonana, że jego zwierzęta są zrobione z naturalnego futra. Jestem niezwykle czuła na tym punkcie i przez to występ ten nie był dla mnie tak zabawny jak dla innych. Żeby było śmiesznie, potem okazało się, że to były sztuczne futra (śmiech). Ekipa, wiedząc o moich przekonaniach w kwestii praw zwierząt, specjalnie przygotowywała sztuczne zwierzęta przez kilka miesięcy, tak by wyglądały jak najbardziej naturalnie, ale jednak nie były wykonane z prawdziwego futra.

Ciekawi mnie też, czy była w obsadzie jakaś osoba, której obecność wywarła na Tobie szczególne wrażenie, bo zawsze chciałaś ją poznać? Do teraz mam przed oczami reakcję Michała Wójcika, któremu zaszkliły się oczy, gdy do pomieszczenia wszedł Jerzy Kryszak.

Tak, miałam tak z Adamem Woronowiczem. Kocham się w nim, odkąd zobaczyłam go w roli Popiełuszki. Zrobił na mnie w tym filmie tak ogromne wrażeniem, że jak wróciłam z kina, to kazałam mojemu tacie (Wiktorowi Zborowskiemu — przyp.red.) dzwonić do Adama, by powiedział mu, że jest fenomenalny. Miałam tak też trochę z Jerzym Kryszakiem. On jest z pokolenia mojego taty. Wychowywałam się na jego rodzaju poczucia humoru, więc wiedziałam, że może być mi trudno powstrzymać się przy nim od śmiechu.

Naszą rozmowę opublikuję na portalu Film.org.pl, który jest stroną poświęconą filmom i serialom. Pozwól więc, że zadam ci kilka krótkich pytań filmowych.

Dawaj!

Idealna obsada polskiej komedii?

Jan Kobuszewski, Michał Czernecki. Jakaś młoda dziewczyna by się przydała.

Może ty? Ja bym Ci dała angaż.

No dobra, mogę być ja.

Ulubiony film?

Przez lata byli to Urodzeni mordercy. Potem też Forrest Gump. Ten film mnie wychował i wpłynął na moją empatię. Muszę wspomnieć również Interstellar. Ta produkcja mnie fascynuje.

Gdyby powstał film o Tobie, kto by Ciebie zagrał?

O matko! Szukałabym chyba w aktorkach młodego pokolenia. Może Michalina Olszańska.

Jaki nosiłby tytuł?

Przedostatni ząb mojej babci.

Co? To bardzo specyficzny tytuł (śmiech). Dlaczego akurat tak by się nazywała Twoja biografia?

To jest tytuł książki, którą miałam kiedyś napisać o moim życiu, mojej rodzinie i o całym naszym pokoleniu No i jest to na pewno dobry tytuł, przyznaj! To jest tytuł, który chwyta za gębę.

Oj tak!

Zapomniałam o tym tytule, a jego geneza wiąże się z moją babcią Haneczką. Mama mojego taty była artystką, malarką, poetką. Przecudownym człowiekiem. Siostrą Kobusza zresztą (Jana Kobuszewskiego — przyp. red.). Jak miałam 10 lat, przeprowadziliśmy się i dobudowaliśmy się do domu babci Haneczki. I babcia miała psa Czorcika. Pewnego razu zadzwoniła do nas przez domofon i na wpół płaczącym, na wpół śmiejącym się głosem powiedziała, że Czorcik zjadł część jej sztucznej szczęki. Zjadł wszystko poza zębami i ja miałam przyjść do niej pomóc pozbierać te zęby porozrzucane po całym domu (śmiech).

No nie spodziewałam się takiej historii (śmiech). Czekam na tę książkę i film! Dziękuję Ci za ten wywiad i chwilę Twojego czasu. 

Martyna Janasik

Martyna Janasik

Kulturoznawczyni i autorka tekstów. Miłośniczka jedzenia, kina i sportu. Pewnie dlatego jedne z jej ulubionych filmów to "Rocky" i "Julie i Julia". Zawsze chciała pisać, więc pisać będzie już zawsze. W wolnych chwilach uwielbia oglądać filmy i tenis ziemny.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA