To ona stoi za NIEOBLICZALNĄ. Rozmawiamy z Magdą Stachulą, której książkę zekranizował Prime Video
Od 17 maja na platformie Prime Video króluje jeden tytuł. Nieobliczalna to polski thriller psychologiczny, w którym każdy ma swoją prawdę i punkt widzenia. Z czasem każdy też staje się trochę katem i trochę ofiarą. Za historią, w której napięcie erotyczne przeplata się z zakazaną miłością, zazdrość z zemstą, a zdrada z kłamstwem stoi Magda Stachula. Bez niej nie byłoby filmu Nieobliczalna, to właśnie ona bowiem napisała pierwowzór – książkowy bestseller o tym samym tytule. Rozmawiamy z autorką o tym, jak to jest zobaczyć swoich bohaterów na dużym ekranie, i tym, w jakim aspekcie chciałaby zwiększyć świadomość widzów.
Martyna Janasik: Czy pisząc książkę Nieobliczalna, myślała Pani o tym, że może z tej historii kiedyś powstać film? Czy da się w ogóle pisać książkę pod film?
Magda Stachula: Dla mnie to dwa inne światy. Nigdy o tym nie myślałam, choć już kilka razy słyszałam, że moje książki, moje historie, są bardzo filmowe.
Domyślam się, że pisząc książkę, ma się jakieś wyobrażenie o wyglądzie i sposobie bycia swoich postaci. Jak to było zobaczyć pierwszy raz Pani bohaterów na wielkim ekranie? Czy któryś wyglądał inaczej niż w Pani głowie?
Wiedziałam, że powstaje film Nieobliczalna, ale producent nie zdradził mi składu obsady. Zaprosił mnie natomiast na plan filmowy. Kiedy przyjechałam i zobaczyłam Julkę Wieniawę, Pawła Małaszyńskiego, Agnieszkę Grochowską i Magdę Cielecką, to byłam wniebowzięta. To było dla mnie ogromne zaskoczenie i wielka radość. Pisząc, nie wyobrażałam sobie w jakiś konkretny sposób moich bohaterów. Teraz widzę ich w twarzach aktorów. Natomiast faktycznie nigdy nie pomyślałabym, że Wojtka może zagrać Paweł Małaszyński. Wojciech jest bardzo brzydkim człowiekiem wewnętrznie. Jest okrutny i przemocowy, a tutaj nagle miał go zagrać tak przystojny aktor. I bardzo dobrze, bo tworząc tę postać, wiedziałam, że on musi mieć dwa oblicza. Za fasadą tej urody i zaradności kryje się ktoś bardzo podły. No ale czymś musiał oczarować tę kobietę, że wpadła w jego sidła. Tą urodą zdobywał sobie sympatię ludzi. Paweł Małaszyński to genialnie oddał.
Bardzo często osoba, która ma anielską urodę i której nigdy nie podejrzewalibyśmy o złe zamiary, potrafi nas skrzywdzić najbardziej. Podczas wywiadu z Pawłem Małaszyńskim dużo o tym rozmawialiśmy. On i Adelina są zapalnikiem emocji i zdarzeń u innych postaci Nieobliczalnej. Uważam, że można się w nich przejrzeć, ponieważ pokazują, że nawet najstraszniejsze rzeczy bywają tak naprawdę wynikiem głębokiego zranienia. O tym właśnie jest dla mnie Nieobliczalna – o różnych ranach i traumach. Czy miała Pani coś, co było konkretną inspiracją dla tej historii? Czy po prostu fascynuje Panią temat toksycznych relacji?
Pierwszym motywem, który chciałam omówić, była relacja między rodzicem a dzieckiem. W Nieobliczalnej mamy dwie takie relacje. Mamy postać Adeliny, która opiekuje się swoją chorą na depresję matką. Tu chciałam poruszyć toksyczność odwrócenia ról. Druga relacja to postać Daniela, młodego mężczyzny, który wchodzi w dorosłość, i jego mamy, która nie potrafi się z tym pogodzić. Tutaj toksyczność pojawia się w tym, że matka chce go tylko dla siebie, a przecież on nie jest jej partnerem, tylko dzieckiem, które wychowuje, by w pewnym momencie wyfrunęło z gniazda. Wszystko płynie, wszystko się zmienia i to trzeba zaakceptować. To były dwa główne wątki, które chciałam omówić. Natomiast trzecim była przyjaźń i kwestia masek, które nakładamy w takiej relacji. W Nieobliczalnej mamy przyjaciółki, które powinny się dzielić wszystkim, powinny być dla siebie wsparciem, a tak naprawdę przed sobą grają. Jedna przed drugą nie chce pokazać słabości, nie chce się przyznać do pewnej porażki, do jakichś błędów, które się zdarzyły w życiu, a przecież wystarczyłoby wyciągnąć do siebie dłoń, a tragedia być może nigdy by się nie wydarzyła. Należy pamiętać, że za fasadą bogactwa, luksusu, piękna, przystojnego męża, domu i córki u Martyny i Wojtka kryje się tragedia. I to są takie wątki społeczne, które ja lubię poruszać w moich thrillerach. Lubię zwrócić uwagę na coś, co wszystkich nas może dotyczyć, a czasem nawet dotyczy. Thrillery psychologiczne nie są oderwane od rzeczywistości. Nieobliczalna mówi o bohaterach, których wymyśliłam, ale ich sprawy dzieją się tu i teraz. Być może nawet i u naszych sąsiadów za ścianą. My przymykamy na to oczy, udajemy, że nie słyszymy, a potem dowiadujemy się o przykrym finale z wiadomości. Jeżeli będziemy uczulać na to, by być uważnym, to być może wystarczy jakiś jeden telefon albo jedno zagadnięcie gdzieś w windzie typu: „Czy potrzebuje Pani pomocy? Czy wszystko jest okej”, by uniknąć tragedii.
Czy można więc powiedzieć, że Nieobliczalna ma szansę realnie zwiększyć świadomość na to, co się dzieje wokół nas i w jaki sposób możemy pomóc komuś w potrzebie?
Ja bym bardzo tego pragnęła. Dlatego cieszę się, że powstała ta ekranizacja, ponieważ film daje często dużo większe możliwości niż książka. Dociera do większej liczby osób. Aktorzy nadają nową jakość tym postaciom. Dodają dużo od siebie. Mają swoje doświadczenie, swoją wrażliwość. To są prawdziwi ludzie, których widzimy. Czytając książkę, wyobrażamy sobie, jak to może wyglądać. W filmie widzimy to na własne oczy. To sprawia, że historia staje się bardziej wiarygodna i realna. Chciałabym, żeby ta książka i ten film miały funkcję trochę takiej autoterapii dla każdego widza. Chciałabym, żeby każdy przejrzał się w tych postaciach. Zadał sobie pytanie, dlaczego ta postać nie obchodzi lub dlaczego ten bohater w tym tkwi.
Czy spodziewała się Pani tego, co padło podczas panelu dyskusyjnego na premierze filmu, że zarówno w postaci Wojtka, jak i u Martyny, co ciekawe, dostrzeżemy nie tylko kata czy ofiarę, ale oba te oblicza?
Tak, jak najbardziej. Postać Wojciecha pokazuje poniekąd, że dlatego jest tak okrutny, bo wywodzi z rodziny, w której też była przemoc, więc on tym przesiąkł. Absolutnie to go nie usprawiedliwia, bo my mamy możliwość dokonywania w dorosłym życiu wyborów. Pozwala to jednak dostrzec, że jest w pewnym sensie ofiarą swojego dzieciństwa, powielając to, co sam dostał od ojca, myśląc, że to pewien okaz miłości. To jest właśnie najbardziej przerażające. To, że to wszystko jest w imię miłości. O tym też właśnie myślałam, pisząc Nieobliczalną, że często ludzie sobie robią wiele złego w imię miłości. Natomiast postać Martyny staje się katem nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla samej siebie. Wcale nie musiała tkwić w tym przemocowym związku i pozwalać się tak traktować, ale zabrakło jej odwagi i w pewnym momencie stwierdziła, że sama sobie na to zasłużyła i nie zasługuje na nic więcej. Kiedy więc pojawia się Daniel, daje sobie tę szansę na chwilę przyjemności, a to pokazuje jej inną perspektywę. To też jest coś, o czym chciałam napisać i trochę odczarować, bo do dziś związek starszej kobiety z młodszym mężczyzną zdaje się tematem tabu. Oswoiliśmy się z sytuacją, w której to mężczyzna jest starszy. W odwrotnym układzie mamy jednak problem, a przecież tyle jest taki par w świecie gwiazd czy polityki. Dlaczego to wciąż budzi kontrowersje? Jeżeli jest miłość, jeżeli jest namiętność, to po co patrzeć metrykę? W Nieobliczalnej chcę pokazać, że to jest piękne. Martyna przecież wie, że może przez to stracić przyjaciółkę, a nawet i dziecko, a Daniel może zniszczyć sobie relację z matką, a jednak pozwalają sobie na to zbliżenie. Uczucie bowiem jest szczere. Tu też ukłony dla Dawida Ptaka, odtwórcy roli Daniela, bo miał wiele trudnych, intymnych scen do zagrania i zrobił to fantastycznie. To jest trudne być w takim związku, który nie jest społecznie akceptowalny, ale to jest też piękne, że oni się na to decydują. To pokazuje, że ten motyw miłości, trochę jak w Idealnych matkach, trochę jak w Spóźnionych kochankach, jest dalej aktualny.
Oglądając film, odniosłam wręcz wrażenie, że to był właśnie idealny moment dla Daniela i Martyny na tę relację. Zobaczyłam siłę, którą zyskali dzięki sobie po postawieniu na siebie i ustaleniu innym nieprzekraczalnych granic.
Dokładnie tak, i tutaj, patrząc na zakończenie historii, które jest słodko-gorzkie, jak to w thrillerach, można zastanowić się nad tym, kto jest tu wygranym. Gdybym ja miała odpowiedzieć, to powiedziałabym, że właśnie postaci Martyny i Daniela.
Wspomniała Pani o tym, że aktorzy nadają nową jakość książkowym bohaterom. Rozmawiając z Dawidem Ptakiem, spytałam, jak przygotowywał się do roli Daniela. Opowiedział mi o procesie tworzenia realnych wspomnień dla swojego bohatera i tym, że nawet dopisał sobie zakończenie jego historii. Według niego Daniel wraca po pewnym czasie do miasta i robi ze wszystkimi porządek, zaczynając od postaci graną przez Pawła Małaszyńskiego. Poprosiłam więc Pawła o komentarz i spytałam, czy nakręciłby z nami taką 2. część Nieobliczalnej. Odpowiedział, że możemy próbować, ale jego bohater na pewno sobie poradzi. Co Pani na to?
No super! W ogóle nie wiedziałam, że Dawid coś takiego wymyślił. Fajnie, że pokazał takiego bohatera, który ma odwagę. Jak tutaj Pani zaczęła mówić, to myślałam, że może powiedział, że wyjeżdża i tam sobie znajduje jakąś kobietę, znajomych i żyje, uciekając od matki i Martyny. Fajnie, że wraca, robi porządek. W thrillerze jest to szalenie trudne, by zrobić 2. część, bo tym samym bohaterom znowu miałoby się przydarzyć coś złego, ale ja to już dwukrotnie zrobiłam, więc nie mówię nie. To może się ziści, tym bardziej że w moich thrillerach zawsze zostawiam otwarte zakończenie. Super, że Dawid coś takiego wymyślił. Jeśli będzie potrzeba, napiszę kontynuację.
No to jeszcze zostaje nam porozmawiać z resztą ekipy filmowej oraz z Amazonem i możemy działać (śmiech). Swoje wywiady kończę zazwyczaj tym samym pytaniem. Niech więc tradycji stanie się zadość. Gdyby powstał film o Pani, kto by Panią zagrał?
Mam kilka takich aktorek. Wszystko zależy też od etapu życia, o którym miałby taki film opowiadać. Jeżeli mogę pomarzyć, to Penélope Cruz lub Monica Bellucci.