Maria Dębska o serialu POWRÓT: „Odnajduję ogromną rozkosz w graniu postaci zupełnie odległych od siebie”
Z okazji premiery ostatniego odcinka serialu Powrót na platformie Canal+ spotkaliśmy się z Marią Dębską, odtwórczynią jednej z głównych ról. Opowiedziała nam o swojej bohaterce – Malwinie, pracy na planie serialu, o roli Kaliny Jędrusik w filmie Bo we mnie jest seks, a także o łódzkiej filmówce. Z aktorką porozmawiała dwójka naszych redaktorów: Paulina Zdebik i Jan Tracz.
Paulina Zdebik: W materiałach promocyjnych twoja bohaterka, Malwina, przedstawiana jest jako przebojowa, bezpruderyjna, kochająca zabawę, eksperymenty i seks… Niby zupełnie inny projekt, a nie jestem pewna, czy mowa o bohaterce Powrotu, czy jednak o Kalinie Jędrusik. Można by pokusić się o stwierdzenie, że jak tak dalej pójdzie, twoje nazwisko stanie się synonimem kobiety wyzwolonej w polskim kinie – na ile jest to kreacja, a ile w tym jest prawdziwej Marysi Dębskiej?
Maria Dębska: Bynajmniej nie jestem to ja. Odnajduję ogromną rozkosz w graniu postaci zupełnie odległych od siebie, jest to bardzo przyjemne. Zdjęcia do filmu o Kalinie Jędrusik i zdjęcia do Powrotu dzielą trzy lata, a w międzyczasie zrobiłam wiele innych rzeczy, które odbiegają energetycznie od tych dwóch postaci. Natomiast myślę, że życie może być bardzo monotonne, nudne i szare, więc cieszę się, kiedy dostaję do pracy bohaterki odważne, kolorowe, działające, podmiotowe. Malwina jest współczesną kobietą bez ściemy. Jest taką dziewczyną, jak my, taką, którą możemy spotkać na ulicy, jak pomyślimy o swoich przyjaciółkach. Zarówno ona, jak i Kalina Jędrusik są odległe ode mnie samej, ale granie tego typu ról jest dla mnie bardzo ciekawe i ekscytujące.
Jan Tracz: Zatem pojawia się pytanie: Malwina ma w sobie coś z Kaliny Jędrusik? W serialu Malwina wydaje się bardzo wyzwolona, choć nie przekracza pewnej granicy „dobrego smaku”. W końcu kocha swojego męża… Ale ciągle myśli o intymności z mężem (której nie ma), jak to mówi w trzecim odcinku.
Na pewno nie chodzi tu o seks, to byłoby zbyt płaskie patrzeć na nie przez taki pryzmat. Z Kaliną łączy ją odwaga, a także fakt, że nie wstydzi się swoich potrzeb, nie wstydzi się też swoich wątpliwości. Kobiety często chowają to głęboko, tego jesteśmy nauczone, co jest powodem bardzo wielu frustracji, złych decyzji czy niepewności. Obie są na pewno bardzo silnymi, świadomymi kobietami. Malwina nie boi się zmagania z samą sobą, nie boi się mówić o swoich potrzebach, nie ucieka przed zadawaniem pytań i podejmowaniem decyzji.
PZ: Czy wcielanie się w tego typu bohaterki ma na ciebie prywatnie jakiś wpływ? Sprawia, że czujesz się bardziej wyzwolona, dodaje pewności siebie?
Każda kolejna rola dodaje mi trochę nowej, innej odwagi, ale po każdej roli wracam do siebie samej. Pewnie już odrobinę innej siebie – ze względu na zetknięcie z jakąś nową, inną energią. Jak po każdym mocnym doświadczeniu, które nam się zdarza w życiu. Zamiast wyzwolona, wolę słowo wolna; wolna na wielu poziomach, od tego, co powiedzą ludzie – to mi na przykład przyszło w ostatnim czasie. Ale raczej z życia niż z jakiejś konkretnej roli. Dużo mniej mnie to interesuje niż kiedyś i to jest uwalniające. Tutaj pojawia się temat siły, życia na własnych warunkach.
JT: W jaki sposób kreowałaś Malwinę?
Starałam się ją zrozumieć, dojść do tego, o co jej chodzi i dlaczego podejmuje takie decyzje. Nie jest to postać oderwana od rzeczywistości, takich kobiet jest dziś wiele – świadomych swoich potrzeb, ale też nieukrywających swoich słabości, trochę zagubionych. To nie były dylematy z kosmosu, byłam sobie w stanie wyobrazić, co czuje i z jakimi przeszkodami się zmaga. Malwina chce przeżyć swoje życie na całego; chce od świata czegoś więcej.
PZ: A czy jest coś, co stanowi wyzwanie, co jest dla ciebie trudnością w graniu takiej kobiety jak Malwina?
Bardzo dużo było trudności, bo długo zadawałam sobie pytanie: kto to właściwie jest? Odpowiadałam sobie na nie bardzo powoli, nagrywając kolejne sceny. Malwina to kolorowy ptak, a zarazem trochę naburmuszona dziewczyna siedząca w bogatym domu, której nic nie pasuje. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że jest ona przede wszystkim nieszczęśliwa. Jej przebojowość, wyzwolenie, ten seks wokół niej są pewnego rodzaju… nie wiem, czy przykrywką, ale czymś „zamiast”. Pod tym wszystkim kryje się bardzo zagubiona dziewczyna, ale wsłuchująca się w siebie bardzo uważnie.
PZ: To kim ona właściwie jest?
Malwina ma bardzo dużo, ale się w tym pogubiła; nie umie się tym cieszyć, bo być może potrzebuje czegoś innego. Musi się dowiedzieć, czego tak naprawdę chce i w jakim momencie się znajduje.
JT: Malwina ma też męża, Konstantego. Z początku ich życie wydaje się idealne. A jednak coś między nimi zgrzyta. Dlaczego?
Każdy z nas ma prawo, powiedzieć: „mam wszystko, jednak jestem nieszczęśliwy/a”. Malwina i Kostek są w momencie, w którym muszą podjąć decyzję, co dalej z ich relacją. Kiedyś zabójczo się zakochali, a dziś ta chemia się szybko ulatnia. Jej mąż forsuje pomysł z dzieckiem, ale ona wie, że to złe rozwiązanie. Mówi, że „ciągle marzy o seksie”, ale Malwina marzy o prawdziwej, dojrzałej bliskości. To ona jest dla niej ważna. W tym wszystkim silnie wybrzmiewa też temat kobiecego siostrzeństwa. Okazuje się, że to w drugiej kobiecie można odnaleźć opokę, że można się przejrzeć w jej oczach, wysłuchać i znaleźć rozwiązanie swoich problemów.
PZ: Jak myślisz, gdyby to nie Janek, tylko Kostek umarł na zawał serca – Malwina otrząsnęłaby się po stracie męża równie szybko, co Agata?
Ciekawe pytanie. Sądzę, że tak. Myślę, że bardzo kocha Konstantego – choć nie wie do końca, co z tą miłością zrobić. To jest dziewczyna, która działa, która ma odwagę do tego, żeby skręcać czasem w uliczki, w które nikt by się nie spodziewał, więc uważam, że dałaby sobie radę.
JT: Pojawia się też jej kobieca relacja z żoną Janka, Agatą. Tam też odczuwalna jest pewnego rodzaju chemia. W jaki sposób była ona kreowana?
Z Magdą Walach miałyśmy bardzo wiele prób, do tego scenarzysta i reżyser powiedzieli nam wprost: „Jesteśmy facetami, powiedzcie nam, co was dziś boli, co jest dla was, kobiet, dzisiaj ważne”. To było inspirujące. Dla mnie w pracy najważniejszy jest zawsze partner. Rozmowy z Magdą pozwoliły mi się odnaleźć w tej dziwnej, nieoczywistej relacji naszych bohaterek. Szybko zrozumiałam, że za tą erotyczną fasadą u Malwiny kryje się zagubienie. Ona ma wiele różnych odcieni, bywa słaba, żałosna, czasem jest mocna i nie boi się ryzykować. Takiej postaci trzeba dać trochę czasu, aby otworzyła się przed widzem. Ale ciągle, od początku do końca, przebija przez nią silne poczucie odpowiedzialności za swoje szczęście.
PZ: Odchodząc od Malwiny, a przechodząc do Marysi: w ubiegłym roku za rolę Kaliny Jędrusik zostałaś nagrodzona na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w kategorii najlepsza pierwszoplanowa rola kobieca, znalazłaś się również wśród nominowanych do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego, przyznawanej dla młodych aktorów wyróżniających się wybitną indywidualnością. W tym roku, również za to, jak wcieliłaś się w Kalinę, jesteś nominowana do Orłów w kategorii najlepsza rola kobieca… Jaką wartość dla ciebie ma to, gdy twoja praca doceniana jest poprzez nominacje i nagrody?
Na pewno bardzo mnie to motywuje, jest to niezwykle miłe, ale staram się mieć do tego dystans, bo wiem, że z nagrodami bywa różnie. Kiedy pracuję nad rolą, często towarzyszy mi tona niepewności, lęku, wstydu, wydaje mi się, że nie dam rady, więc kiedy coś się udaje tak, jak tego chciałam, jak przewalczę gdzieś siebie, pokonam swoje granice, mam już ogromną satysfakcję. A jak do tego dochodzą nagrody, to jest to naprawdę duże szczęście. Uznanie ludzi, którzy np. siedzą w jury na festiwalu w Gdyni albo w Polskiej Akademii Filmowej, jest dla mnie nobilitujące i wzruszające.
PZ: Jesteś absolwentką Szkoły Filmowej w Łodzi. Gdy Anna Paliga w marcu 2021 roku opublikowała swój wpis odnośnie do mającego tam miejsce mobbingu, przemocy i molestowania studentów, zdecydowałaś się zabrać głos i poprzeć jej słowa. Mimo upływu czasu temat nadal wzbudza spore emocje. Niedawno miała miejsce premiera książki Karoliny Korwin-Piotrowskiej pt. Wszyscy wiedzieli, w której uznani aktorzy zwierzają się ze swoich doświadczeń podczas studiów na tej uczelni – zapoznałaś się z jej treścią?
Nie! Rozmawiałam nawet ostatnio o tym z Karoliną – nie jestem w stanie jej jeszcze przeczytać. Jest to dla mnie za dużo na ten moment mojego życia. Może za jakiś czas. Jeśli chodzi o ten temat, to ja nie tyle poparłam Anię Paligę w jej zeznaniach, co po prostu usłyszałam w nich kilka historii, których sama byłam świadkiem, a które leżały mi na wątrobie przez parę lat, i w związku z tym poczułam, że chcę ją wesprzeć. Bałam się, że będzie ona dyskredytowana i tak też zresztą się potem stało. W tej całej historii ja skupiłam się na tym, żeby załatwić tę sprawę bezpośrednio ze szkołą. Dla mnie to jest cały czas bardzo ważne miejsce, jestem z tą instytucją silnie związana emocjonalnie. Zeznawałam w szkolnej komisji antymobbingowej. Starałam się nie chodzić po mediach, tylko załatwić tę sprawę trochę jak w rodzinie: pogadać o tym, co się dzieje i o tym, co można zrobić, żeby było lepiej. Czuję, że dla mnie ten temat jest zakończony.
PZ: Wydaje mi się, że po tym, co powiedziałaś, znam już odpowiedź, ale mimo to zapytam: czy gdybyś mogła cofnąć czas, mimo pewnych przykrych doświadczeń, zdecydowałabyś się ponownie na podjęcie studiów w łódzkiej filmówce?
Ależ oczywiście! To w 99% wspaniały czas. Naprawdę niewiele bym umiała, gdybym nie poszła do tej szkoły. Spotkałam tam świetnych ludzi i nauczyłam się bardzo wielu rzeczy.
PZ: Na swoim Instagramie często udostępniasz i angażujesz się w różnego rodzaju akcje społeczne oraz charytatywne. Czy jest to dla ciebie istotne, by wykorzystywać swoją rozpoznawalność do wspierania innych ludzi?
Popularność czy zainteresowanie mediów są dla mnie trochę skutkiem ubocznym mojego zawodu. Jeśli mogę to wykorzystać do tego, żeby kogoś wesprzeć, to po prostu to robię.
PZ: Kończąc twoim Instagramem właśnie: rozmawiamy parę dni po 94. ceremonii wręczenia Oscarów. Na twoich stories widziałam, że najbardziej zachwycił cię Timothée Chalamet.
Tak, udostępniłam jedną relację z Timothée, bo uważam, że jest absolutnie magnetyczny! Poza tym lubię patrzeć na tę galę nie tylko pod kątem filmowym, ale też modowym. Jednak jeśli chodzi o tegoroczne Oscary, to byłam beznadziejnie przygotowana do tej ceremonii, bo nie miałam kiedy obejrzeć nominowanych filmów – jak tylko będę mogła, nadrobię zaległości.