search
REKLAMA
Wywiad

Maciej Musiał o roli w serialu KLANGOR: „Fajnie było mieć okazję sięgnąć w tę ciemniejszą część siebie”

Paulina Zdebik

4 kwietnia 2021

REKLAMA

O tym, jak postać Ariela Galeja z nowego serial Klangor produkcji Canal+ różni się od jego poprzednich ról, co dała mu Akademia Teatralna i dlaczego warto wyjechać z miejsca, w którym się wychowało opowiada nam Maciej Musiał.

Paulina Zdebik: W Klangorze twoja postać – Ariel Galej, wydaje się być przysłowiowym filmowym bad boyem: jeździ na motorze, przejawia niebezpieczne, agresywne zachowania, łamie kobiece serca… Jak odnajdujesz się w takiej roli?

Maciej Musiał: Do tej pory grałem bardziej jasne postacie, ale myślę, że tak jak każdy człowiek mam w sobie zarówno jedną, jak i drugą stronę, więc fajnie było mieć okazję sięgnąć w tę ciemniejszą część siebie. Mimo że nie jest to główny bohater, tylko drugoplanowa postać, to stanowi istotny zapalnik kilku wydarzeń. Jest to rola, do której musiałem się wcześniej przygotować: pojeździłem na motorze, trochę popływałem na kitesurfingu i to było bardzo przyjemne.

Umiesz pływać na kitesurfingu?

No… uczyłem się (śmiech). W scenach, w których widzicie mnie na kitesurfingu to jest tak naprawdę mój dubel – swoją drogą, Mistrz Polski.

Poza miłością do kitesurfingu, twój bohater zdaje się żywić jeszcze dwie inne, bardziej skomplikowane – jest uwikłany w trójkąt miłosny z siostrami Wejman. Czy myślisz, że którąś z nich szczerze kocha?

Myślę, że nie. Ten serial pełen jest zwrotów akcji. Jeśli chodzi o tę scenę, w której Ariel wyznaje Gabi miłość, to starałem się ją zagrać tak, by widz uwierzył w to, że jest taka szansa, że on ją naprawdę kocha, bo tylko wówczas będzie to naprawdę ciekawe – jeśli od początku będzie wiedział, że coś kombinuje, to straciłoby to swoją wartość. Uważam, że mój bohater jest bardzo toksyczny. Współczuję kobietom, które stanęły na jego drodze – myślę, że wszystkie bardzo krzywdzi.

Pierwszy odcinek Klangoru pod wieloma względami przywodzi na myśl Miasteczko Twin Peaks, w którym Ariel to polski James Hurley. Czy serial Davida Lyncha był dla was w jakimś stopniu inspiracją?

Powiem szczerze, że nie wiem, ponieważ nie widziałem Miasteczka Twin Peaks. Ale ciekawe pytanie, być może. Dane mi było kilka razy rozmawiać z naszym scenarzystą (Kacprem Wysockim – przyp. red.), ma bardzo dużą wiedzę o kinie oraz serialach i myślę, że jak najbardziej mógł w jakimś stopniu z tego czerpać.

Jak wspominasz pracę na planie zdjęciowym?

Bardzo dobrze! W trakcie pandemii wyjechaliśmy do Świnoujścia. Po pół roku zamknięcia w domu, bardzo cieszyliśmy się mając możliwość spędzić razem czas na wyjeździe filmowym, więc też przede wszystkim bardzo dobrze się bawiliśmy w trakcie kręcenia. Muszę też przyznać, że granie z Wojtkiem Mecwaldowskim jest bardzo zabawne. Wojtek cały czas żartuje, wygłupia się, jest z nim dużo śmiechu na planie.

Odchodząc na chwilę od Klangoru, ale pozostając w sferze wspomnień: jak wspominasz Akademię Teatralną? Co ci dała, jak cię zmieniła, jak ukształtowała jako aktora?

Myślę, że dała mi przede wszystkim duży warsztat. W szkole aktorskiej grasz bardzo dużo różnych konfiguracji: rozstań, zakochań, ciąży, śmierci bliskich… Dzięki temu masz później wyżłobione kanały emocjonalne i łatwiej jest uderzać w pewne emocje, wiesz, co robić, żeby się udało. Na przykład, scena z pierwszego odcinka, w której uderzam jedną z sióstr – w takich momentach, dzięki doświadczeniu ze szkoły, wiesz, jak to rozegrać, wiesz, jak zaatakować. W jednym dublu się uda, w drugim nie, ale nie przejmujesz się tym, tylko po prostu starasz się wzbudzić w sobie odpowiedni impuls, masz narzędzie.

Czyli nie żałujesz decyzji o tym, że poszedłeś do Akademii?

Absolutnie nie. Uważam, że to była bardzo dobra decyzja. W ogóle uważam, że w życiu każdego człowieka dobrze jest wyjechać z miejsca, w którym się wychowało. Wyjechać w nowe środowisko, żeby stworzyć się na nowo. Ale dobrze jest też móc wrócić – cieszę się, zarówno, że mogłem z Warszawy wyjechać, jak i do niej wrócić.

Myślisz, że zostaniesz już na stałe w Warszawie?

Tak, myślę, że tak. Ja przede wszystkim kocham Polskę, tu się bardzo dobrze czuję i zawsze, jak gdzieś wyjeżdżam to za nią tęsknię, a już szczególnie tęsknię zawsze za Warszawą, szczególnie w okresie letnim i wiosennym. Myślę, że tu jest mój dom.

Dlaczego, twoim zdaniem, warto obejrzeć Klangor? Co go wyróżnia na tle innych seriali?

Szorstkość życia, a zarazem opowiadanie z miłością o zaplątaniu człowieka w życie i próba zrozumienia wszystkich bohaterów. Mimo że jest to ostry serial, mimo że dużo się tam dzieje mocnych rzeczy, to zaryzykuję stwierdzeniem, że jest czuły, jeśli chodzi o próbę zrozumienia każdego z nas. I opowiedzenia o tym, że każdy się czasami plącze w życiu. Do tego dochodzi tutaj kontekst natury… Dobra, nikogo to nie zachęci! (śmiech) Trzeba powiedzieć krótko: ten serial jest po prostu zajebisty! Jeszcze podczas zdjęć, gdy już mieliśmy zmontowany fragment odcinka, Maja Ostaszewska i Arek Jakubik chcieli zobaczyć jakieś dziesięć minut. Tak się wciągnęli, że zostali w hotelu do trzeciej w nocy, mimo że następnego dnia mieliśmy o piątej rano wstać na zdjęcia. Po prostu nie mogli się oderwać! Myślę więc, że warto go obejrzeć. Zobaczcie chociaż jeden odcinek, jeśli wam się nie spodoba to odpuścicie, a jak was wciągnie to zostańcie z nami!

Dziękuję za rozmowę.

Paulina Zdebik

Paulina Zdebik

Z urodzenia gdańszczanka, z miejsca zamieszkania - katowiczanka, paryżanka, a aktualnie warszawianka. Studentka Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego. Na planach zdjęciowych najlepiej odnajduje się w kostiumach, choć jej doświadczenie obejmuje również pion reżyserski oraz produkcyjny. Oprócz tworzenia filmów, bardzo lubi też o nich pisać. Wielka fanka Mechanicznej pomarańczy, Xaviera Dolana, Yorgosa Lanthimosa, Wesa Andersona, francuskiej Nowej Fali, true crime i horrorów. Kontakt: paulinazdebik@wp.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA