Grzegorz Mołda o swoim filmie MATECZNIK: “Chciałbym, aby moje kino otwierało widza”
Grzegorz Mołda, reżyser niepokojącego Matecznika, opowiedział nam o swoich fabularnych inspiracjach, czerpaniu z kina Roberta Bressona, czy pracy z aktorami i rozrysowywaniu filmowej relacji między dwójką głównych bohaterów.
Jaka jest historia tej koncepcji? Podobno czerpałeś z autobiograficznych przeżyć.
Grzegorz Mołda: Wszystko zaczęło się od toksycznej nadopiekuńczości w moim życiu, która bardzo długo dawała się we znaki. Bardzo chciałem to z siebie wyrzucić i w jakiś sposób opowiedzieć swoją własną historię może właśnie w formie dramatu społecznego. To był tak naprawdę pierwszy punkt zapalny. Od tego zaczęły się moje rozmyślania, które następnie przeszły w stronę dokumentowania życiach w domach treningowych. Próba powrotu do życia i normalności wydała mi się tematem pojemnym emocjonalnie; takim, który warto przełożyć na język filmu. W duszy grało mi też krzyżowanie gatunków: nie chciałem robić dramatu 1:1. Zależało mi, aby dodać nieco absurdu, czy nawet surrealizmu, co w Mateczniku powinno być dla widza wyczuwalne.
Skąd nazwa Matecznik?
Laboratoryjne warunki tego mieszkania bardzo korespondowały nam z definicją samego “matecznika” [SJP: trudno dostępne miejsce w przepastnych lasach, puszczach, gdzie zwierzyna leśna ma swoje legowisko]. Mieszkanie w moim Mateczniku ma być bezpiecznym legowiskiem, ale jak się okazuje, nie wszystko zawsze idzie zgodnie z teoretycznym planem. Dodatkowo myślę, że tytuł wypływa z mojej konstatacji i wiary, że drzemie w nas pewna głęboko schowana „zwierzęcość”.
Kim są bohaterowie twojego dramatu?
Marta (Agnieszka Kryst) jest opiekunką głównego bohatera i chce wychować swojego podopiecznego w taki sposób, w jaki ona wierzy, że jest najbardziej odpowiedni. Ona sama ma swoje problemy, więc tak naprawdę techniki wychowawcze są jedynie pretekstem, aby uwagę wychowanka przekierować na nią samą i jej własne problemy. Ironicznie konstruowałem ją na stereotypie naszych “nadopiekuńczych rodziców”, którzy czasem mogą wyrządzić dziecku sporo krzywdy (nawet jeśli tego nie chcą).
Karol (Michał Zieliński) jest chłopcem, który chce zmienić siebie na lepsze, a co za tym idzie, zaczyna słuchać Marty i wykonywać jej polecenia. Prędko jednak zrozumie, że jej metody i zbliżenie są czymś, co będzie go w niedalekiej przyszłości uwierać. On ma problem z wyznaczaniem własnych granic, dlatego też Marta w pewien sposób zaczyna go wykorzystywać dla własnych potrzeb. Jego postać zahacza nieco o problem współczesnych mężczyzn w mówieniu o emocjach, czy nawet wyrażaniu ich. Sam nierzadko mam trudności z mówieniem o własnych uczuciach.
Czy jest to relacja na zasadzie oprawca-ofiara? W końcu Marta zaczyna stosować przemoc werbalną i fizyczną.
Jako twórca nie myślałem w tych kontekstach: starałem się znaleźć nutkę sympatii i zrozumienia dla tej (anty)bohaterki. Kiedy jednak postawiłem się w roli widza, to rozumiem, skąd wzięło się to pytanie! Jasno można powiedzieć, że Marta jest oprawcą. Kiedy kręciliśmy ten film, akurat mieliśmy pandemię i mogliśmy obserwować zwiększoną dyskusję na temat zwiększonej przemocy domowej wśród polskich rodzin.
Już od początku filmu pojawia się zarówno tematyka seksualna, jak i pewne napięcie między bohaterami. Dochodzi nawet do aktu masturbacji. W jaki sposób planowaliście ukazać chemię między nimi? Jeśli w ogóle możemy to nazwać chemią.
Zależało nam, aby ta chemia była wyczuwalna. Raz funkcjonują oni na zasadzie matka-syn, a czasem dziewczyna-chłopak. Później w filmie pojawia się dziecko, które symbolizuje pogłębienie ich relacji i wejście tego związku na wyższy etap. Zależało nam, aby seksualność nie pakować przemocowym naturalizmem, choć i takowy element nieco się wkrada do końcowych minut Matecznika. Chcieliśmy pokazać to w bardziej tragikomiczny sposób, aby z “humorem” ukazać scenę masturbacji czy sekwencję pożądania. W polskim kinie reprezentacja seksualności jest specyficzna. Ostatnio widzowie zainteresowani są thrillerami erotycznymi, ale te filmy w żaden sposób nie są odzwierciedleniem nieco trudniejszej rzeczywistości.
Marta nieraz zwierza się Karolowi z doświadczeń swojej młodości, często tańczą też niczym para nowych kochanków. Czy jej działania wynikają z faktu, że ona sama jest bardzo samotna?
Poprzez te aspekty staraliśmy się wzbudzić w widzach empatię wobec Marty. Ona robi też wiele innych rzecz, aby być bliżej Karola, co jedynie uwypukla jej życiową samotność. Nawet jeśli nie odpowiadają nam stosowane przez nią metody, to w “dobrych” chwilach potrafimy jej współczuć, czy nawet rozumieć.
Krytycy przyrównują twój styl do estetyki Yorgosa Lanthimosa. Mamy tu chłodne kadry i pewne uczucie pustki, więc bardziej doszukiwałbym się tu Roberta Bressona. Zgodziłbyś się z tym porównaniem?
Bresson od zawsze był dla mnie jednym z najważniejszych twórców. Bresson też zajął się życiorysami osób, które miały jakąś kryminalną przeszłość. I on także portretuje pewnego rodzaju samotność w bezruchu, stąd na pewno to skojarzenie. Kiedy tworzyliśmy Martę, to oglądaliśmy wiele filmów francuskiego reżysera. Grecka nowa fala też była dla mnie inspiracją, więc nie mogę powiedzieć, że nie! Tutaj dodałbym jeszcze Chantal Akerman i Michaela Haneke.
Czy są jeszcze inni twórcy lub filmy, którymi się inspirowałeś? Mnie bardzo skojarzyło się to z filmem Wilk (2021). Wątki resocjalizacji i przemocowości są tam bardzo podobne. Czy może zależało ci, aby stworzyć debiut autonomiczny?
Lubię twórców, którzy puszczają sobie nawzajem oczka i cytują się co jakiś czas; nie ma w tym nic złego. Sam również się inspiruję, ale staram się, aby mój film był po prostu “mój”.
Również cały ten proces resocjalizacji wydaje się bardzo surrealny, a sceny w filmie stają się coraz bardziej niepokojące. Kreujesz nowy rodzaj codzienności: zgodziłbyś się z tym stwierdzeniem?
Wychowanie jest (podkreślam: czasami) czymś absurdalnym samym w sobie i rodzina potrafi być wobec nas “zwierzęca”, więc ten rodzaj codzienności nie jest niczym nowym. Oczywiście wszystko zależy od interpretacji własnej!
Nie dowiadujemy się też, dlaczego dokładnie Karol potrzebuje tego procesu resocjalizacyjnego. Skąd decyzja na tyle niedopowiedzeń?
Nie chciałem nakreślać jego przeszłości, aby widz mógł sobie pod to coś podłożyć. Tak samo z Martą, o jej przeszłości znamy jedynie przebłyski. Może jest to rodzaj pewnego wyboru, aby z nim współczuć i mu sympatyzować, ale myślę, że gdybyśmy znali jego przeszłość, to nasza percepcja i tak by się nie zmieniła w żaden sposób.
Czy spodziewasz się jakiejś konkretnej reakcji widzów? Czy film pozostawiasz do indywidualnej interpretacji?
Chciałbym, aby moje kino otwierało widza i aby każdy odczytywał Matecznika na różne sposoby.
Film można oglądać w kinach, a zwiastun jest do obejrzenia tutaj.