ŻYCIE NA KRAWĘDZI: SZALONY ŚWIAT JOHNA MCAFEE. Recenzja zaskakującego dokumentu

Nazwisko Johna McAfee większość osób kojarzy przede wszystkim za sprawą oprogramowania antywirusowego, znajdującego się na większości komputerów oraz laptopów, które nosi jego nazwisko. Mało kto jednak wie, że człowiek ten w swoim życiu pracował dla NASA, dwa razy próbował uzyskać nominację w wyborach na prezydenta oraz prowadził kurs jogi. Dla wielu osób typowy milioner, ekscentryk, który nie stanowi zagrożenia dla nikogo poza samym sobą. Świat McAfee zmienił się o 180 stopni w 2012 roku, gdy jako ówczesny rezydent Belize miał początkowo zostać przesłuchany w sprawie tajemniczej śmierci sąsiada, z którym rzekomo miał konflikt. Z czasem stał się jednak głównym podejrzanym w sprawie. McAfee nie zamierzał się jednak dobrowolnie poddać i idąc tropem O.J. Simpsona, zebrał ekipę filmową i zaczął uciekać przed wymiarem sprawiedliwości… oraz kartelem, agentami CIA, NSA, FBI, Clintonami i rządem Belize, którzy chcieli go ewidentnie zabić; a przynajmniej tak twierdził główny zainteresowany.
Ucieczka wszech czasów
Początkowo można by pomyśleć, że to kolejny generyczny dokument o milionerze, niewyjaśnionym morderstwie oraz poszukiwaniu sprawiedliwości. To, co go jednak wyróżnia na tle podobnych historii, to fakt, iż tak naprawdę nigdy do końca nie dowiadujemy się, co jest faktycznie prawdą, a co fałszem. Praktycznie od samego początku wszystko jawi się jak jedna wielka inscenizacja stworzona przez McAfee, gdzie każda z osób zaangażowanych w film ma swoją rolę do spełnienia. Niezwykle łatwo jest uwierzyć w początkową narrację, że programista o niecodziennych umiejętnościach faktycznie posiada informacje na temat korupcji na terenie Belize i Stanów Zjednoczonych, przez co jego życie jest zagrożone; ludzie ginęli już, posiadając informacje o dużo mniejszej wadze. Z drugiej jednak strony mamy człowieka, który zamiast złożyć wyjaśnienia na policji w sprawie morderstwa, postanawia – na znak protestu? – zakopać się w piasku, twierdząc, że policja chce go aresztować i zabić. Chwilę później wsiada do łodzi i próbuje z ekipą magazynu „Vice” nielegalnie przekroczyć granicę Gwatemali, co mu się udaje. Na miejscu okazuje się, że „przypadkiem” wujkiem jego obecnej kobiety jest były prokurator generalny, który ma zapewnić mu azyl polityczny. A to nie koniec tego niekończącego się szaleństwa, ale dopiero początek.
Czy poprzez materiały filmowe poznajemy prawdziwego Johna McAfee? Na pewno nie. Odniosłam wrażenie, że to wyłącznie jedna z jego masek, którą przybrał na potrzeby dokumentu. To człowiek ogarnięty niekończącą się paranoją, człowiek, który musi uciekać, bo wie za dużo, człowiek, dla którego tak naprawdę pieniądze się nie liczą. Dla niego samego najważniejsze jest to, by móc poczuć się wolny, by kontrolować pewnego rodzaju narrację; nie wiemy, czy faktycznie jest świrem, czy może po prostu potrzebował trochę rozrywki na stare lata, a morderstwo sąsiada było dobrym pretekstem do rozpoczęcia wyprawy, która zmieniła życie praktycznie każdej osoby, która brała w niej udział. Część wyszła z tego zwycięsko, część do dziś żałuje, a część dalej bierze udział w zabawie, choć McAfee nie żyje od kilku dobrych lat; jeden ze świadków twierdzi, że ten tak naprawdę sfingował własną śmierć.
Dzieło stworzone pod tezę?
Ale właśnie ten aspekt stanowi o sile dokumentu. To nie jest kolejne odkrywanie „rzekomo” ukrytej głęboko prawdy na temat znanej osoby, gdzie poszczególne osoby opowiadają historię o tym, że była ona kimś innym niż w rzeczywistości. John nigdy nie krył się z tym, że nadużywa alkoholu, narkotyków, że teorie spiskowe nie są mu obce, a cały pościg tylko łechce jego ego. Mimo przebieranek i maskarad nie próbuje się przesadnie kryć z tym, kim jest, choć we wszystkich mediach pokazywany jest jako osoba poszukiwana. Nigdy też przesadnie nie krył się z tym, że nie dba o to, jak ludzie go postrzegają oraz jakich korzyści oczekują. Kwestia ta dotyczy przede wszystkim jego ostatniej żony, seksworkerki, która nie próbuje udawać, iż związek z McAfee to była miłość od pierwszego wejrzenia. Jak sama podkreśla, była to jej przepustka do lepszego życia. On doskonale o tym wie. Ale wie też, że Janice nigdy go nie zdradzi i zawsze będzie wspierać.
Zagłębiając się w kolejne minuty dokumentu, można dojść do prostego i logicznego wniosku, że cała akcja i paranoja milionera były przynajmniej po części zmyślone. Warto jednak się zastanowić, kto o zdrowych zmysłach udawałby szaleńca i sam nie popadł w szaleństwo.
Oczywiście można by się spierać, czy to faktycznie dobry dokument, a nie dzieło stworzone pod tezę, pełne chaosu i opuszczonych wątków. Ale właśnie to mi się w nim najbardziej spodobało. Tak naprawdę chyba nigdy nie chodziło o to, by skupić się na pogłębionej historii poszczególnych bohaterów. Mamy więc Sam, która w czasie pierwszej ucieczki McAfee była jego kobietą. Poza tym, że ma wpływowego wujka, nie dowiadujemy się niczego więcej. Ale to przecież nie jest historia o niej. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku ghostwritera, z którym milioner współpracował, a który otwarcie mówi, że nie jest ważne, czy ten był mordercą sąsiada, ojca czy kogokolwiek innego, bo w tym wszystkim liczy się dobra historia. I to właśnie ona stanowi centrum dokumentu. Bo jest ona tak chaotyczna, jak chaotyczne było życie osoby, która była filmowana przez te kilka lat. To ciągłe ucieczki, maskarady, próby uniknięcia kary oraz coraz to bardziej wymyślne kłamstwa, które miały sprawić, że historia będzie nadal atrakcyjna. I nawet po tylu latach nadal jest. Oryginalny tytuł mówi o „diable”, ale McAfee daleko do tego tytułu. To narcyz i megaloman, jak większość sławnych i bogatych tego świata. Czy faktycznie stał za morderstwem? Tego chyba już nigdy się nie dowiemy. Czy był do tego zdolny? Nie mnie to oceniać.
Jeśli liczycie na pikantne szczegóły z życia głównego bohatera, to niestety ich nie uświadczycie. Jeśli jednak chcecie zobaczyć historię jednej z ciekawszych ucieczek przed wymiarem sprawiedliwości zakończonej samobójstwem, do którego nawiązywała m.in. sekta QAnon, to koniecznie musicie zobaczyć ten film dokumentalny. Brak autentyczności może stanowić problem, który widzom może przeszkadzać. Od początku zakładamy bowiem, że zobaczymy historię albo bohatera, albo złoczyńcy. John McAfee niestety nie jest żadnym z nich. Na pewno był niezwykłą osobowością, która potrafiła przyciągnąć do siebie ludzi. Przykładem są chociażby ci, którzy mieszkali z nim na łodzi, którą rzekomo McAfee kupił od Wilka z Wall Street. Nie ważne jak bardzo McAfee był pokręcony; przez większość czasu był na haju, biegał z karabinem maszynowym i prawie ciągle był pijany. Był jednak niezwykle charyzmatyczny w tym, co robił, i dlatego większość osób przymykała oko na jego wybryki.