ŻUŻEL. Znakomity Tomasz Ziętek w fatalnym filmie
Fenomen żużla w Polsce jest na swój sposób fascynujący. Nie da się tego sportu uprawiać rekreacyjnie, interesuje się nim niewielka część świata, a tymczasem na rozgrywki polskiej ligi żużlowej często przychodzi więcej ludzi niż na mecze piłki nożnej na najwyższym szczeblu rozgrywek. Jesteśmy chyba jedynym krajem na świecie, w którym żużlowy mistrz świata mógł wygrać w plebiscycie na najlepszego sportowca z gwiazdą światowego formatu Robertem Lewandowskim.
Z tego względu pomysł zrealizowania filmu, w którym ten sport grałby jedną z głównych ról, był na pewno interesujący, gdyż w końcu ktoś ze świata sztuki zwrócił uwagę na niezwykle istotny element polskiej rzeczywistości, nie tylko sportowej. W kontekście fabularnej opowieści o żużlu można by było opowiedzieć o samej „zajawce” tym sportem, konsekwencjami uprawiania tej dyscypliny; można byłoby również ugryźć temat od strony socjologicznej, wszak spośród dziesięciu najludniejszych miast w Polsce tylko w dwóch znajdują się kluby z PGE Ekstraligi – Wrocławiu i Lublinie.
Wydaje się, że Dorota Kędzierzawska podążyła pierwszym z wymienionych powyżej tropów, niemniej jednak nie jest to wcale takie pewne ze względu na szczątkowość fabuły i nieumiejętność płynnego poprowadzenia opowieści o ścigających się ze sobą żużlowcach. Na poły dramat sportowy, na poły melodramat, Żużel składa się z najgorszych możliwych elementów – roszczeń do bycia „artystycznym” obrazem przy jednoczesnym wykorzystaniu efektów komputerowych najgorszego sortu.
Lowa (Tomasz Ziętek) jest utalentowanym żużlowcem występującym w drużynie Czarnych. Niewiele o nim wiadomo: ma matkę (najprawdopodobniej alkoholiczkę) i wiecznie balującą siostrę, którym przynosi pieniądze zarobione na torze. Ma dziewczynę, ale nie idzie im raczej za dobrze. Mimochodem zapoznaje też Romę (Jagoda Porębska), która niby dla żartu rzuca na powitanie, że się w nim podkochuje, ale później rzeczywiście zaczyna coś iskrzyć między młodymi postaciami. Poza tym Lowa jeździ na rowerze, choć kumple z drużyny wożą się po mieście ładnymi autami. Bohater czasami wygrywa, czasami przegrywa, ot, życie. Reżyserka nie pozwala go lepiej poznać, skupiając się tylko na pokazywaniu go w trzech kontekstach – sportowym, miłosnym i rodzinnym.
Zaskakujące, jak trudno odnaleźć w tym filmie chociażby próbę bardziej szczegółowej opowieści o bohaterze i jego emocjach. Snująca się fabuła utkana jest z powtarzalnych motywów – spotkanie Lowy z Romą, trening i przekomarzanki z kolegami z drużyny, pobyt w mieszkaniu, wyścig, porażka, później zapętlenie tych samych scen, z tym że za kolejnym razem dochodzi już do zwycięstwa bohatera. Nie wiadomo, z kim walczy, o co, w zasadzie cały kontekst sportowy zostaje sprowadzony do jeżdżenia w kółko na torze. W dodatku wyścigi nie zostały nakręcone w prawdziwych warunkach. Sceny wyścigowe zostały zrobione przy wykorzystaniu efektów specjalnych, z tym że częściej wyglądają jak animacje z gier powstałych w okolicach 2006 roku. Widownia na trybunach niczym nie różni się od ludzików z FIFY z edycji z poprzedniej dekady. Ostatnio takie „znakomite” efekty można było obejrzeć w 303. Bitwa o Anglię, gdyby ktoś szukał porównania.
Równie słabo prezentuje się wątek romansowy między głównym bohaterem a Romą. Między aktorami nie ma chemii, ale trudno ich za to winić, skoro nie dostali żadnych dialogów, przy pomocy których mogliby zaprezentować jakiekolwiek emocje wypływające z wnętrz ich postaci. Być może pomysł był taki, że skoro to młodzi ludzie, to nie mają jeszcze odpowiedniego języka do wyrażania swoich uczuć, a może to kwestia tego, że sama scenarzystka nie wiedziała, o czym te osoby mają ze sobą rozmawiać. Konia z rzędem temu, kto byłby w stanie wytłumaczyć na podstawie całego filmu, dlaczego między tą dwójką zakiełkowało uczucie.
Żużel opiera się na dwóch filarach: momentami fenomenalnych zdjęciach Artura Reinharta oraz roli Tomasza Ziętka. Operator potrafi przy pomocy kamery wydobyć niezwykły brąz ze ścian kamienic i sypkiej nawierzchni toru, a cudowne błękity i szarości z tafli basenu. Jeżeli chodzi o Ziętka, być może napisane na Facebooku przez Manuelę Gretkowską peany ku jego czci były odrobinę przesadzone, niemniej to dzięki jego obecności na ekranie da się Żużel obejrzeć do końca. Jego charyzma, umiejętność grania uśmiechem, zdolność do wyrażania agresji to zaledwie kilka elementów składających się na jego bogate umiejętności. Da się w jego kreacji, między innymi przez noszoną przez niego skórzaną kurtkę, odnaleźć echo roli Toma Cruise’a z Top Gun. W Ziętku tkwi ta sama figlarność, chłopięcość przemieszana z męskością.
Najprawdopodobniej Dorota Kędzierzawska miała jakiś pomysł na ten film, ale po seansie trudno stwierdzić, na czym on polegał. Żużel jest gigantycznym rozczarowaniem. Nie działa w nim fabuła, nie działają dialogi, nie widać nawet myśli przewodniej unoszącej się nad całym projektem. Pozostaje tylko jazda w kółko i uśmiech Ziętka.