ZEMSTA PO LATACH. Klasyk horroru wciąż przeraża
Jakiś czas temu usłyszałem o młodych ludziach, którzy przy oglądaniu filmów przestrzegają tylko jednej zasady – nie zbliżają się do obrazów starszych od nich samych. Skoro zatem urodzili się w połowie lat dziewięćdziesiątych, z miejsca odrzucą pomysł, aby zobaczyć Poszukiwaczy zaginionej arki, Powrót do przyszłości lub Chłopców z ferajny, nie mówiąc już o bardziej wiekowych tytułach. Tym samym również, gdy mowa o Poltergeiście, Kulcie lub Koszmarze z ulicy Wiązów, istnieje szansa, że będą znali fabuły tych filmów, choć nie z oryginałów, lecz całkiem niedawnych remake’ów. Wyjątkowo nieudanych remake’ów, co ważne. Rozmowa z nimi z pewnością byłaby ciekawym doświadczeniem, prawdopodobnie fascynującym i frustrującym jednocześnie, gdyż jeżeli ich wiedza o kinie ogranicza się do ostatnich dwudziestu lat, najwcześniejszym dla nich filmem np. o krwiopijcach będzie Wampir w Brooklynie (daj Boże, jeśli urodzili się rok wcześniej – wtedy będą mogli pochwalić się znajomością Wywiadu z wampirem).
Ostatnie dwa tytuły prezentowane w cyklu (Smakosz, Blair Witch Project) mogli widzieć, gdyż pochodzą z ich epoki. Jeśli zatem przyjąć, że za epokę uchodzi czas począwszy od naszych narodzin i tylko powstałe od tego momentu filmy możemy oglądać, to opisywanej dziś filmu Zemsta po latach nawet ja nie powinienem był widzieć. Horror ten powstał w 1980 roku, czyli na cztery lata przed moimi narodzinami. W międzyczasie wyszły również jedne z najlepszych filmów Johna Carpentera (Mgła, Ucieczka z Nowego Jorku, Coś, Christine), Lśnienie, wspomniany pierwszy film o przygodach Indiany Jonesa oraz E.T. Spielberga, Łowca androidów, Martwe zło, Imperium kontratakuje, Powrót Jedi, Rambo: pierwsza krew, Czy leci z nami pilot?, Człowiek słoń, Miś, Przesłuchanie, Mad Max 2, Blues Brothers itd. Mógłbym jeszcze długo wymieniać, bowiem lista ta jest przebogata. Proszę sobie teraz wyobrazić, że nigdy tych filmów nie zobaczycie. Trudne? Już sama świadomość tej straty wydaje się być bolesna. Być może nieświadomość boli mniej albo wcale; nigdy się tego nie dowiem, ale chyba bym nie chciał.
Proszę wybaczyć mi tę dygresję, która jednak ładnie koresponduje z rozwiązaniem Zemsty po latach. Nie zdradzę go, aby nie psuć niespodzianki, niejednej zresztą w tym kanadyjskim filmie Petera Medaka, wszechstronnego twórcy pochodzącego z Węgier, który ma na swoim koncie zarówno komedie (Wyższe sfery, Zorro – ostrze szpady), filmy sensacyjne (Bracia Kray, Krwawy Romeo), jak i właśnie obrazy z pogranicza horroru i fantastyki (Gatunek 2). W przypadku Zemsty otrzymujemy klasyczną opowieść o duchach, w pewnym momencie zamieniającą się w zręczną zagadkę kryminalną. Satysfakcję mamy zatem podwójną – boimy się, a jednocześnie zastanawiamy się nad celem tego straszenia.
Kompozytor John Russell (legendarny George C. Scott) traci w wyjątkowo nieszczęśliwym wypadku samochodowym żonę oraz kilkuletnią córkę. Kilka miesięcy później przeprowadza się do Seattle, gdzie obejmuje posadę nauczyciela na lokalnej uczelni. Dom, który decyduje się wynająć, jest wielką, podlegającą Towarzystwu Ochrony Zabytków posiadłością, w której nikt nie mieszkał od ponad dekady, lecz Russellowi to nie przeszkadza. Wkrótce jednak zaczyna go męczyć codzienne, trudne do zidentyfikowania bębnienie, jakby ktoś stukał w rury, oraz dziwne sygnały sugerujące obecność kogoś jeszcze w budynku. Gdy znajduje w domu ukryty pokój, a w nim szkatułkę z melodią, którą, jak mu się wydawało, sam skomponował nieco wcześniej, jest przekonany o niezwykłości miejsca, w którym przyszło mu mieszkać. Gdy zaś niedługo później ujawnia mu się widmo zatopionego w wannie dziecka, jest już pewien, że dom jest nawiedzony. Wraz z miejscową historyczką (ówczesna żona Scotta, Trish Van Devere) postanawia wyjaśnić tajemnicę tego miejsca.
Zemsta po latach uchodzi za klasyk kina grozy i jest to reputacja, na którą dzieło Medaka zasłużyło dzięki wyjątkowej żywotności w erze VHS – choć mój pierwszy seans odbył się dopiero w tej dekadzie, doskonale znałem ten tytuł z opowieści ówczesnych widzów. Film cieszył się taką popularnością i estymą, że jeden z cwańszych dystrybutorów postanowił to wykorzystać wydając na video Traumę w reżyserii Dario Argento jako Zemstę po latach 2: Uraz, choć fabuł obu tych obrazów zupełnie nic nie łączy.
Zemsta po latach jest bardzo eleganckim horrorem, unikającym makabry na rzecz atmosfery tajemnicy, charakterystycznych dla opowieści o nawiedzonych domach elementów oraz bardzo trzeźwej oceny sytuacji przez głównego bohatera.
Russell nie zachowuje się jak stereotypowa postać z tego typu historii, która z miejsca odrzuciłaby nadnaturalne wyjaśnienie, aby z każdą kolejną sceną jej zdroworozsądkowy światopogląd był systematycznie burzony przez coraz to nowe manifestacje sił nadprzyrodzonych. Nie jest racjonalistą z tytułu, lecz człowiekiem, który racjonalnie stara się wyjaśnić obecność ducha. Scenariusz pomaga odróżnić jedno od drugiego. Russell początkowo szuka źródła tajemniczych dźwięków, zapalanych świateł, otwieranych i zamykanych niewidzialną ręką drzwi, ale bardzo szybko odkrywa, że wszelka oczywista (tj. nie fantastyczna) odpowiedź jest niemożliwa. A skoro tak, po pomoc zwraca się do najodpowiedniejszej według niego osoby – do medium. W tym oraz późniejszych jego czynach i wyborach jest logika, którą trudno odrzucić, choć bierze się ona z przeświadczenia o niepodważalnym istnieniu bytów pośmiertnych. W przypadku głównego bohatera, niedawno jeszcze pogrążonego w żałobie, jest to szansa na pewnego rodzaju odkupienie – choć nie udało mu się uratować żony i córki, być może będzie umiał pomóc dziecku, którego już od dawna nie ma wśród żywych. W jaki jednak sposób rozpoznać cel i intencje ducha?
Polski tytuł oczywiście zdradza to, bezpośrednio odkrywając motyw stojący za niesamowitymi wydarzeniami, ale u Medaka wyrównanie rachunków ma całkiem inny wymiar niż w typowych historiach o duchach. Więcej tu egzystencjalnego niepokoju wywołanego przez fakt, że mściwą zjawą jest dziecko, zaś jej celem osoba wyjątkowo już wiekowa, która prawdopodobnie nie jest nawet świadoma swojej winy. Russell tymczasem staje się kimś więcej niż tylko posłańcem; pełni funkcję sumienia obydwu stron, pragnąc ujawnienia tajemnicy, lecz nie za cenę kolejnej śmierci. Grający go Scott świetnie się czuje jako zdeterminowany i naznaczony piętnem tragedii bohater, choć trudno bać się nam o niego. Po pierwsze, dlatego, że Russell nigdy nie wydaje się być zagrożony – dziwne rzeczy, jakie mu się przytrafiają, bardziej pomagają niż utrudniają jego postaci rozwiązanie zagadki. Po drugie zaś sam Scott swoją aparycją nie przypomina w żadnym momencie ofiary, lecz raczej człowieka potrafiącego wyjść cało z każdej opresji. Tym samym starannie budowane przez reżysera napięcie nie znajduje często podparcia w najważniejszej postaci dramatu.
Nie zmienia to faktu, że Medak potrafi straszyć. Podłoga, drzwi i ściany w nawiedzonym domu przyjemnie skrzypią i trzeszczą, wprowadzając widza we właściwy nastrój, ale im dalej, tym atrakcji jest więcej.
Seans spirytystyczny budzi duże emocje, podobnie przesłuchiwanie taśmy z odgłosami ducha, a pamiętny obraz spadającej ze schodów piłeczki działa na wyobraźnię. Są tu również sceny, które już nieco trącą myszką, jak moment pogoni wózka inwalidzkiego (!) za panią z Towarzystwa Ochrony Zabytków, ale jest ich niewiele. Wydają się być zresztą konsekwencją przyjętego przez twórców założenia, aby opowiedzieć historię z pełną powagą oraz zaangażowaniem, co tylko potęguje absurd niektórych pomysłów. Mimo tego całość poprowadzona jest pewną ręką reżysera, mającego duże oparcie w scenariuszu pełnym niespodzianek, ale też mądrze nie tłumaczącego wszystkich zawiłości fabuły.
To, co najciekawsze w Zemście po latach, wydaje się niejako schowane na drugim planie – pozornie jest to film o odkrywaniu zbrodni, pomocy tym, którzy nie mogą już zabrać głosu. Ale chyba przede wszystkim to opowieść o niemożności porozumienia i niekoniecznie udanej próbie naprawienia przeszłości. Śmierć za śmierć wydaje się logicznym, a wręcz sprawiedliwym wyrokiem martwych nad żywymi, lecz nie tylko główny bohater widzi w tym cokolwiek niepotrzebną puentę. Sama świadomość kłamstwa stojącego u podstaw czyjegoś życia stanowi wystarczającą karę, tym bardziej, że na naprawę tego stanu rzeczy nie ma już czasu.
Dzieło Medaka może wydawać się jedną z tych standardowych opowieści o duchach i starych, nawiedzonych domostwach, które ogląda się już tylko dla samego klimatu. Sposób jednak, w jaki scenarzyści odkrywają kolejne warstwy tajemnicy, sprawia, że Zemście po latach, choć nawiązującej do klasyki gatunku, tak filmowej, jak i literackiej, blisko też do współczesnych horrorów. Zwłaszcza że oglądając dziś tego klasyka, łatwo zauważyć inspiracje w późniejszych, bardziej znanych dokonaniach kina grozy. Obecni twórcy korzystają nie tylko z rozwiązań formalnych, ale zwłaszcza fabularnych – pomysł ze znalezionymi w studniach zwłokami został później wykorzystany w Kręgu, scena seansu z finału Innych jak żywo przypomina tę z filmu ze Scottem, zaś staczająca się po schodach piłeczka była widoczna niedawno w Szeptach i Obecności.
Tych nawiązań jednak nie zauważą ci młodzi ludzie, od których zacząłem ten tekst. Będą żyli w przekonaniu, że to, co obejrzeli w wymienionych, nowszych tytułach jest oryginalne i, być może, doskonałe. Nie życzę im losu jednego z bohaterów Zemsty po latach, którego kłamstwo dopadło pod koniec jego życia, w momencie, gdy już na jakąkolwiek zmianę nie było żadnych szans. Jakkolwiek nieatrakcyjne mogą im się wydać stare filmy, ich jakość niewiele ma do czynienia z czasem, kiedy powstały. Również strach nie patrzy na datę produkcji. Chyba że za prawdziwie przerażający widok uznają niemłodego George’a C. Scotta w czerwonym swetrze.
korekta: Kornelia Farynowska