search
REKLAMA
Nowości kinowe

Zambezia

Filip Jalowski

7 lutego 2013

REKLAMA

Przyznam się do tego, że niektóre filmy oglądam jedynie dla napisania recenzji. Efekty często są opłakane, bo raz na jakiś czas trafia się taki Wieczór panieński, w którym Kirsten Dunst rozmienia się na drobne, infantylny Internat usiłujący zgrywać się na gotyckie kino grozy lub inne ustrosjstwo, o którym – chwalmy Pana – zdążyłem zapomnieć. Zdarzają się jednak i pozytywne zaskoczenia.

Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że afrykańska Zambezia będzie dobrym filmem. Animacja znacząco odstająca od tego, do czego przyzwyczaili nas magicy z Pixara czy DreamWorks na zwiastunach wyglądała nieco odpychająco. Krótkie spoty telewizyjne i kiczowate plakaty również nie napawały optymizmem. A jednak, niespodzianka. Film Wayne’a Thornleya nie jest wprawdzie kolejnym Wall-E czy Odlotem, ale mimo wszystko ogląda się go z uśmiechem na ustach.

Historia Kaia, czyli młodego i ambitnego sokoła, jest typową opowieścią o wkraczaniu w dorosłość. Twórcy nie usiłują być oryginalni, dlatego opierają ją na sprawdzonych i niejednokrotnie docenionych schematach. Czuć w tym wszystkim inspirację bajkami Disneya (w szczególności nieśmiertelnym Królem Lwem), można znaleźć elementy charakterystyczne dla Epoki lodowcowej, cała historia dziwnie przypomina Legendy sowiego królestwa, a momentami wyczuwa się nawet Avatara. Zapożyczenia nie są jednak wadą. Scenariusz skrojony jest w bardzo inteligentny sposób. Mimo tego, że oglądamy historię, która w gruncie rzeczy jest nam dobrze znana, to nie ma miejsca na irytację związaną z powtarzalnością pewnych figur fabularnych. Szybka akcja, charakterystyczni i przekonywujący bohaterowie oraz całkiem przyzwoite wykonanie (na zwiastunach oraz telewizyjnych zajawkach film wygląda dużo gorzej) umożliwiają zaliczenie całkiem udanego seansu.

Wybierając się na Zambezię warto mieć na względzie fakt, że nie jest to kino pokroju „Shreka”. Film nie ma charakteru uniwersalnego, jest skierowany raczej do młodszej widowni. Tłumacze usiłują wprawdzie wpleść w dialogi jakieś drobne aluzje i gierki słowne, które mogłyby przyprawić o uśmiech widzów posiadających dowody osobiste, lecz efekt trudów jest raczej znikomy. Jeśli nie lubimy prostych bajek, w których dobro zawsze pokonuje wszelkie przeciwności, a nikczemne charaktery ponoszą klęskę, to film Thornleya powinniśmy omijać szerokim łukiem. Z drugiej strony, w momencie, gdy potrafimy dostrzec w disneyowskim moralizatorstwie pewien niedefiniowalny czar i urok, to afrykańska opowieść o ptasim królestwie powinna przynieść nam sporo radości.

Zambezię polecam zatem wszystkim rodzicom, którzy zastanawiają się na jaki film zabrać swoją pociechę. W trakcie seansu na pewno nie będzie okazji do zatykania uszu dziecka, a po nim nie pojawi się seria niezręcznych pytań. Widownia dorosła musi być w pełni świadoma tego na co się wybiera. Jeśli chcemy obejrzeć dobrą, prostą i nieźle zrealizowaną bajkę bez podtekstów – zielone światło, jeśli szukamy czegoś innego, to Zambezia z całą pewnością nie jest miejscem, w którym powinniśmy poszukiwania zakończyć.

P.S.

Warto wspomnieć  o tym, że w oryginalnej wersji językowej Zambezia ma całkiem ciekawą obsadę, na którą składają się m.in. Samuel “gram we wszystkim” L. Jackson, Abigail Breslin, Jeff Goldblum i Leonard “Kapitan Spock” Nimroy. Ekipa naprawdę daje radę.

REKLAMA