search
REKLAMA
Nowości kinowe

Z miłości do…

Ewelina Świeca

19 października 2013

REKLAMA

SongForMarionNEWReżyser Paul Andrew Williams, do tej pory twórca thrillerów i horrorów, tym razem skupił się na historii obyczajowej: nakręcił dramat o miłości, nadchodzącej śmierci i próbie poradzenia sobie z poczuciem straty po bliskiej osoby. Reżyser zainspirował się historią swoich dziadków. I ten film z horrorem nic wspólnego nie ma.

Marion i Arthur są brytyjską współcześnie żyjącą parą w podeszłym wieku mieszkającą na osiedlu jednorodzinnych domków. Różnią się od siebie, nierzadko sprzeczają, ale łączy ich długoletnia miłość. Mają syna i wnuczkę. Parę poznajemy w chwili, gdy musi zmierzyć się ze śmiertelną chorobą, która dotknęła Marion. Arthur jest z natury zrzędliwy, krytyczny, ale jednocześnie bardzo troskliwy i kochający dla żony. Ona z kolei nie traci optymizmu, nie ma mowy, by się poddała czy nawet marudziła, bo jest chora. Wszystkie siły angażuje w uczestnictwo w próbach amatorskiego chóru dla emerytów oraz w to, by przekonać Arthura, że zajęcia te są dla niej ważne. Mąż Marion jest sceptycznie nastawiony do prób chóru, które według niego męczą ją, a w dodatku Marion może się ośmieszyć swoim amatorskim śpiewem. Mężczyzna nie rozumie zapału żony, sprzecza się z nią o to, ale mimo wszystko zawozi na próby. Zajęcia prowadzi bardzo zaangażowana oraz optymistyczna Elisabeth (młoda nauczycielka muzyki), która wspiera i dopinguje uczestników prób chóru. Arthur nie przepada za nią. Do tego wszystkiego mężczyzna ma dalekie od ideału relacje z synem, ich spotkania są wymuszone, na granicy kłótni. Marion próbuje jednać ojca i syna. Tak zaczyna się film, który w głównej mierze skupi się na postaci Arthura.

songformarion1

Historię przedstawiono w prosty sposób, bez narracyjnych i montażowych komplikacji oraz urozmaiceń. Scenariusz nas nie zaskoczy, raczej przewidzimy kolejne zdarzenia i posunięcia bohaterów, również zakończenie. Film nakręcony stylem przezroczystym, a ciekawych rozwiązań estetycznych nie uświadczymy. Reżyser odwołuje się do współczucia i uczucia smutku u widzów, które wywołuje historia Marion i Arthura. Żeby oswoić tragedię, pojawiają się nieco weselsze i krzepiące ujęcia, sceny bądź dialogi, oraz oczywiście utwory wykonywane przez grupowego bohatera filmu – chór – chociażby taki hit, jak „Let’s Talk About Sex”. Piosenki służą również wyznaniu sobie uczuć przez główne postacie. Wszelkie „upadki” z życia bohaterów nie dobijają ich ostatecznie, wręcz przeciwnie – bohaterowie biorą się w garść, podnoszą z „upadku”, a nawet poprawiają coś w swoim życiu i zażegnują konflikty.

song_for_marion-filmszene_02

Wzruszenia w dużej mierze pojawią się dzięki dobrym rolom dwójki głównych bohaterów, którzy nieraz zdążyli się już wykazać w kinie: Vanessa Redgrave w roli schorowanej Marion oraz Terence Stamp jako naburmuszony i troskliwy Arthur. Całkowicie nieciekawie wystąpił w roli syna głównych bohaterów Christopher Eccleston. Natomiast Gemma Arterton grająca Elisabeth, prowadzącą chór, jest urocza aż do mdłości.

W ogólnym rozrachunku – ważny, przejmujący temat oraz historia, które są z życia wzięte, bliskie codzienności, ale realizacja filmu bez polotu i raczej długo o tym obrazie pamiętać nie będziemy, nawet jeśli w trakcie oglądania  „Z miłości do…” się wzruszyliśmy.

REKLAMA