Wyścig
Umiejętność stworzenia przejmującego filmu o dyscyplinie sportowej odrzucającej wiele osób ze względu na swą specyfikę, to sztuka niezwykła. Gdy jednak za kamerą staje tak doświadczony reżyser jak Ron Howard, o jakość kinowego rzemiosła nie trzeba się zbytnio obawiać. Wspomniany twórca wprawił się w przelewaniu biografii prawdziwych osobistości na taśmę filmową w takich obrazach jak choćby „Apollo 13”, „Piękny umysł” czy „Człowiek ringu”, zgarniając przy okazji pokaźny zbiór nominacji i równie imponującą ilość statuetek w różnych kategoriach.
Tym razem zaprawiony w bojach reżyser postanowił wziąć na warsztat jeden z najbardziej dynamicznych i jednocześnie najniebezpieczniejszych sportów, tj. wyścigi Formuły 1. O ile dla samego kierowcy zmagania w ciasnym bolidzie przy kosmicznych prędkościach niezaprzeczalnie stanowią istny adrenalinowy trans, tak dla postronnego widza nie rozumiejącego piękna owej rywalizacji jeżdżenie w kółko po parędziesiąt razy może nie budzić zbytnich emocji. Niejednej osobie wydaje się bowiem, iż to właśnie odpicowana do granic możliwości maszyna „odwala” całą pracę, nie pozostawiając wiele miejsca dla czynniku ludzkiego. Takiemu poglądowi kłam zadaje najnowszy film pt.„Wyścig”, dzięki któremu laik w temacie Formuły 1 ma okazję przekonać się o szlachetnej naturze tej stosunkowo młodej, aczkolwiek prężnie rozwijającej się dyscypliny. Dyscypliny niewątpliwie przepełnioną pasją i marzeniami, obejmującą zaciekłą rywalizację tak na torze jak i poza nim, wymagającej nierzadko dużych poświęceń. Te właśnie cechy Formuły 1 w rewelacyjny sposób ukazuje najnowsze dzieło Howarda, czyniąc z niezwykłego starcia dwóch autentycznych kierowców równie niezwykły film.
Jak już zostało nadmienione, historia służąca za podwaliny „Wyścigu” stanowi serię autentycznych zmagań dwóch legend Formuły 1, mianowicie bawidamka Jamesa Hunta (Chris Hemsworth) i rozważnego Niki’ego Laudy (Daniel Brühl). Losy odnoszących największe sukcesy w końcówce lat 70. kierowców przecięły się po raz pierwszy już w niższych szczeblach kariery amatorskiej, gdzie niedostatki bolidowych kaszlaków nadrabiało się niespotykanymi umiejętnościami. Jak można było przypuszczać, dwie tak skrajnie różne osobistości nie przypadły sobie do gustu, co z kolei doprowadziło do stopniowo zaostrzającej się rywalizacji między dwoma mistrzami kierownicy. Gdy ambitny Lauda, działający z precyzją szwajcarskiego zegarka, dostaje się do zespołu Ferrari, lekkoduszny i porywczy Hunt postanawia dotrzymać mu kroku, cudem zdobywając miejsce w konkurencyjnym teamie McLarena. Od tego momentu starcia między odwiecznymi rywalami przeniosą się na pierwszoligowy tor, w którym gra toczy się o najwyższą stawkę…
Ron Howard dokonał rzeczy niebywałej – z historii znanej głównie wielbicielom tematu uczynił pasjonującą opowieść o wzlotach i upadkach, wypraną z przesadnie pompatycznych momentów, doprawioną zaś nienachalnym poczuciem humoru i dużą dozą dramatyzmu. W „Wyścigu” udały się wszystkie elementy składowe – dać o sobie znało reżyserskie doświadczenie Howarda, Zimmer po raz kolejny udowodnił swój geniusz muzyczny, zaś scenarzysta spłodził pieczołowicie dopracowany skrypt ukazujący głównych bohaterów w ciekawy i interesujący sposób. W dodatku między protagonistami iskrzy również dzięki koncertowo odegranym rolom, idealnie skrojonym pod Hemswortha i Brühla.
Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas seansu to fe-no-me-nal-na praca kamery połączona z nieszablonowymi ujęciami wzmacniającymi dynamikę wyścigów. Podczas starć bolidów na torach, mamy okazję ujrzeć zmagania z różnorakich perspektyw obejmujących zarówno widoki z soczewki przylepionej do koła jak również i z obiektywu sunącego za/nad/przed rozpędzoną wyścigówką, nie wspominając nawet o standardowych panoramicznych ujęciach ukazujących większą część toru z lotu ptaka. Nierzadko wspomniane sekwencje urozmaicane są wstawkami przedstawiającymi działanie rozgrzanego do czerwoności silnika, stopniowo „siadającego” układu czy zobrazujące samą pracę rąk kierowcy (kamera umiejscowiona niemalże przy „czterech literach” bohatera). Prawdziwą maestrię stanowią jednak sceny ścigania się w zacinającym deszczu, stanowiącym śmiertelne zagrożenie dla poruszających się z zawrotną prędkością aut. To właśnie dzięki ujęciom z perspektywy pierwszej osoby widz ma namacalną szansę przekonać się jak wielką odwagę (tudzież brawurę) muszą przejawiać największe sławy Formuły 1 decydując się na rywalizację w tak morderczych warunkach. Zaparowana szyba kasku, zerowa widoczność i plucha chlapiąca na twarz kierowcy ukazane zostały w niezwykle sugestywny sposób. Stojąca owacja dla Howarda za idealne odzwierciedlenie poczucia pędu towarzyszącego zawrotnym prędkościom i totalnej bezwładności w momencie kolizji. Dynamika pojedynków na torze dosłownie wbija w fotel, stanowiąc niezaprzeczalną zaletę produkcji.
Doskonałe wrażenia wizualne świetnie dopełnia ścieżka dźwiękowa od muzycznego geniusza, Hana Zimmera. Idealnie dobrane kompozycje udanie budują napięcie w scenach karkołomnych wyścigów, zaś podczas momentów dramatycznych subtelnie grają na emocjach, poruszając do głębi widza oglądającego przejmujący spektakl. Zmagania jednego z bohaterów po mrożącym krew w żyłach wypadku czy sam finał historii mogą skłonić niejednego twardziela do uronienia ukradkiem łezki, w dużej mierze dzięki talentowi i maestrii Zimmera.
Z szablonowej, wydawałoby się, historii, utalentowany scenarzysta Peter Morgan („Ostatni król Szkocji”, „Frost/Nixon”) w tandemie z Howardem wycisnęli wszystkie soki. „Wyścig” przybliża sylwetki obu głównych bohaterów, każdemu z nich poświęcając odpowiednią ilość czasu. Widz ma okazję poznać bliżej zarówno postać pewnego siebie przystojniaka Hunta, wyznającego zasadę carpe diem i zaliczającego piękne dziewoje niczym kolejne okrążenia w wyścigu; jak również i zaznajomić się z osobą bardziej stonowanego, aczkolwiek równie ambitnego Laudy, obdarzonego niezwykłą wiedzą dotyczącą wszelkich konstrukcyjnych meandrów kruchych bolidów. Dzięki odpowiedniemu zarysowaniu postaci, zarówno kierowca McLarena jak i Ferrari mają złożony charakter, unikając jednoznacznych metek typu „Playboy” i „Ciamajda”. Hunt bowiem, pod przykrywką bożyszcza tłumów, zmaga się z ogromnym stresem i oczekiwaniami (patrz: nerwowa zabawa zapalniczką podczas wywiadu), Lauda zaś, pomimo pozornego tchórzostwa, kieruje się zdroworozsądkowymi kalkulacjami, unikając pójścia na żywioł. To właśnie chemia między bohaterami świetnie odegranymi przez Hemswortha i Brühla oraz stopniowy rozwój ich relacji dodają filmowi animuszu. Jak ukazuje „Wyścig”, nawet największe animozje mogą przerodzić się we wzajemny respekt i szacunek, zwłaszcza w obliczu tragicznych wydarzeń.
„Wyścig” to ze wszech miar udana produkcja, nie tylko jak na ramy gatunku biograficznego. Obraz Howarda to godna uwagi propozycja filmowa dla każdego wytrawnego kinomana, niezależnie od powinowactwa z główną tematyką ukazanej historii (Formuła 1…). Rewelacyjna reżyseria z zapierającymi dech ujęciami, pęd zdmuchujący czapki z głów (o ile ktoś siedzi w kinie w czapce), podkreślająca wydźwięk filmu muzyka oraz dobry scenariusz i aktorstwo to największe zalety filmu. W opowieści o zmaganiu dwóch sportowych legend znalazło się miejsce i na momenty śmieszne (cięte gadki Hunta) i dramatyczne, zaś całość idealnie zamyka słodko-gorzkie zakończenie z narratorem z offu.
https://www.youtube.com/watch?v=HPjWmHciU08
Film o czasach, kiedy ludzie siadali za kierownicą szybkiej jak błyskawica trumny trwałej niczym wata na deszczu celem wzajemnej rywalizacji nie mógł być pozbawiony emocji… i, bynajmniej, nie jest. Rzecz nawet dla osób dostających torsji na sam wydźwięk słowa „Formuła 1”. Istna rewelacja.