search
REKLAMA
Archiwum

WRÓG PUBLICZNY NR 1 (2008)

Bogusz Dawidowicz

29 listopada 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Jaques Mesrine jest typem postaci, jakie kochamy najbardziej. Charyzmatyczny, niespokojny duch i inteligentny indywidualista. Mimo iż jest potworem, ma swój prywatny kodeks honorowy, według którego postępuje. Miewa przebłyski autentycznych, głębokich ludzkich uczuć. Na przemian odpycha nas i fascynuje, wymyka się wszelkim schematom. Ukazanie złożoności Mesrina byłoby niemożliwe, gdyby nie brawurowa kreacja Vincenta Cassela, zasłużenie nagrodzona Cezarem. Można się pokusić o stwierdzenie, że momentami obserwujemy spektakl jednego aktora, ale za to jakiego! Często można spotkać się z wyświechtanym sloganem, że „trudno sobie wyobrazić innego aktora w danej roli”, a w tym wypadku to stwierdzenie jest jak najbardziej trafne. Bez wątpienia jest to największe dokonanie w dotychczasowej karierze Cassela.

Sposób narracji, umiejętne dawkowanie napięcia, pełnokrwiste osobowości, strzelaniny, egzekucje, wszystkie te elementy składają się na wspaniałe widowisko i powinny ukontentować każdego konesera gatunku. Dyptyk zachowuje doskonałe proporcje między emocjonującym thrillerem, a studium psychologicznym głównych bohaterów. Przywiązanie twórców do oddania realiów epoki świata przedstawionego wydaje się imponujące. Scenografia, rekwizyty, wszystko to jest najwyższej próby. Reżyser przygotowywał się do tego projektu przez kilka lat, nie dziwi więc fakt, że jest on dopracowany w każdym aspekcie.

Dylogię Wroga publicznego nr 1 należy traktować jako jedno dzieło podzielone na dwa akty ze względu na czas projekcji. Jednakże można wychwycić pewne różnice pomiędzy obiema częściami. Sposób sfilmowania pierwszej, z jej długimi ujęciami, eleganckimi najazdami kamery, przywodzi na myśl klasyczne dzieła gangsterskie z lat 70 – zarówno francuskie, jak i amerykańskie. Druga ma bardziej dynamiczny montaż, operator sięga po kamerę „z ręki”, bardziej tożsamą ze współczesnym kinem opowiadającym o przestępczym półświatku. Oglądamy wówczas kontrolowany chaos, kojarzący się nieco z najlepszymi czasami Guya Ritchiego. Różnice te świetnie odzwierciedlają stan emocjonalny głównego bohatera. W pierwszej odsłonie, mimo iż cały czas żyje na krawędzi, jest pewny swego. W drugiej jego już i tak spaczona psychika wydaje się coraz bardziej niestabilna. Mesrine miota się, wiedząc, że pętla na jego szyi zaciska się coraz bardziej, ale mimo to podąża drogą autodestrukcji.

Brzmi to wszystko jak pean na rzecz tego filmu. Nie może być jednak inaczej. Wróg publiczny nr 1, to jedno z najlepszych, o ile nie najlepsze kino gangsterskie ostatniej dekady. Obraz kompletny, w którym braki dostrzegą jedynie malkontenci. Jest to film dla tych, którzy zmęczeni amerykańskimi produkcjami pragną zasmakować kina europejskiego. Jest to dzieło, które ma siłę wyrazu i uniwersalność historii hollywoodzkich, ale też, co tu ukrywać, klasę i wspaniały klimat starych francuskich filmów. Rok później powstali Wrogowie publiczni Michaela Manna, ale jawią się przy „dziecku” Richeta jak słaby żart. Wróg publiczny nr 1 to po prostu świetny wytwór kinematografii, tym bardziej wart rekomendacji, że w Polsce jest praktycznie nieznany. Warto docenić ciężką pracę, jaką włożono w to nietuzinkowe przedsięwzięcie.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA