search
REKLAMA
Recenzje

WOJENNE DZIEWCZYNY. Paznokcie zrobione? To idziemy na wojnę!

Berenika Kochan

8 marca 2017

REKLAMA

Twórcy Czasu honoru przyzwyczaili nas już do innego obrazu wojny. Wzmocnionego materiałami archiwalnymi, opartego na wydarzeniach prawdziwych, szaro-burego – choć pod względem emocji wręcz tętniącego od barw. Wojenne dziewczyny w porównaniu do starszych kolegów (jeśli brać pod uwagę wiek ekranowy) są jak jaskrawe wydmuszki.

Pielęgniarka Irka bombardowanie Warszawy we wrześniu 1939 przeżywa w pracy. Przeżywa dosłownie, znalazła się kilka kroków od śmierci. Dla Ewki nalot bombowy jest jak los na loterii. Odsiadywała wyrok za kradzieże, a w ramach ewakuacji więźniarki wypuszczane są na wolność… Do tego w huku bomb oświadcza jej się przybyły w luksusowym samochodzie narzeczony. Marysia przyjeżdża do Warszawy w 1941 – chce odebrać od bankiera oddane w depozyt rodzinne pieniądze. A że urodę ma żydowską, podróżuje z fałszywymi dokumentami. Losy kobiet zbiegają się w momencie, gdy wszystkie decydują, że chcą już coś robić. Prócz kręcenia loków i malowania paznokci, rzecz jasna.

Ktoś tu chyba zapatrzył się na Komasę, lecz patrzył nie dość dobrze… Miasto 44, jako w pewnym stopniu fantastyczny obraz powstania warszawskiego, wzbudziło swego czasu spore kontrowersje. Przeciwnicy oskarżali film o szarganie świętości, zwolennicy (witam w klubie) zachwycali się kombinacją dubstepu i sceny bitewno-romantycznej, o jakiej nikt nie śmiał dotąd pomyśleć. Jedno jest pewne: obok ostatniego filmu Komasy nie da się przejść obojętnie, a do Wojennych dziewczyn nie bardzo chce się wracać. Dlaczego?

Mimo że premierowy odcinek zakończył się nagłym zwrotem akcji i, jak to na wojnie, były momenty podwyższonej adrenaliny, napięcie owo nie miało poparcia w umiejętnej grze aktorskiej, nie wynikało z wybitnego scenopisarstwa – to sceny, których można spodziewać się w przeciętnym filmie o tematyce II wojny światowej. Był i szereg niespodzianek, podczas których zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe. Internauci już zwrócili uwagę na mocno nieprawdopodobną scenę na dworcu (jak to możliwe, że funkcjonariusz był sam? Czy w realnym świecie Ewka mogłaby się tak narazić dla obcej osoby?), śmieszą ich również sztuczne dialogi (patrz: gestapowcy w domu ojca Marysi). Z kolei moim faworytem są pomalowane na krwistą czerwień paznokcie i usta Ewki. Intensywna czerwień krwi i szary dym wybuchów to zresztą jedyne oznaki wojny w premierowym odcinku – bez tego można by pomyśleć, że bohaterki wybrały się na spacerek, a z Niemcami piją herbatkę.

To chyba nie będzie obraz wojenny, na pewno nie historyczny ani dramat. Wojenne dziewczyny zapowiedziały się jako serial fabularny o kobietach, i mam wrażenie, głównie dla kobiet – sugerują to również reklamy sponsorów. W kolejnych odcinkach spodziewam się ploteczek, romansów, od czasu do czasu jakiejś małej strzelaniny.

Z chęcią serial o kobietach broniących Warszawy potraktowałabym poważnie, po solidnym Czasie honoru naprawdę go oczekiwałam. Wydaje mi się jednak, że twórcy Wojennych dziewczyn nie doceniają kobiet – i bohaterek wojennych, i tych przed telewizorami. Można o wojnie opowiedzieć w kolorze i z humorem. Po tym, co zrobił Komasa, można by było połączyć naloty bombowe z inwazją kosmitów, nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba się przyłożyć i temat czuć – tu zalatuje sztucznością.

Choć nie stawiam na Wojennych dziewczynach grubej krechy. Mając na uwadze wywołujący ciarki Czas honoru, mam nadzieję, że jeszcze się wyrobią.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA