search
REKLAMA
Cannes 2021

WHERE IS ANNE FRANK. Mur ze snów

“Where is Anne Frank” proponuje intrygującą wizualnie reprezentację czasu wojny, ale na poziomie samego tekstu pozostaje na doskonale rozpoznanym terytorium.

Maciej Niedźwiedzki

11 lipca 2021

REKLAMA

Nazistowskie wojska maszerują po ulicach Amsterdamu. Nawet z bliska nie wyglądają jak ludzie. Czarna szata i postura Dartha Vadera a twarz zakryta białą maską Michaela Myersa. Nastoletnia Anne Frank razem z siostrą i rodzicami ukrywa się w sekretnych pomieszczeniach w jednej z kamienic. Wojna nabiera rozpędu, deportacje, wywłaszczenia i łapanki to codzienność. Nocami przez okno dachowe widać ostrzeliwujące się samoloty. Nie tak tytułowa bohaterka wyobrażała sobie wkraczanie w dorosłość. Z zakazem wejścia do kina, do sklepu, do teatru, w ukryciu, wobec nagle znikających znajomych, w samotności. Właśnie to ostatnie uczucie skłania ją do prowadzenia dziennika. W nim swoje wpisy i relacje adresuje do wyimaginowanej przyjaciółki, Kitty.

Animacja Ariego Folmana (Walc z Baszirem, Kongres), narracyjnie rozpisana jest na kilka splecionych ze sobą i uzupełniających się poziomów. We współczesnym metafizycznym wątku podążamy za Kitty. Ta magicznie wypływa z muzealnego dziennika Anny. Dziewczyna poszukuje odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule filmu. Zmierzyć się będzie musiała z tragiczną nowiną z przeszłości oraz z realiami nowoczesnego miasta XXI wieku. Retrospektywna partia Where is Anne Frank sięga do lat 40., będąc relacją z wojennych losów rodziny Franków. Każdy kolejny dzień to coraz mniej pożywienia, coraz bardziej odczuwalna jest polityczne ostrze, coraz duszniej i ciaśniej jest w klaustrofobicznym azylu.

Trzecią strukturalną osią filmu Folmana są wizje, ucieczki w wyobraźnię, wspomnienia i baśniowe sny. To tu wolna Anne obejmie uwielbianego Clarka Gable’a. Wyśni triumfalną bitwę z niemiecką armią. Po jej stronie nie tylko może liczyć na wsparcie hollywoodzkich gwiazd, ale również gryfów i jednorożców. Gdy Anne przeżywa najcięższe chwile, jej wyobraźnia wskakuje na wyższe obroty. Im bardziej obezwładniający strach, tym silniejsza z jej strony reakcja. Niejeden obraz, niejedna sekwencja z Where is Anne Frank może na długo zapaść w pamięć. Czy to zmierzające do piekła pociągi, obozowi strażnicy wielkości nowojorskiej statuy wolności czy zbliżenia na wściekle szczekający psy. Folman konsekwentnie utrzymuje wrażenie osaczenia, bezradności i bycia obserwowanym.

Where is Anne Frank

Where is Anne Frank proponuje intrygującą wizualnie reprezentację czasu wojny, ale na poziomie samego tekstu pozostaje na doskonale rozpoznanym terytorium. Kolejki przed sklepami, grupowe nasłuchiwanie radiowych wiadomości o działaniach aliantów, porozbijane sklepowe witryny. Na tym polu Folman nie poszukuje mniej popularnych ujęć, rozwiązań i kompozycji. Korzysta z ugruntowanego, wyeksploatowanego symbolicznego uniwersum. Animowana kreska, jak w każdym przypadku, nadaje historii nieco umowności. Niemniej Folman zbyt często jest to inscenizacyjnie wtórne i narracyjnie zachowawcze. Waga wydarzeń na pewno ciąży, determinuje konkretny język i konkretny ton. Mam jednak wrażenie, że reżyser przechodzi obok widza a nie walczy o jego uwagę.

Poszukiwanie Anny przez Kitty ma łączyć się, odbijać i korespondować z losami autorki dziennika. Wojsko już nie wywozi bydlęcymi wagonami ludzi do obozów. Teraz policja brutalnie ściąga z ulic bezdomnych i przetrzymuje ich na komisariatach. Systemowy nacisk na imigrantów sprawia, że ci ukrywają się nieogrzewanych postindustrialnych magazynach. Bez szans na pracę, bez dostępu do wody i jedzenia, bez tożsamości, bez żadnych perspektyw na przyszłość.

Ari Folman buduje analogię, może aż nadto czytelną, między wtedy i teraz. Dochodzi bowiem do tych samych zjawisk i tych samych wykroczeń. W jego oczach oczywiście doszło do pewnej zmiany. Jest lepiej, jest zwyczajniej, jest bezpieczniej. To jednak ciągle zdecydowanie za mało a przed nami jeszcze ogromna ilość pracy. I nie chodzi w niej o wznoszenie kolejnych szkół imienia Anny Frank, szpitali imienia Anny Frank, teatrów imienia Anny Frank, mostów imienia Anny Frank czy bibliotek imienia Anny Frank. W tych jedynie symbolicznych działaniach, jak przekonuje Ari Folman, nieobecne jest humanitarne przesłanie jej dzienników.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA