WHERE IS ANNE FRANK. Mur ze snów
Nazistowskie wojska maszerują po ulicach Amsterdamu. Nawet z bliska nie wyglądają jak ludzie. Czarna szata i postura Dartha Vadera a twarz zakryta białą maską Michaela Myersa. Nastoletnia Anne Frank razem z siostrą i rodzicami ukrywa się w sekretnych pomieszczeniach w jednej z kamienic. Wojna nabiera rozpędu, deportacje, wywłaszczenia i łapanki to codzienność. Nocami przez okno dachowe widać ostrzeliwujące się samoloty. Nie tak tytułowa bohaterka wyobrażała sobie wkraczanie w dorosłość. Z zakazem wejścia do kina, do sklepu, do teatru, w ukryciu, wobec nagle znikających znajomych, w samotności. Właśnie to ostatnie uczucie skłania ją do prowadzenia dziennika. W nim swoje wpisy i relacje adresuje do wyimaginowanej przyjaciółki, Kitty.
Animacja Ariego Folmana (Walc z Baszirem, Kongres), narracyjnie rozpisana jest na kilka splecionych ze sobą i uzupełniających się poziomów. We współczesnym metafizycznym wątku podążamy za Kitty. Ta magicznie wypływa z muzealnego dziennika Anny. Dziewczyna poszukuje odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule filmu. Zmierzyć się będzie musiała z tragiczną nowiną z przeszłości oraz z realiami nowoczesnego miasta XXI wieku. Retrospektywna partia Where is Anne Frank sięga do lat 40., będąc relacją z wojennych losów rodziny Franków. Każdy kolejny dzień to coraz mniej pożywienia, coraz bardziej odczuwalna jest polityczne ostrze, coraz duszniej i ciaśniej jest w klaustrofobicznym azylu.
Trzecią strukturalną osią filmu Folmana są wizje, ucieczki w wyobraźnię, wspomnienia i baśniowe sny. To tu wolna Anne obejmie uwielbianego Clarka Gable’a. Wyśni triumfalną bitwę z niemiecką armią. Po jej stronie nie tylko może liczyć na wsparcie hollywoodzkich gwiazd, ale również gryfów i jednorożców. Gdy Anne przeżywa najcięższe chwile, jej wyobraźnia wskakuje na wyższe obroty. Im bardziej obezwładniający strach, tym silniejsza z jej strony reakcja. Niejeden obraz, niejedna sekwencja z Where is Anne Frank może na długo zapaść w pamięć. Czy to zmierzające do piekła pociągi, obozowi strażnicy wielkości nowojorskiej statuy wolności czy zbliżenia na wściekle szczekający psy. Folman konsekwentnie utrzymuje wrażenie osaczenia, bezradności i bycia obserwowanym.
Where is Anne Frank proponuje intrygującą wizualnie reprezentację czasu wojny, ale na poziomie samego tekstu pozostaje na doskonale rozpoznanym terytorium. Kolejki przed sklepami, grupowe nasłuchiwanie radiowych wiadomości o działaniach aliantów, porozbijane sklepowe witryny. Na tym polu Folman nie poszukuje mniej popularnych ujęć, rozwiązań i kompozycji. Korzysta z ugruntowanego, wyeksploatowanego symbolicznego uniwersum. Animowana kreska, jak w każdym przypadku, nadaje historii nieco umowności. Niemniej Folman zbyt często jest to inscenizacyjnie wtórne i narracyjnie zachowawcze. Waga wydarzeń na pewno ciąży, determinuje konkretny język i konkretny ton. Mam jednak wrażenie, że reżyser przechodzi obok widza a nie walczy o jego uwagę.
Poszukiwanie Anny przez Kitty ma łączyć się, odbijać i korespondować z losami autorki dziennika. Wojsko już nie wywozi bydlęcymi wagonami ludzi do obozów. Teraz policja brutalnie ściąga z ulic bezdomnych i przetrzymuje ich na komisariatach. Systemowy nacisk na imigrantów sprawia, że ci ukrywają się nieogrzewanych postindustrialnych magazynach. Bez szans na pracę, bez dostępu do wody i jedzenia, bez tożsamości, bez żadnych perspektyw na przyszłość.
Ari Folman buduje analogię, może aż nadto czytelną, między wtedy i teraz. Dochodzi bowiem do tych samych zjawisk i tych samych wykroczeń. W jego oczach oczywiście doszło do pewnej zmiany. Jest lepiej, jest zwyczajniej, jest bezpieczniej. To jednak ciągle zdecydowanie za mało a przed nami jeszcze ogromna ilość pracy. I nie chodzi w niej o wznoszenie kolejnych szkół imienia Anny Frank, szpitali imienia Anny Frank, teatrów imienia Anny Frank, mostów imienia Anny Frank czy bibliotek imienia Anny Frank. W tych jedynie symbolicznych działaniach, jak przekonuje Ari Folman, nieobecne jest humanitarne przesłanie jej dzienników.