MCCABE I PANI MILLER Roberta Altmana
Western to gatunek filmowy, który podzielić można na wiele podkategorii. Z jednej strony wyszczególnić możemy pewne kryteria tematyczne (western zemsty, prawa i porządku, bydlęcy), z drugiej istnieje możliwość podziału ze względu na typy bohaterów (western łowców głów, ranczerów, szeryfów).
Jeśli McCabe i pani Miller Roberta Altmana miałbym określić według tego drugiego klucza, nazwałbym go klasycznym westernem dziwek.
Nie od dziś bowiem wiadomo, że prostytutki odegrały w długiej historii tego gatunku niebagatelną rolę. Nie tylko występują na drugim planie niemal każdego westernu, ale często stają się bohaterkami i katalizatorami fabuły (jak w Bez przebaczenia Clinta Eastwooda z 1992 roku). Film Altmana jest jednak jednym z niewielu, w których dziwka nie tylko staje się pełnoprawną postacią pierwszego planu, nie tylko zapracowuje na swoje miejsce w tytule, ale nawet przewyższa swojego partnera.
Na swój sposób jest więc McCabe i pani Miller dziełem o wydźwięku feministycznym, oczywiście w ramach rygorystycznie zdefiniowanego gatunku.
Nie chcąc obrazić żadnej damy – ani spośród tych ekranowych, ani spośród czytelniczek – spieszę z wyjaśnieniem, iż ewentualne pejoratywne określenia najstarszej kobiecej profesji pojawiające się w tym tekście nie są wynikiem poglądów autora, a jedynie chęcią odzwierciedlenia postawy męskich bohaterów westernu wobec prostytutek. Nie sposób polemizować bowiem ze stwierdzeniem, że kobiety w zdecydowanej większości historii rozgrywających się na Dzikim Zachodzie przedstawiane były w sposób krzywdzący, instrumentalny, urągający nie tylko urodzie, ale i inteligencji wielu kobiecych bohaterek. Były od tej reguły chlubne wyjątki, jak choćby Johnny Guitar z 1954 roku czy mający premierę sześćdziesiąt lat później The Homesman, jednak powszechny wizerunek westernowych dam nie był najkorzystniejszy.
McCabe i pani Miller to film, który wywraca tę sytuację do góry nogami. Nie ma tu bowiem silnych, szlachetnych bohaterów czy szalonych, zdolnych do wszystkiego złoczyńców. Mężczyźni w filmie Altmana przedstawieni są negatywnie – jako kłamcy, tchórze i nieudolni przedsiębiorcy. Ba! Nawet mający budzić postrach zabójca daje się podejść w dziecinny sposób. W tym specyficznym westernie, który sam reżyser nazywał raczej antywesternem, wiele konwencji zostaje przełamanych lub wręcz odwróconych, przez co McCabe i pani Miller nie jest – jak wiele klasycznych opowieści z Dzikiego Zachodu – filmem o męstwie i bohaterstwie, lecz o słabości i oportunizmie. To kobiety – a zwłaszcza tytułowa pani Miller, przedsiębiorcza burdelmama – noszą spodnie w tej historii i potrafią same o siebie zadbać. Prostytutki w Altmanowskim antywesternie nie tyle służą mężczyznom, co sterują nimi za pomocą swych seksualnych przymiotów. Bawią się nimi, wyciągając z nich wszystkie z trudem zarobione pieniądze – oni zaś pozostają bezbronni wobec nawet mocno wątpliwych kobiecych wdzięków.
Już sam punkt wyjścia dla historii opowiedzianej McCabe i pani Miller ma niewiele wspólnego z westernowym etosem.
Nie uświadczymy tu mężnych kowbojów pędzących bydło przez bezdroża Dzikiego Zachodu ani szeryfa walczącego z gangiem rewolwerowców terroryzujących małe miasteczko. Tytułowy bohater (Warren Beatty) to cyniczny drobny kanciarz, który ma ambicje, by zbudować dom publiczny w miasteczku Presbyterian Church. Zupełnie nie zna się jednak na prowadzeniu interesów i choć udaje wielkiego przedsiębiorcę, jest zmuszony skorzystać z pomocy doskonale orientującej się w biznesie prostytutki Constance Miller (Julie Christie). Dzięki tej współpracy dom uciech zaczyna znakomicie prosperować, przez co zwraca uwagę możniejszych inwestorów. Gdy propozycja wykupu interesu przez bogatego właściciela kopalni spotyka się z odmową, McCabe znajduje się na celowniku płatnych zabójców. Sposób, w jaki radzi sobie z tą sytuacją, jest ostatecznym dowodem jego nieudolności i niespełniania kryteriów męskości – zwłaszcza tych ustalonych przez konwencję westernu.
W McCabe i pani Miller mamy tylko jedną wybitną kreację aktorską – i nie jest to rola będącego wówczas na topie Beatty’ego.
Julie Christie zdobyła za swą rolę nominację do Oscara, a fakt, że najjaśniejszym punktem tak amerykańskiego gatunku jak western, jest Brytyjka, jest kolejnym dowodem na przewrotność dzieła Altmana. Przełamuje on stereotypowe postrzeganie tego gatunku także poprzez osadzenie akcji nie na wysuszonej, gorącej prerii, lecz w pokrytym śniegiem, ukrytym w górach Waszyngtonu miasteczku górniczym. W McCabe i pani Miller western zostaje zdekonstruowany, ale nie po to, by ośmieszyć gatunek, lecz by zwrócić uwagę na niezwykłe ikonograficzne i ideologiczne bogactwo tkwiące w tym zjawisku filmowym.
korekta: Kornelia Farynowska