W sprawie Susan Sontag – 30. WFF
Dokumenty usiłujące przedstawić życie jednego bohatera – od narodzin, aż po śmierć – bardzo często wpadają w pułapkę, stając się tym samym bezrefleksyjnymi laurkami. Najczęściej dzieje się tak wtedy, gdy bohater jest osobą znaną i docenioną, umiera pozostawiając po sobie spuściznę, która przetrwa przez kolejne dekady. O Susan Sontag napisano już niejedną rozprawę doktorską. Jej głos bez wątpienia nadawał ton współczesnej humanistyce. Mimo tego, że intelektualna dominacja Sontag przypadła na wcześniejsze lata jej życia, to z jej zdaniem liczono się aż do śmierci (2004). Nancy Kates, reżyserka filmu W sprawie Susan Sontag doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jej dokument, mimo zdecydowanie afirmatywnego charakteru, wymyka się jednak z pułapki tworzenia bezmyślnego pomnika. Dzieje się tak głównie za sprawą jego głównej bohaterki, która po prostu broni się sama. Okazuje się, że Sontag jest intrygująca na ekranie tak samo, jak na zapisanej kartce papieru.
W filmie Kates usłyszymy oczywiście o najgłośniejszych pracach myślicielki, znajdzie się słówko na temat jej badań nad kampem, metaforyką choroby czy fotografią. W sprawie Susan Sontag nie jest jednak suchym wykładem przybierającym postać bryka z twórczości humanistki. Reżyserka nie koncentruje się na jej pracach, interesuje ją osoba. Sontag jako człowiek uwikłany w takie same problemy, jak każdy z nas. Sontag poszukująca akceptacji, miłości, sposobu na przezwyciężenie mnożących się w jej życiu problemów oraz frustracji. Jej portret odmalowuje dzięki archiwalnym wywiadom oraz rozmowom z osobami, które znacząco wpłynęły na życie bohaterki. Jej kolejni przyjaciele, partnerzy oraz partnerki opowiadają o tym, jaka była Sontag w życiu prywatnym, poza wypełnionymi po brzegi audytoriami największych uniwersytetów.
Jak często bywa, tak i w tym przypadku za wyjątkowym umysłem, który pozwalał Sontag wychodzić cało z najbardziej zaciętych teoretycznych sporów, kryje się osoba nieustannie poszukująca własnej tożsamości, bijąca się z myślami, niepewna. Życie pisarki to szereg kolejnych masek, które skrzętnie przysłaniają jej prawdziwe oblicze, dalece bardziej wrażliwe, aniżeli to, które funkcjonuje w szeroko pojętej kulturze. Inna była Sontag dla mediów i intelektualnej bohemy swoich czasów, inna dla dawnych przyjaciół, jeszcze inna dla partnerek, w tym tej najważniejszej – Annie Leibovitz.
Kates stara się być uczciwa, choć ciężko nie odnieść wrażenia, że w trakcie seansu stajemy się świadkami tworzenia czy też umacniania pewnego mitu. Mitu osoby wybitnej, ale i zagubionej, geniusza, który nieustannie płaci za swój nieprzeciętny intelekt. Dobór fragmentów prac Sontag, odpowiedni wybór jej wypowiedzi i nakierowywanie rozmówców na konkretne tematy zdecydowanie dążą do tego, aby przedstawić postać znajdującą się w nieustannej walce, postać złożoną ze ścierających się ze sobą przeciwieństw. Dzięki temu W sprawie Susan Sontag staje się bardzo angażującym widowiskiem, które nie ogranicza się jedynie do bicia pokłonów (niektóre refleksje na temat życia i temperamentu aktorki potrafią być dosyć gorzkie). Ciężko zorientować się jednak, ile w tym wszystkim prawdziwej Susan Sontag, a ile reżyserskiej kreacji Kates. Czy jest to zarzut? I tak, i nie. Bajki o obiektywizmie możemy odłożyć na półkę. Jeśli ktoś opowiada nam historię czyjegoś życia, zawsze robi to ze swojej perspektywy. Kates opowiada o jej Susan Sontag. Naszym zadaniem jest natomiast odnaleźć w filmie swoją bohaterkę.