W POKOJU OBOK. Kobieta na skraju śmierci [RECENZJA]
Recenzujemy najnowszy film Pedro Almodóvara, który zwyciężył w głównym konkursie tegorocznego festiwalu w Wenecji. Ale czy słusznie? Czy to naprawdę dobry wybór?
W swoim najnowszym filmie Almodóvar z gracją opowiada tu o umieraniu, udowadniając, że śmierć nie musi mieć żadnych negatywnych konotacji. Bohaterka Tildy Swinton: Ingri uczy się godzić z umieraniem, a nawet szukać w tym pozytywów – choćby tego, że może odejść na własnych zasadach, bez przechodzenia przez trudy choroby i tracenia kontroli nad swoim ciałem. Choruje na raka, ale nie chce uczestniczyć w procesie chemioterapii. Zamiast tego woli pożyć pełnią życia i skorzystać ze swojego ostatniego miesiąca lub dwóch, zanim faktycznie popełni samobójstwo i pożegna się z tym światem. W żegnaniu się ze swoim jestestwem pomaga jej spotkana po latach Martha, tu odgrywana przez Julianne Moore.
W pokoju obok wygląda jak pewnego rodzaju projekcja zbioru przemyśleń, który pochodzi prosto z nieokrzesanego umysłu Hiszpana. Pod tym względem film reżysera działa wręcz idealnie – kusi swoją subtelnością, dając nam przy tym powabny aromat życia. Po tym seansie aż chce się żyć i korzystać z każdego dnia, póki jest nam jeszcze dane.
W pokoju obok nie działa jednak na pozostałych płaszczyznach, głównie tych storytellingowych – scenariopisarstwo leży u Almodóvara, a jest to prawdopodobnie wina rozpisanych dialogów. Jak się okazuje, to pierwszy film pełnometrażowy reżysera w języku angielskim – znajomość tego faktu pozwala nam zrozumieć masę potknięć, które (niestety) zdarzyły się w tym nierównym tytule. Główny zarzut jest taki, że tę kameralną historyjkę o dwóch empatycznych bohaterkach ogląda się jak zaginiony odcinek Trudnych spraw lub innego polskiego programu pokroju Dlaczego ja?. Część kwestii wygląda tak, jakby była pisana przez dwunastolatka, a do tego nie pomagają – nierzadko sztuczne – reakcje dwóch głównych aktorek. Rozmawiają one niczym papierowe postaci, a do ich dialogu wkrada się naprawdę wiele sztuczności.
Może jest to związane z tym, w jaki sposób Almodóvar prowadził swoje aktorki, a także jakie dokładnie wskazówki im dał. Jedno jest jednak pewne – jego kobiece bohaterki nie rozmawiają tak, jak na normalnych ludzi przystało, co nie pomaga nam w pełni „poczuć” ukazanej przez reżysera opowieści. Każda z tych „nieudanych” kwestii lub „przeszarżowanych” reakcji prawdopodobnie pasowałaby w hiszpańskim języku, machinalnie kojarzyłaby się nam bowiem z taką estetyką hiszpańskiej telenoweli. A tak to jest, jak jest – piękny temat przegrywa z niedoskonałą realizacją.
Na koniec posłużyłbym się systemem oceniania z magazynu „Little White Lies”, który, w skali 1–5 gwiazdek, ocenia trzy etapy obcowania z danym dziełem. Jeśli chodzi o oczekiwania wobec nowego filmu hiszpańskiego reżysera, myślę, że moglibyśmy dać 1 lub 2 punkty. Nie oszukujmy się: twórcy starszej daty zazwyczaj „nie dowożą”, czyli nie zaskakują projektami, od lat bowiem nie są już w swojej twórczej formie. Niestety – taki mamy klimat i tak działa artystyczna kolej rzeczy.
Jeśli chodzi o kolejną kategorię, czyli samo doświadczenie z oglądania danej produkcji i frajdę z tym związaną, W pokoju obok powinno otrzymać 2/5 gwiazdek. To przede wszystkim dłużąca się rzecz, która jest takim typowym (prze)gadanym kinem, w tym przypadku w żadnym stopniu niebroniącym się dialogami. Trzeba jednak Almodóvarowi przyznać jedno – jakoś ten film z nami zostaje na dłużej, dlatego postseansowe wrażenia i emocje z nim związane trzeba słusznie ocenić na 3 gwiazdki na 5. I może to właśnie dlatego trzeba samemu skonfrontować się z nowym dziełem Hiszpana i zastanowić się, czy jest to hit, czy może właśnie jednak kicz.