Drugi film rzadko bywa łatwy, zwłaszcza jeśli następuje po mocnym debiucie. Paradoksalnie sukces pierwszego filmu może stać się sporym ciężarem, nakładając dodatkową presję na wciąż niedoświadczonego filmowca. Tak, jak się zdaje, jest w przypadku Gustava Möllera, który zabłysnął swoim pierwszym pełnym metrażem Winnymi – nie tylko obsypanymi nagrodami i znakomitymi recenzjami, ale nawet szybko zremake’owanymi na rynek amerykański z topową obsadą, co jest sporym wyróżnieniem dla młodego reżysera. Teraz przyszedł jednak czas pójść naprzód i udowodnić, że trzymający w napięciu kameralny thriller nie był przypadkiem.
Ukryty motyw, drugi film Szweda, ponownie stawia na kameralną scenerię i osadzenie akcji w środowisku służb mundurowych. Tym razem jednak zamiast policyjnego call center mamy więzienie, a w miejsce funkcjonariusza po przejściach skupioną na swojej pracy strażniczkę. Eva wydaje się znakomicie poukładana w surowej, więziennej rzeczywistości – ma wzorową kartotekę, szacunek współpracowników i sympatię podopiecznych, z którymi realizuje zajęcia resocjalizacyjne. Wszystko zmienia się, gdy składa podanie o przeniesienie do oddziału z podwyższonym rygorem, jak się szybko okazuje pod wpływem nowoprzybyłego osadzonego odsiadującego wyrok za zabójstwo. Eva wywraca stabilność swojego życia w więzieniu i zaczyna niebezpieczną grę, w której udział bierze groźny Mikkel.
Möller powoli odkrywa karty, stopniowo rozszerzając ogląd motywacji i emocji Evy, dopiero z czasem wyjawiając jej rzeczywiste intencje, którym przyświeca motyw zemsty. Po drodze dochodzi też do kilku interesujących przesunięć relacji władzy pomiędzy strażniczką a więźniem. Interesujących, choć mało realistycznych – co prawda skandynawski system penitencjarny bywa z naszej perspektywy nieszablonowy, ale nie na tyle, by możliwa była intryga przedstawiona w Ukrytym motywie. Tu tkwi zasadniczy problem. Scenariusz Möllera i Emila Nygaarda Albertsena celuje w szersze etyczno-psychologiczne refleksje o winie, zemście i wybaczeniu, ale wyraźny brak prawdopodobieństwa, który serwują u samych podstaw swojej historii trochę przeszkadza. W konsekwencji im dalej, tym narracyjna konstrukcja bardziej się chwieje, mimo, że tworzy interesujący klimat.
Pod względem psychologicznego napięcia i postępującej duszności atmosfery Ukryty motyw w zasadzie nie ustępuje debiutanckim Winnym. Realizacja jest precyzyjna, a główna rola Sidse Babett Knudsen, podobnie jak ta towarzyszącego jej w roli Mikkela Sebastiana Bulla to rzetelna robota aktorska. Möller z pewnością pokazuje swoim drugim filmem solidny fach, a także ambicje, by szukać swoimi filmowymi historiami ciekawych przestrzeni. W aspekcie znaczeniowym widać wyraźne inspiracje kinem braci Dardenne i aspirowanie do niego. Jeśli Winni byli szczególnym połączeniem nasyconego refleksją kina psychologicznego i trzymającego w napięciu gatunkowca, można było z nich wytyczyć dwie drogi rozwoju twórcy. Moralne wzmożenie Ukrytego motywu, jego meandrowanie w psychologicznych zakamarkach i grane na wysokich nutach puenty sytuują szwedzkiego reżysera dużo mocniej w kontekście kina festiwalowego niż rozrywki kierowanej na szersze, międzynarodowe wody. Innymi słowy, Ukryty motyw powinien ugruntować pozycję Möllera jako nazwiska na mapie współczesnego kina Europy, ale raczej nie skłoni Hollywood do nakręcenia amerykańskiej wersji.
Czytany jako deklaracja artystycznego kierunku Ukryty motyw to rzecz solidna i wywołująca emocje, na których twórcom zależy. Warto byłoby jednak, by w kolejnych projektach Möller i Albertsen popracowali nad życiowymi fundamentami historii, która okazuje się w ich najnowszym filmie zbyt wydumana na poziomie konstrukcji przyczynowo-skutkowej, a w konsekwencji nieco przestrzelona. Brakuje więcej tego, co było siłą Winnych – przyziemności i surowego skupienia na człowieku z krwi i kości. W Ukrytym motywie mimo interesująco zbudowanych postaci zbyt często przedkładają efektowność nad ekonomię narracyjną, czasem serwując fabularne zwroty dla samych zwrotów.
Pomimo powyżej zasygnalizowanych mankamentów Ukryty motyw potwierdza talent Gustava Möllera do konstruowania pełnych napięcia i podtekstów opowieści, które nie tylko trzymają na krawędzi fotela (przynajmniej przez większą część seansu), ale i pobudzają do zastanowienia się nad fundamentalnymi kwestiami. Całość jest brutalna, szorstka, ale niepozbawiona wrażliwości w spojrzeniu na poszczególne postacie, które wymykają się powierzchownym osądom. Warto troszeczkę zawiesić niewiarę i wejść do wykreowanej w szwedzko-duńskim filmie historii, by na własne oczy doświadczyć zawiłej trajektorii psychologicznej opowieści o Evie i Mikkelu, a także po prostu czerpać satysfakcję z jakościowej filmowej realizacji. Möllera na pewno warto śledzić w kolejnych projektach i trzymać kciuki, by po pewnych korektach dostarczył nam filmy, które można bez gwiazdek stawiać obok Rosetty czy Syna.