Tydzień z Nolanem – MROCZNY RYCERZ POWSTAJE
Maciej Niedźwiedzki
Ostatnia pół godziny The Dark Knight Rises to jedno z najgorszych trzydziestu minut w dziejach kina. Przez wcześniejsze dwie godziny jest naprawdę dobrze. Przymknę nawet oczy na kilka elementów dla mnie wątpliwych: sposób wyeliminowania policji i wygląd sterroryzowanego Gotham, które w takim warunkach, powinno się przemienić w ogromne Narrows – znane z Batman Begins. Wtedy Mroczny Rycerz powstaje prezentowałby sie znacznie bardziej ponuro – znacznie lepiej. Mogę również wytłumaczyć małą ilość czasu ekranowego oddanego Batmanowi (to odważna decyzja, która ogólnie się sprawdza). Nie boli mnie tak bardzo nachalne eksploatowanie mało efektownego, wręcz nudnego Bat-samolotu, ani niektóre fabularne dziury. Żałuję również, że Batman ani razu w tym filmie nie lata z pomocą swojej peleryny – wiem, że to brzmi trochę dziecinnie, ale uwielbiam, gdy on to robi – to jedna z najbardziej podniosłych i jednocześnie groźnych figur jaką przyjmuje ten superbohater. To wszystko jeszcze potrafię wyjaśnić koncepcją artystyczną, której tym razem mogłem nie zrozumieć. Nie umiem jednak usprawiedliwić ostatniego aktu tego filmu. Tego scenopisarskiego lenistwa i roboty na „odwal się”. Tego w jaki sposób żegnamy się z potężnym Banem, tego jak opuszcza nas Miranda Tate. Mniejsza z tym, że w moim odczuciu ta bohaterka generalnie jest nijaka. Istotne jest, że ta postać okazuje się ważna dla Nolana, a ten kompletnie nie wie co z nią zrobić. Nie znoszę tego przeklętego pościgu za BOMBĄ… aaaa, szkoda pisać więcej. Nie chce mi się. Dokładnie tak samo jak nie chciało Nolanowi. 6/10
Szymon Pajdak
Pamiętam, że pierwszy seans zakończył się u mnie opadem szczęki, jednak każdy kolejny seans utwierdzał mnie w tym, że początkowy zachwyt spowodowany był raczej atmosferą premiery i salą IMAX pełną ludzi, aniżeli faktyczną wielkością filmu Nolana. Dziury scenariuszowe są ogromne, Batman pojawia się chyba na 15 minut MAX, jeden z najciekawszych przeciwników Człowieka Nietoperza, który zresztą został świetnie zinterpretowany przez Toma Hardy’ego został sprowadzony do roli pomagiera i wreszcie końcówka. Coś co sprawiło, że momentami przypomina mi się serial z Adamem Westem, w ostatniej scenie brakło komiksowego napisu KABOOOM. No i nie możemy zapomnieć o najgorszej scenie śmierci w historii kina. Nie wiem co się stało, że po dwóch świetnych filmach Nolan skończył tą trylogię tak fatalnie. Może miał już dosyć Batmana? 5/10
Jan Dąbrowski
Poparty dwiema poprzednimi produkcjami o Mrocznym Rycerzu ostatni film z trylogii Nolana wypromował się sam. Zachwyty nad nowoczesnym, “realistycznym” i pomysłowym ujęciem tematu utwierdziły większość widzów w przekonaniu, że po dwóch dobrych filmach zamknięcie historii o Batmanie musi być wydarzeniem niebywałym. Zasadniczo tak było, a premierowy seans pozostawił mnie w kilkugodzinnej euforii. O sile ładunku emocjonalnego serii świadczyć może fakt, że po obejrzeniu całej trylogii ze znajomymi, część z nich zalała się łzami po zakończeniu trzeciej części. To dość jaskrawy przykład oddziaływania na widza, a na polu budowania klimatu i napięcia Nolan radzi sobie dobrze. Biorąc film pod lupę okazuje się, że po opadnięciu emocji także można się popłakać – nad fabularnymi absurdami. Zgoda – Bane świetnie pomyślany i zagrany, podobnie jak obsada znana z poprzednich części. Świetny prolog, pomysł na postać Batmana (pod tym wzgledem film nowatorski). Śledząc jednak poczynania bohaterów dojść można do wniosku, że słynny nolanowski realizm nie pojawia się wcale w tej części. Niemniej jednak nie stanowiło to większej przeszkody i powstało trwające niemal trzy godziny widowisko, dzieje się dużo, jest klimat i jest ciekawie (choć nie zawsze mądrze). Christopher Nolan musiał odkryć jakąś istotną tajemnicę kina, ponieważ nie przypominam sobie filmu, który mimo tylu nielogiczności i absurdów cieszy się tak dużą estymą wśród widzów. W dodatku z całą świadomością plusów i minusów nie potrafię (może przez sentyment do komiksu?) ocenić tego filmu źle. 8/10
Krzysztof Walecki
Zwieńczenie trylogii o Mrocznym Rycerzu ma swoje problemy. Duże problemy. Finał z „frontalnym atakiem” nieuzbrojonych policjantów, niezbyt uczciwe obejście się z głównym czarnym charakterem czyli Banem, a nawet metraż filmu, który trwa męczące 165 minut to zaledwie niektóre z nich. Nolan kontynuuje wątki z „Mrocznego Rycerza”, lecz ambicje, które miał poprzednik giną pod natłokiem licznych nielogiczności oraz fabuły nie potrafiącej udźwignąć poruszanych przez reżysera tematów. Nie jest to zły film, ale zwyczajnie rozczarowujący. Są w nim rzeczy bardzo dobre, jak wreszcie pasujący do głównej roli Christian Bale, świetne – nie tylko wizualnie, ale i dramaturgicznie – sceny akcji oraz cały wątek Bruce’a Wayne’a, zniszczonego psychicznie i fizycznie. To ostatnie jest zresztą najciekawsze w tej części – podróż bohatera, który musi odnaleźć nie tylko wolę walki, ale i na nowo sam siebie. Jest to jedna z niewielu rzeczy poprowadzona w tym filmie znakomicie, przypominająca, dlaczego to właśnie Nolanowi zaproponowano realizację nowych przygód Batmana.
„Mroczny Rycerz powstaje” to przede wszystkim światło ostrzegawcze dla reżysera, który nie potrafił zapanować nad materiałem, tak od strony scenariuszowej, jak i realizacyjnej. Brak logiki mocno wpływa na odbiór filmu, a pośród natłoku wątków, postaci i wydarzeń gubi się sens tej konkretnej odsłony oraz trylogii jako całości. 6/10
Filip Jalowski
W przypadku Mroczny Rycerz powstaje Nolan chciał po prostu za dużo. W scenariuszu znajduje się zbyt wiele wątków, bohaterów, przemyśleń. Z czasem reżyser traci kontrolę nad ich spójnym połączeniem, a przez to do filmu wkradają się nielogiczności, sceny zbędne, nikomu niepotrzebne dłużyzny prowadzące w istocie na manowce. Gdzieś w tym wszystkim zupełnie ginie sam Batman, ginie również – i tu wielka szkoda – Bane, będący przecież jednym z najciekawszych złoczyńców w świecie Człowieka Nietoperza (do tego świetnie obsadzonym). Po seansie w głowie zostaje jedynie dobrze poprowadzony wątek załamania Wayne’a oraz Anne Hathaway w obcisłym stroju Kocicy. Po dłuższym czasie pierwszy z pozytywnych aspektów ginie pod natłokiem minusów filmu, a na hasło Mroczny Rycerz powstaje w głowie pojawia się jedynie ten drugi. Najgorszy film Nolana. 5/10