THE CROWDED ROOM. Tak dobry, jak zapowiadano? Recenzujemy pierwsze 3 odcinki
Na ten serial wielu wyczekiwało latami. W tym ja, która po dziś dzień książkę Człowiek o 24 twarzach – którą Akiva Goldsman (autor scenariusza do Pięknego umysłu z 2001 roku) inspirował się, tworząc The Crowded Room – uważam za jeden z najlepszych reportaży, jakie udało mi się przeczytać. Po fantastycznym występie Amandy Seyfried (nagrodzonym zresztą telewizyjnym Oscarem) w The Dropout i dość głośnej medialnej burzy wokół problemów psychicznych Toma Hollanda, których rzekomo nabawił się podczas trudnych prac nad produkcją, The Crowded Room wylądował na samym szczycie mojej osobistej listy produkcji, które muszę zobaczyć jak najszybciej. Ekranizacja tak genialnej literatury zasługiwała bowiem na swoją jakość oraz precyzyjne, pełne szacunku zgłębienie emocjonalności głównych postaci, co od początku było głównym nurtem książki, bazującej na historii seryjnego mordercy Billy’ego Mulligana cierpiącego na rozszczepienie osobowości. Odpowiadając więc na pytanie, czy twórcom serialu po pierwszych trzech odcinkach udało się sprostać oczekiwaniom moim i tysięcy innych widzów oraz dorównać pierwowzorowi autorstwa Daniela Keyesa, uczucia wciąż mam niezwykle mieszane, co samo przez się może was naprowadzić na to, że nie wszystko wyszło ostatecznie tak, jak byśmy tego chcieli. Czego brakowało, a co jak na razie się udało w tym niezwykle wyczekiwanym serialu Apple Originals?
Trudne dzieciństwo, sekrety i ta jedna chwila na Rockefeller Center
Danny Sullivan (Tom Holland) to everyman, chłopak, z którym mogą utożsamić się tysiące prześladowanych w liceach nastolatków. Od grupy znajomych zdecydowanie woli własne towarzystwo, jego samotność najlepiej koi malowanie portretów ludzi, których spotyka na swojej drodze, jednak jak możemy się domyślić – w domu, w którym ojczym nieustannie znęca się nad nim psychicznie i całkowicie kontroluje jego matkę, nie ma miejsca na docenienie talentu chłopca. Danny nieszczęśliwie się zakochuje, wpada w tarapaty, sprzedając kolegom ze szkoły marihuanę, a gdy przyłapany zostaje na gorącym uczynku, postanawia rzucić szkołę i wyprowadzić się z toksycznego domu. Schronienia udzielają mu tajemniczy Icchak (Lior Raz) i Ariana (Sasha Lane), ta ostatnia od początku gra w jego życiu ważną rolę. Wyobcowany Danny nawiązuje z nią nić porozumienia, dziewczyna zwierza mu się ze swojej skomplikowanej i bolesnej przeszłości, a w końcu namawia na przestępstwo, którego jesteśmy świadkami na samym początku pierwszego odcinka. Danny i Ariana organizują zamach z bronią w samym centrum Nowego Jorku. To dlatego chłopak ląduje w areszcie, a rozmowy przeprowadza z nim policyjna psycholożka Rya Goodwin (Amanda Seyfried). To dzięki retrospekcjom poznajemy przeszłość Danny’ego, obserwujemy, co doprowadziło do decyzji o oddaniu strzału, dlaczego to on siedzi teraz w kajdankach, a Ariana niepostrzeżenie zniknęła bez śladu. Na te i wiele innych pytań szukamy odpowiedzi w premierowych odcinkach The Crowded Room, które, niestety, nie są najlepszym początkiem tej historii.
Dlaczego tak mało, dlaczego tak pusto
Pierwsza myśl, jaka nasuwa mi się po obejrzeniu premierowych odcinków The Crowded Room, to dlaczego z tak silnej i bogatej emocjonalnie opowieści zdecydowano nam się pokazać jedynie ułamek jej prawdziwego potencjału. Dla widzów niezaznajomionych z życiorysem postaci granej przez Toma Hollanda zarówno jego aktorski portret, jak i sam scenariusz wydawać mogą się miałkie i wręcz nużące. Po przeczytaniu krótkiego opisu produkcji spodziewamy się portretu psychologicznego mordercy, lawirowania między tym, co prawdziwe, a tym, co dzieje się wyłącznie w głowie przestępcy. To, co dostajemy, ostatecznie porównać mogę raczej do melodramatu o pokrzywdzonym przez życie chłopcu, ani trochę niewskazującego na to, iż może być on mentalnie niestabilny. Nie zdecydowano się rzucić nam nawet odrobiny niepewności, zagadek, na których rozwiązanie przyjdzie czas w następnych odcinkach – grany przez Hollanda Danny Sullivan to bohater o praktycznie zerowej charyzmie, co biorąc pod uwagę potencjał jego postaci, boli po seansie chyba najbardziej. Kolejnym punktem, który zawodzi, jest jak na razie totalne zmarnowanie bohaterki, w którą wciela się Seyfried – psycholożki próbującej wyciągnąć z Sullivana szczegóły dotyczące zamachu na Rockefeller Center. Popis, jaki dała w The Dropout, sugerował, że może i tym razem jej talent zostanie przez reżysera doceniony – jest jednak jedynie cieniem Danny’ego, dostaje relatywnie niewiele ekranowego czasu, co, miejmy nadzieję, zmieni się na plus w nadchodzących epizodach.
Prawdziwe napięcie serwuje się nam tylko w pilocie, w którym wartkie tempo akcji partneruje niepewności, nierozwiązanej zagadce i mniej lub bardziej udanej próbie jej wyjaśnienia. Im dalej podąża fabuła, im bardziej zagłębiamy się w przeszłość głównego bohatera, tym bardziej nużące i kłopotliwe staje się dalsze uważne śledzenie serialu. Wciąż wierzę, iż ten nie w pełni wykorzystany początek jest jedynie rozgrzewką przed właściwym rozdziałem historii Billy’ego, który otworzy się przed nami w następnych epizodach. Jak na razie The Crowded Room bliżej do nieskomplikowanej obyczajówki niż pełnego suspensu serialu psychologicznego, którym z założenia miał przecież się stać. Wrażenie z pewnością zrobią na widzu zdjęcia, za które odpowiadała Ksenia Sereda oraz intrygująca ścieżka dźwiękowa autorstwa Trevora Gureckisa. To na ten moment jedyne warte odnotowania elementy produkcji, która zdaje się zbyt długo się rozkręcać, a wręcz – czego najbardziej się obawiam – zbaczać z kierunku, którym powinna podążać od pierwszych minut.
Nic dziwnego, że pozytywne oceny krytyków na Rotten Tomatoes to rzadkość. Historia Danny’ego zdaje się wlec niemiłosiernie, jak do tej pory nie mając w zasadzie nic odkrywczego do powiedzenia. Biorąc pod uwagę to, że serial liczyć sobie będzie 10 odcinków, rosną moje obawy odnośnie do tego, czy następnym częściom uda się nieco zrehabilitować i dać widzom powody do czekania na kontynuację. Tom Holland zdaje się nie wnosić do postaci Danny’ego nic nowatorskiego, z każdym kolejnym kwadransem zastanawiamy się, czego w tej historii tak naprawdę szukamy i dlaczego zajmuje nam to aż tak długo. Kolejnym odcinkom przyznaję kredyt zaufania, chociaż już teraz mam świadomość, że The Crowded Room zaczął zupełnie nie tak, jak powinien, co nie wróży dalszej części zbyt wielkiego szczęścia.